ataraksja ataraksja
149
BLOG

Kołobrzeg wita - czyli wakacyjne przygody

ataraksja ataraksja Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Zaczęło się od obozu harcerskiego ( nigdy więcej nie jadę na obóz jako oboźna, nie chcę robić za megafon komendantki i osobę, która robi za psychologa obozowego ;p). Ja oraz O. miałyśmy dosyć. Po półtora tygodnia miałyśmy dosyć zgrzytów w komendzie, że się nie dogadujemy i wogóle. Doszłyśmy do wniosku, że możemy sobie wymyślić jakiś harc (zadanie) we wsi kawałek dalej (ba! w miasteczku). Pomysł został zatwierdzony, ponieważ i tak G. z dziewczynami jechała do Czaplinka a później i tak miał być planowy spływ kajakowy z Rzepowa. Tak więc o 3.3o rano ruszyłyśmy (samochodem pana Z.) do Drezdenka. Najbliższe miejsce z którego można by dojechać. Kupiłyśmy bilety. Miła pani z okienka powiedziała nam, że trzeba przesiąść się w Pile, Krzyżu i ciut za Szczecinkiem już będziemy w Czaplinku. Wszystko wydawało się dobrze. Jedziemy tym rzekomo "ostatnim" pociągiem. Jedziemy, śpimy, jedziemy. Regularnie sprawdzają nam bilety. Więc nie martwiłyśmy się. Aż tu nagle coś nas tknęło. Pytamy się konduktorki "Przepraszam, kiedy będziemy w Czaplinku?". Odpowiedź była szokiem: " Ale my już do Kołobrzegu dojeżdżamy!". I głos w tle (mili współpasażerowie) "No to macie małego zonka". Nie musiałyśmy dopłacać za bilet, ponieważ pani zrozumiała, że to błąd i my naprawdę chciałyśmy być 200km wcześniej.

Tak więc, trafiłyśmy do Kołobrzegu.

Poszwędałysmy się po mieście. Wykąpałyśmy się w morzu i wogóle było cudnie. Pociąg powrotny o 15.25.  Biegniemy, bo z naszego peronu coś odjeżdża. Wsiadamy. Zostają nam sprawdzone zakupione bilety. "Ale to pociąg do Szczecina, nie do Szczecinka". Cóż. Pozdrawiam pkp. Nasz pociąg odjechał - okazało się - zbyt wcześnie. Wysiadłyśmy na następnej stacji. Spowrotem do Kołobrzegu powieźli nas młodzi gniewni po piwie ludzie. Jakoś sobie poradziłyśmy.

No to zrezygnowane wyczekujemy na następny pociąg. Przyjechał, wsiadamy. No cóż, jedziemy a okazuje się, że to nie ICC tylko TLK. I już nam konduktor nowe bilety wydrukował. Powiedział, że 3ozł trzeba dopłacić. A tu nagle mówi: "Albo nie, dajcie mi 10zł na piwo". No dobrze. Wysiadamy w Szczecinku i mamy udać się do Czaplinka. Jest godzina 20.oo. Problem w tym, że pociągów już nie ma. 47km na piechotkę.

Ruszyłyśmy w nadzieji że złapiemy stopa.  Jeden człowiek podwiózł nas 10km. Jakieś 15 przeszłyśmy. Ale było około godziny 23. Byłyśmy w Silnowie. Stwierdziłyśmy, że zanocujemy na stacji benzynowej. Niestety człowiek pracujący tam stwierdził że nas nie wpuści. Siedziałyśmy pod stacją. Przyczepiło się do nas dwóch pijanych chłopaczków. Jeden był Łukasz i miał chyba 18 lat a drugi bodaj Arek miał około 22. Nie chcieli się odczepić. Pytali się ile mamy lat, w jakiej sieci mamy telefony (mamy po 14 lat i telefony w TU BIEDRONKA). Strach nas nieźle obleciał. Doszli do wniosku, że ich kolega (mówili na niego Kambodża) moze nas powieźć do Czaplinka i będzie niedługo tylko może nie mieć na benzynę. Byłyśmy sceptycznie nastawione do tego pomysłu.
Po jakiś 3o minutach nadjechał koleś, lat około 50. Wyglądał jak postać z filmu o pustelnikach czy innym Robinsonie Cruzoe. Zarośnięty. Pijany. Mówili na niego Gutek albo Doktorek. Przyjechał na rowerku. Coś zaczął z nimi gadać. Pojechał gdzieś. Później wrócił. Cały w piachu bredząc coś że samochód naprawiał. Po jakimś czasie Nadjechał Kambodża. Ze złamaną ręką.  Pogadałyśmy z nim i wymówiłyśmy się z podróży. A on - nieznając nas zupełnie - pożyczył nam ładowarkę do telefonu , koc i poduszkę. Nawet gdzieś po to jechał. Gutek mówił nam że to spoko człowiek i nie ma co się go bać. Chłopaki tez tak mówili. Poprosiłyśmy Kambodżę aby wziął Łukasza i tego drugiego, bo nie chcemy z nimi zostawać. A Kambodża powiedział, żebyśmy uważały na Doktorka, bo on ma problemy psychiczne. I widać było, że on nie urodził się tu na wsi. Jak zostałyśmy z nim (a było około 1 w nocy), to zaczął coś gadać ze też ma córki w naszym wieku (my nadal utrzymywałyśmy że mamy 14 lat, aby nie przekraczać tej granicy 15 bo nie wiadomo jaka byłaby reakcja pijanych facetów) i tak dalej. I powiedział że możemy u niego nocować. Widać że żył we własnym świecie, gadał coś o jakiejś żonie ale za bardzo nie pamiętam. Poszedł gdzieś po chwili. My stwierdziłyśmy że najlepsza rzecz jaką możemy zrobić to szmyrgnąć w krzaki za stacją benzynową. Ułożyłyśmy się gdzieś w krzolach i próbujemy zasnąć. Nagle słychać krzyk Gutka, gdzie jesteście, przywiozłem wam kanapki. Poszedł do kierownika stacji, który powiedział że poszłyśmy dalej. Ale Doktorek zauważył że mój telefon się ładuje. Zaczął krzyczeć, wygrażać się. Powiedział że będzie nas szukał. Bałyśmy się że wejdzie w te krzaki. Stał tak i darł się przez kilkadziesiąt minut. Później usłyszałyśmy że odjeżdża. Ale to był tylko pic na wodę. Znowu zaczął krzyczeć. Nawet w pewnym momencie wlazł w te krzaki. Nie wiedziałyśmy co się stane jak nas znajdzie ale bałyśmy się tego strasznie. Później na chwilę przysnęłyśmy, ale to było jakieś 40minut zajęczego snu. Za każdym razem gdy słyszałyśmy szelest to bałyśmy się że to on. Koło 3.30 poszedł ale my nadal leżałyśmy. Około 5 poszłyśmy dalej. Bez większych problemów dotarłyśmy do Czaplinka a stamtąd zabrał nas bus z dziewczynami.

Każdy próbował być nam życzliwy. I ostrzegał nas przed innymi. Prawie jak teraz w polityce. No, może są mniej życzliwi.

 

Trasa podróży:

http://img826.imageshack.us/f/kolobrzeeg.png/

 

ataraksja
O mnie ataraksja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości