Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
718
BLOG

Trudna walka o samodzielność Polski

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 0

W sytuacjach gdy pojawiała się rozbieżność interesów, nie było mowy o żadnych ustępstwach z niemieckiej strony – od Gazociągu Północnego poczynając, przez uprawnienia polskiej mniejszości w Niemczech, po Centrum przeciw Wypędzeniom. Konformizm nie przyniósł na razie nawet dużych korzyści osobistych architektom spolegliwej polityki – Donald Tusk nie zostanie wynagrodzony wysokim stanowiskiem w Unii.
 
Zaprzątnięci sprawami krajowymi nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo zmienił się kontekst międzynarodowy i w związku z tym położenie Polski. Niewątpliwie wkroczyliśmy w nową epokę. Zmiana jest równie głęboka jak ta w 1989 r., choć może nie aż tak spektakularna.

W roku 1989 dwubiegunowy porządek światowy zmienił się w jednobiegunowy, w którym USA uzyskały dominującą pozycję w świecie jako jedyne mocarstwo. Ogłoszono ostateczne zwycięstwo liberalnej, reprezentatywnej demokracji i kapitalizmu. „Zachód” był wielkim moralnym zwycięzcą ustrojowej konfrontacji z blokiem komunistycznym. Wraz z traktatem w Maastricht rozpoczynała się także budowa Unii Europejskiej. Wszyscy byli też wpatrzeni w nasz region, w Polskę, gdyż tutaj rozgrywały się historyczne wydarzenia i tutaj też widziano najważniejsze wyzwania dla UE oraz poważne dla całego Zachodu.

Jak jest dzisiaj? Mówi się coraz częściej o światowym ładzie poamerykańskim. Stany Zjednoczone, choć nadal pozostają potężne, są zajęte Chinami, Iranem i w ogóle Bliskim Wschodem oraz Azją i coraz mniej obecne są w Europie. Chiny stają się coraz groźniejszym rywalem i wyrastają na globalne supermocarstwo.

UE, czyli utopia lepszego Zachodu

Reprezentatywna, liberalna demokracja znajduje się w kryzysie – twierdzi się, że została zastąpiona postdemokracją, w której wprawdzie zachowane są formalne reguły demokratyczne, ale tracą one swoje znaczenia. W Europie zdarzyło się już, że nawet owe formalne reguły zostały na pewien czas zawieszone – dwa kraje, Grecja i Włochy, rządzone były przez narzuconych z zewnątrz byłych komisarzy unijnych, z pominięciem procedury wyborów.

Wreszcie sam system gospodarczy – turbo- czy superkapitalizm – znajduje się w kryzysie. Jest to kryzys systemowy, a nie tylko rezultat niefrasobliwego postępowania banków czy też nadmiernie zadłużających się państw.

Ostatnia afera, ujawnienie inwigilacji amerykańskiej, i nie tylko, na globalną skalę pokazuje również, że wolności obywatelskie na Zachodzie są zagrożone, a nawet często już fikcyjne, i że pod „liberalną” powierzchnią istnieje inna rzeczywistość – bezwzględna walka interesów, gdzie wszyscy szpiegują się nawzajem. Afera jest niewątpliwie moralną kompromitacją Zachodu. Okazuje się, że życie na podsłuchu nie jest bynajmniej tylko cechą świata totalitarnego, komunistycznego.

Także Europa, zmieniająca się przez ostatnią dekadę w nową utopię – lepszego Zachodu, bardziej humanitarnego i „cywilnego” niż USA – została „odczarowana”, mimo że ciągle przyjmuje nowych członków. Kiedyś sądzono, że historia europejska ma z góry wyznaczony kurs – coraz ściślejszą integrację. Obecnie mnożą się głosy, ze trzeba wzmocnić państwa narodowe kosztem nadmiernie rozbudowanych instytucji unijnych. Już nie tylko Wielka Brytania, ale także Holandia oficjalnie reprezentuje to stanowisko. Rząd holenderski opublikował „Raport o pomocniczości”, w którym rozważa, jak zmniejszyć wpływ brukselskich instytucji na holenderską politykę. Obecny rząd holenderski uważa, że tam, gdzie to jest możliwe, należy zostawić kompetencje państwom narodowym, a europejskie regulacje powinny być stosowane tylko wówczas, gdy jest to konieczne. Minister spraw zagranicznych Frans Timmermann stwierdził w związku z publikacją tego raportu, że „epokę coraz ściślejszej integracji w każdej dziedzinie polityki mamy już za sobą”. Także kanclerz Angela Merkel oświadczyła niedawno, że nie widzi potrzeby przekazywania instytucjom unijnym dalszych kompetencji, należy tylko zacieśniać współpracę między państwami europejskimi.

