ataraksja ataraksja
115
BLOG

Pierwsze dni nauki

ataraksja ataraksja Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Pierwsze dni września...

      ...od 1 do 7 września (z pominięciem weekendu) spędziłam  w ławce szkolnej. Cóż... Wszystkie przedmioty rozpoczynały się od pytania jaki to profil klasy. Po otrzymaniu odpowiedzi następowała pauza i zniechęcona mina nauczycieli przedmiotów ścisłych. Ponieważ, proszę państwa, profil mojej szanownej klasy opiera się na dwu przedmiotach rozszerzonych: języku polskim oraz języku łacińskim. Profesor od fizyki przez godzinę tłumaczył nam z jakiego powodu nasza klasa winna uczyć się przedmiotów ścisłych. Chemik za to stwierdził, iż spróbuje znaleźć z nami wspólny język, ale takie wypowiedzi wśród nauczycieli były nieczęste. Szkoła pełna różnych ciekawych lub mniej ciekawych postaci. Zacinające się szafki uczniów (przynajmniej moja taka jest). Zgubić się w budynku nietrudno. Niedziwota skoro obok sali 18 jest chyba sala 57. Albo inne udziwnienia - pokazująca uczniom jak można zużyć trwającą dziesięć minut przerwę. Lekcje organizacyjne też obfitowały w wiele ciekawych spostrzeżeń. O niewkładaniu dwóch palcy do kontaktu, zabierania dziennika w razie pożaru, ale zostawiania własnych rzeczy. Oraz pozyskanie wiedzy, iż musimy kochać łacinę. Kłamstwo powtarzane tysiąc razy stanie się prawdą, coraz mniej osób mówi, że nie lubi łaciny a sam język stał się w naszej klasie swoistym żartem. To raptem cztery godziny języka tygodniowo oraz jedna godzina zajęć z kultury śródziemnomorskiej. W następnych latach będzie to pięć i sześć godzin. Innymi słowy - będzie wesoło, już jest wesoło.  Niedługo nastąpi moja wyprawa po Warszawie w celu uzyskania książek do tegoż języka. Dzieje kultury rzymskiej, historia Rzymu, krótka gramatyka języka łacińskiego. Podręcznik będzie nam dawany w formie ksero przez nauczycielkę. Ćwiczenia (z powodu małej dostępności na rynku) są zamawiane dla całej klasy.

A dlaczego w najbliższych dniach wyruszam po łacinę a nie już dziś? Odpowiedź jest prosta. Zaczęło się w czwartek i dziś mnie zmogło z nóg. Przeziębienie. Jest ono z pewnością zasługą pogody za oknem. O ile akurat  dziś słońce świeci to deszcz był o wiele bardziej permanentny. Ból gardła, katar i do tego kicham. Kicha no!  Akurat w momencie gdy pragnę wyjść z domu do ludzi to różne czynniki wewnętrzne mi nie pozwalają. Sen też nie przychodzi, więc jedyne co zostaje to ostatnie rozrywki w domu - jedzenie, książki oraz komputer, telewizji nie oglądam. Niestety w książki wczuć się nie mogę (miewam takie dni), jedzenie tuczy i i tak nie czuję smaku, komputer mnie już nuży... Zostaje chyba jedna rzecz. Gitara. 

 

Mam nadzieje, że nikogo z was nie dopadła choroba. :)

 

ataraksja
O mnie ataraksja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości