Nieskazitelny bojownik przeciwko PRL-owi, zawsze niezależnie myślący i mówiący bez względu na konsekwencje -- teraz popiera najbardziej PRL-owski rząd od 18 lat i zaciekle zwalcza wszelką krytykę tego rządu. Znacie takich ludzi? Ja znam i stale się dziwię -- DLACZEGO?! Niektórzy są skłonni popierać dowolną władzę dla kariery, albo z braku refleksji; ale są i tacy, którzy nagle zaczęli popierać bezinteresownie, a nie da sie im zarzucić ani karierowiczostwa ani głupoty.
Wydaje mi się, że potrafię zrozumieć psychologiczne tło przynajmniej niektórych takich przypadków. W dodatku sam kiedyś temu zjawisku podlegałem, chociaż akurat nie w odniesieniu do PiSu, znacznie dawniej.
Otóż długotrwała opozycyjność męczy. Młody człowiek rzuca się z entuzjazmem do naprawiania świata, ma głowę pełną wiosen ludów i rewolucji rożnych kwiatów. Ale mijają lata a świat pozostaje taki, jaki był. Czlowiek nadal naprawia świat, ale już bez entuzjazmu; po kilku latach braku efektów entuzjazm mija. I wtedy zaczyna tęsknić za tym, żeby nie musieć stale walczyć, żeby w końcu móc COŚ zaakceptować.
I wtedy ten sam człowiek, teraz już dojrzały i zmęczony, pozostaje opozycyjny głównie dla zachowania twarzy. Jeśli coś się zmieni na tyle, żeby można było zaakceptować, nawet w sposób naciągany, to zaakceptuje. Zamach majowy 1926, bo nas wyrwie z kręgu wiecznych niemożności. Albo Gomułkę, bo jest inny niż Bierut. Albo Gierka, bo stosuje inny język niż znienawidzony Gomułka (,,--Pomożecie?'',,--Pomożemy!''). Albo Kaczora, bo ma inne poczucie humoru niż Miller.
Jak mówiłem, ja też temu zjawisku podlegałem. Moją młodą opozycyjność zdążyłem przeżyć jeszcze w PRLu a potrzeba akceptacji nastąpiła, zanim PRL sie skończyła. Tamtego systemu nie dało się popierać; ale w latach 1990-tych nastąpiło wielkie ,,NARESZCIE'' i mój krytycyzm w stosunku do władzy dramatycznie spadł.
Niektórzy jednak nie zdążyli przyłożyć ręki do historycznego obalenia komuny. Upadła, zanim zacisnęli pieści; niektórzy nawet mają o to lekką pretensję do losu. Okres buntu oraz zmęczenia buntem przeżyli wiec już w wolnej ale trochę szemranej III Rzeczypospolitej. I z tego zmęczenia napełnili sie marzeniem: żeby tak przyszedł wreszcie taki system, żebym mógł go zaakceptować! I przyszła IV Rzeczpospolita z całkiem PRL-owskim klimatem, którego oni już nie rozpoznali. Był nowy, nie tak zatęchły, jak ostatnie rządy SLD, a ich serca były gotowe na miłość -- więc przyszła miłość. Piękna, bo bezinteresowna i niezwiązana z coraz bardziej skrzeczącą pospolitością.
Pomóżmy im się odkochać.
(Stefan S. z Gdańska)