Cios dla „europeizmu” przyszedł – jak niemal zawsze – z nieoczekiwanej strony i wydarzył się w nieoczekiwanym miejscu. Nie populizm i nie nacjonalizm, lecz euro rozsadza Unię – wspólna waluta, która uchodziła za jedno z największych osiągnięć europejskiej integracji i miała ją nieuchronnie popychać naprzód. Dzisiaj przeważa opinia, że unia monetarna była pomysłem nietrafionym. Najbardziej znany ekonomista niemiecki, Hans-Werner Sinn, stwierdził wprost, że wprowadzenie euro było błędem.

Ujawniły się także głębokie różnice kulturowe, podważające idee wspólnej tożsamości europejskiej. Okazało się przy tym, że to kraje Europy Południowej, a nie Środkowo-Wschodniej stanowią największy problem. Zarzucają one Niemcom imperializm kulturowy i gospodarczy. Pojawiły się także konkurencyjne modele przyszłego ładu europejskiego. Znany włoski filozofii Giorgio Agamben reaktywował idee „imperium łacińskiego” Aleksandra Kojève’a, czym wywołał wielkie poruszenie i oburzenie wśród niemieckich publicystów i intelektualistów. Jednocześnie jednak mówi się o hegemonii Niemiec jako rzeczy oczywistej i pozytywnej. Prosi się je nawet – tym zasłynął także minister Radosław Sikorski – by się nie krygowały i bardziej zdecydowanie przejęły tę rolę. Wzywa się je nawet do zbrojeń, gdyż w Europie Środkowej rzekomo pojawiła się niebezpieczna „próżnia władzy”. Wywołuje to falę niechęci wobec Niemiec i Niemców. Nawet rządząca Francją partia socjalistyczna ostro skrytykowała politykę Merkel.

Jaką politykę powinniśmy uprawiać w tej sytuacji? Jak zmierzyć się z nowymi wyzwaniami? Polacy ciągle wyróżniają się wsród Europejczyków pozytywnym stosunkiem do Unii. W niedawnych badaniach, przeprowadzonych przez Pew Research Center, 41 proc. badanych Polaków twierdziło, że członkostwo w Unii wzmocniło Polskę (w 2009 – 51 proc.), podczas gdy tylko 22 proc. Francuzów było zdania, że integracja wzmocniła Francję. To samo o swoim kraju twierdziło 54 proc. Niemców (tylko w tym kraju nastąpił wzrost takich opinii), 29 proc. Czechów i tylko 11 proc. Greków oraz 11 proc.Włochów. 68 proc. Polaków miało też pozytywne zdanie o Unii (a w 2007 r., gdy PO doszła do władzy, odsetek ten wynosił aż 83 proc.). Tylko 41 proc. Francuzów, 33 proc. Greków, 38 proc. Czechów i 60 proc. Niemców było tego samego zdania.

Można się zastanawiać, jakie są przyczyny tej wyjątkowej przychylności Polaków dla Unii. Na pewno wielką rolę odgrywają unijne dotacje i dokonane dzięki nim (i lekkomyślnemu zadłużaniu się) inwestycje. Innym czynnikiem jest możliwość swobodnego poruszania się, emigracji i legalnej pracy za granicą, a także w ogóle zmiana statusu – z Europejczyka „wschodniego” na obywatela Unii i związany z tym wzrost prestiżu Polski.

Dość niskie były oczekiwania wobec samej Unii w wielu środowiskach, na przykład na wsi. Przeważała nieufność. Tym większym był pozytywny efekt, gdy pojawiły się pierwsze korzyści, np. dopłaty czy inwestycje infrastrukturalne dofinansowywane przez Unię. Obawy, które wyrażano na początku, się nie spełniły. Efekty negatywne są mniej widoczne z jednostkowego punktu widzenia, dotyczą raczej spraw Polski jako całości i zapewne dopiero w przyszłości będą się mocniej zaznaczać.

Ale są także inne powody polskiej eurofilii: pragnienie spokoju i stabilizacji, które choć zrozumiałe, połączone bywa z niewiarą we własne siły; brak ambicji politycznych i gospodarczych, które charakteryzują znaczną część polskiego społeczeństwa; słaby związek z Polską, z państwem; nastawienie na konsumpcję, nadzieja na „modernizację” z zewnątrz; bezkrytyczny stosunek do  Zachodu; strach przed Rosją; no i oczywiście uleganie rządowej propagandzie sukcesu.

Choć przestaliśmy być obiektem głębszego zainteresowania jako region i jako kraj, zewsząd natomiast słychać pochwały. Jeszcze chyba nigdy Polska nie miała tak dobrej prasy w Europie jak obecnie. W Niemczech, gdzie kiedyś artykuły o Polsce opatrywano zdjęciem ubogich rolników orzących wynędzniałymi końmi, przedstawia się Polska jako „Vorzeigeland”, wzorcowy kraj sukcesu, a artykuły ilustruje zdjęciem wieżowców w Warszawie. Tusk został obsypany niemieckimi nagrodami za zasługi dla Europy. A „Foreign Policy” umieścił Tuska i Sikorskiego wśród 500 najbardziej wpływowych ludzi na świecie, jako jedynych przedstawicieli Europy Środkowo-Wschodniej.

Jak w satyrze, czyli Sikorski kadzi Niemcom

Także ostatni wywiad z polskim ministrem spraw zagranicznych w majowo-czerwcowym numerze „Foreign Affair” przepojony jest takim optymizmem i euroentuzjazmem, że brzmi jak satyra. „Unia Europejska – twierdzi Sikorski – jest niezwykle dobra dla Polski. Była dla nas dobra nawet, zanim do niej przystąpiliśmy, gdyż nadała nam strategiczny kierunek i rodzaj cywilizacyjnego szablonu, który zabezpieczył prawnie demokratycznie wolny rynek”.  Zgodnie z platformerską ideologią i walki z „nekrofilią” dodaje: „Członkostwo w Unii pomaga nam w budowaniu Polski odnoszącej sukces i dlatego wzmaniającej nową polską dumę opartą raczej na sukcesie niż na krzywdach, jakich doznaliśmy w przeszłości” (The Polish Model. A Conversation with Radek Sikorski, Foreign Affairs, May/June 213). Nie mniejsze są sukcesy samego ministra. Nie tylko dowiadujemy się, że był  przywódcą strajku uczniów w Bydgoszczy wiosną 1981 r. (ta ciągle powtarzana informacja ma zapewne przykryć fakt, że w tymże roku 1981 Sikorski wyjechał z Polski i przyjął obywatelstwo brytyjskie), ale również, że Niemcy posłuchali jego wskazówek wygłoszonych w słynnym przemówieniu berlińskim (napisanym przez byłego ambasadora brytyjskiego w Polsce Charlesa Crawforda) i przejęli przywództwo w Europie. Uznaje w tym wywiadzie pojednanie nie tylko z Niemcami, ale i z Ukrainą za dokonane, a z Rosją za możliwe, choć trudne. Chwali obecność Putina w Katyniu i posłanie Kościołów. Nie pada ani jedno słowo o Smoleńsku, choć jeszcze do niedawna to na tragedii smoleńskiej miało być budowane pojednanie polsko-rosyjskie.

Na próżno szukalibyśmy w tym wywiadzie jakiejkolwiek poważnej próby wyjaśnienia przyczyn obecnego kryzysu Unii Europejskiej. Diagnoza sprowadza się do stwierdzenia, że  problemem są „politycy, którzy przyczyny kryzysu nie upatrują w swojej dawnej rozrzutności, lecz obarczają winą to ciało, które im pomaga – Unię Europejską”. Proponowane rozwiązania do czołobitnej pochwały niemieckiej strategii cięć i oszczędności.

Tę samą niefrasobliwość, samochwalstwo, brak głębszej analizy sytuacji,  zasłanianie rzeczywistości tanią propagandą i autoreklamiarstwo, które widać w polityce wewnętrznej, widać w polityce zagranicznej. Z indywidualnego karierowiczostwa i klientelizmu wyrasta leżąca u podłoża tej polityki zasada, że lepiej trzymać z silnymi i w niczym się im nie narażać. Samodzielna rola Polski w Europie Środkowo-Wschodniej i dawna polityka wschodnia zostały odrzucone jako „jagiellońskie mrzonki” (por. „Min. Sikorski dla »Gazety«: 1 września – lekcja historii”, „GW” 29.08.2009) Z początku nawet „Gazeta Wyborcza” była tym zbulwersowana. Jej publicysta Mirosław Czech przeciwstawiał nową politykę zagraniczną tej, jaką uprawiał, tak skądinąd bezwzględnie przez „Wyborczą” zwalczany Lech Kaczyński: „W polityce wschodniej Kaczyński raz topornie, raz bardziej finezyjnie kontynuuje linię Giedroycia i III RP. Sikorski usiłuje od niej odejść. W swoim tekście nawet nie napomknął o dziedzictwie Solidarności. Nie wspomniał też o państwach nadbałtyckich, Finlandii i Rumunii, które padły ofiarą paktu Ribbentrop–Mołotow. Nie było nic o innych, oprócz Niemiec i Rosji, sąsiadach Polski. Jakbyśmy żyli w 1939 r., gdy pomiędzy Berlinem a Moskwą leżała jedynie Warszawa” („Duch Jagiellonów nie błądzi po Polsce”, „GW” 07.09.2009).

Z faktu niemieckiej hegemonii i wzmożonych ambicji imperialnych Rosji rządzący Polską wyciągnęli wniosek, że trzeba układać się z Rosją i być wobec niemieckiego hegemona jak najbardziej spolegliwym i usłużnym, a wtedy może zostaniemy odpowiednio nagrodzeni. Co najwyżej należy dążyć do związania go regułami europejskimi, co okazuje się coraz bardziej iluzoryczne. Niewątpliwie ukształtował się w Polsce obóz „realistów” głoszących, że tylko tego rodzaju polityka jest możliwa, a dominacja niemiecka jest lepsza od dominacji rosyjskiej. Sprzyja temu reinterpretacja historii, zwłaszcza II wojny światowej.

Alternatywa wobec polityki usłużności

Efektem tej polityki jest pozorne wzmocnienie pozycji Polski i deszcz komplementów dla Tuska i Sikorskiego. W rzeczywistości prowadzi ona do bezsilności wobec Rosji, czego najlepszym dowodem są graniczące ze zdradą stanu działania w sprawie tragedii smoleńskiej. Co gorsza była ona jedną z przyczyn tej tragedii. Jednocześnie prowadzi ona do rosnącego uzależnienia od Niemiec, które są też patronem „pojednania” rosyjsko-polskiego. W zasadzie trudno jest powiedzieć, co osiągnęliśmy we wzajemnych stosunkach z Niemcami. W sytuacjach, gdy pojawiała się rozbieżność interesów, nie było mowy o żadnych ustępstwach z niemieckiej strony – od Gazociągu Północnego poczynając, przez uprawnienia polskiej mniejszości w Niemczech, po Centrum przeciw Wypędzeniom. Na razie konformizm nie przyniósł nawet dużych korzyści osobistych jej architektom – okazało się, że Donald Tusk nie zostanie wynagrodzony wysokim stanowiskiem w Unii.

Alternatywą tego „minimalistycznego realizmu” jest powrót do polityki Lecha Kaczyńskiego i dążenie do odzyskania pola do samodzielnego działania. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że odbywałoby się to w znacznie trudniejszych warunkach niż w latach 2005–2010. Po pierwsze, śmierć polskiego prezydenta i znacznej części polskiej elity niepodległościowej oraz dotychczasowa bezsilność Polski w tej sprawie, podważa prestiż i status Rzeczypospolitej. Po drugie, trudniej dzisiaj szukać poparcia w Stanach Zjednoczonych, skoro coraz mniejsze jest ich zainteresowanie Europą – i Polską.

Po trzecie, trudno będzie odbudować relacje z krajami Europy Środkowo- wschodniej. Dzisiaj coś takiego, jak wyprawa Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi w otoczeniu przywódców państw naszego regionu, wydaje się czymś zupełnie nierealnym.

Po czwarte, trudno będzie poradzić sobie ze wzmożoną aktywnością Rosji i znaleźć sposób na ułożenie partnerskich relacji z tak bardzo wzmocnionymi Niemcami. Przypomnijmy, że ten „hegemon” ma w Polsce szczególne interesy – choćby dlatego, że poniósł po II wojnie światowej straty terytorialne na korzyść Polski i oficjalnie uznaje wysiedlenie niemieckiej ludności z tych ziem za bezprawne i niesprawiedliwe. Wybicie się na samodzielność będzie wymagało od Polski i tych, którzy będą kierować jej polityką zagraniczną, ogromnego wysiłku, inteligencji, konsekwencji, spoistości i stanowczości.

Prof. Zdzisław Krasnodębski

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka