Jak na razie Putin nie wywołuje wojny, bo po co, skoro są widoki na przejęcie władzy nad Ameryką w sposób legalny.
To znaczy wystawił dwu kandydatów, jak nie jeden to drugi przecież wygra. Zabezpiecza też wybory cybernetycznie, tak żeby nie było wątpliwości, że Amerykanie rzeczywiście wybierali i głosowali jak trzeba.
"Washington Post" podaje, że politolog prof. Allan Lichtman, który w ostatnich 32 latach trafnie przewidział wyniki wszystkich wyborów prezydenckich, wskazuje na Trumpa jako zwycięzcę. I prawda - Trump będzie znacznie poręczniejszy. Jego wzorem Stany zaczną kochać Putina szybko, odważnie i szczerze, tak jak Rosjanie. Clinton w tym trochę kłopotliwa, bo mniej otwarta musiałaby być, przynajmniej na początku. Ale choruje i może jej się w każdej chwili pogorszyć.
Swoją drogą nie wiadomo dlaczego Amerykanie tak się zawzięli na siebie.
Wszystko wiedzą o tych kandydatach, orientują się w dążeniach Rosji, mają prezydenta którego kochają i świetnie oceniają, ale z powodu głupiego samoograniczenia prawnego stanowiącego, że kadencja prezydencka trwa tylko 4 lata i powtórzona może być tylko raz - siedzą jak myszy pod miotłą.
Widocznie nie wolno im inaczej. Zmienić Konstytucję?! Lepiej od razu iść do Putina niż dokonać takiego świętokradztwa.
Zresztą za wierność prawu zapewne wielu poważnie dorobi...