babilasy babilasy
479
BLOG

Od świętego Marcina zima się zaczyna

babilasy babilasy Kultura Obserwuj notkę 6
Dawno temu, kiedy kreteński Heraklion nosił jeszcze nazwę Kandia - a było to w 16 wieku, za panowania Serenissimy, urodził sie w nim niejaki Domenikos Theotopokulos, szerszej publiczności znany później pod przydomkiem El Greco. W zasadzie związki artysty z wyspa sprowadzają sie do faktu urodzin i spędzenia dzieciństwa - młody Domenikos wyrusza po nauki do metropolii. W Wenecji terminuje przy Tycjanie i Tintoretcie, przebywa tez jakiś czas w Rzymie, po czym w roku 1577 pojawia sie w Hiszpanii (jak pisze, znany ze złośliwego języka i pochopnych sądów, Łysiak: "rzucił Italię, gdyż przy morderczej konkurencji nie mógł tam zrobić szybkiej kariery" - faktem jest, ze jego stosunki z włoskimi malarzami były dość napięte, uporczywa plotka głosi, ze zwrócił sie do papieża z propozycja zdrapania fresków Buonarrotiego z Kaplicy Sykstyńskiej i zastąpienia ich własnym dziełem).
Po przyjeździe do Madrytu artysta staje sie przedmiotem zainteresowania dworu - fanatyk kontrreformacji Filip II zamawia u niego kilka obrazów, które nie znalazły jednak upodobania w oczach monarchy. Zwłaszcza 'Męczeństwo sw. Maurycego' zasłużyło na druzgocącą krytykę Filipa II: "świętych należy malować tak, by skłaniali do pobożności, a nie odbierali nam chęć do modlitwy" (jak zanotował skwapliwie kronikarz)
El Greco odsunąwszy się od dworu, przenosi się z Madrytu do Toledo, gdzie mieszka i tworzy do końca życia. Mimo, że znany bardziej pod przydomkiem, dzieła swoje podpisuje pełnym imieniem i nazwiskiem, alfabetem greckim, często dodając słowo "Kreteńczyk". Obrazy El Greca do dziś szokują co najmniej trzema rzeczami: po pierwsze jaskrawą chromatyką barw zimnych i bardzo zimnych. Włoscy klasycy nie zdołali go zarazić ciepłem swoich palet. Po drugie postaci ludzkie - powłóczyste, wysmukłe, powyginane, jak płomienie świec. Po trzecie wreszcie, niesamowity układ światłocienia, niezgodny z prawami fizyki - lecz zapewne podległy prawom boskim, te dziwne erupcje rozświetleń we wiadomych tylko artyscie miejscach. Dodam jeszcze, że dla mnie obrazy El Greca (w końcu Kreteńczyka z pochodzenia!) są esencją hiszpańskiej duszy czasów inkwizycji i wielkich odkrywców.
Uwagę Państwa chciałbym przykuć jednym z obrazów El Greca, wiszącym w Waszyngtonie, a przedstawiającym św. Marcina z żebrakiem.
Parę słów tzw. podkładu faktograficznego (czy raczej hagiograficznego). Marcin urodził się w 4 wieku naszej ery, w obozie wojskowym na terenie obecnych Węgier, jako syn wyższego oficera rzymskiego. W wieku lat 15, posłuszny oczekiwaniom ojca wstępuje do armii (gwardii cesarskiej). Hagiografowie podają, że już wówczas zaznaczały się dziwne upodobania przyszłego świętego, m.in. czyścił buty swoim służącym. Wiadomo również, że starał się zostać pustelnikiem, ale z uwagi na słabe zdrowie, zamiar ten nie powiódł się (najwyraźniej zdrowie pozwalało mu jednak znosić trudy służby wojskowej). Tuż przed opuszczeniem szeregów armii, w okolicach Amiens, ma miejsce namalowany przez El Greca incydent z płaszczem i żebrakiem.
Zanim wrócimy do obrazu Kreteńczyka, parę jeszcze słów o Marcinie z dalszego okresu jego życia. Jako misjonarz skutki odnosił raczej umiarkowane (nawrócił matkę, ojciec pozostał do końca poganinem), wykazywał zainteresowanie życiem zakonnym. Po śmierci biskupa Tours, Marcin zostaje przez mieszkańców podstępem uprowadzony ze swej pustelni i osadzony na stolcu biskupim, którą to godność sprawował aż do naturalnej śmierci. Jest to bodaj pierwszy powszechnie czczony święty nie będący męczennikiem. Relikwie świętego złożono w bazylice w Tours. Podczas wojen hugenockich bazylikę zburzono, a relikwie zaginęły.
Dzień świętego obchodzony jest 11 listopada. Nie zawsze "przyjeżdża na białym koniu", zawsze jednak uważany jest za zwiastuna nadchodzącej zimy. W dawnej Polsce jedzono w ten dzień gęsi ("na świętego Marcina najlepsza gęsina"), wróżono też z ich kości. Zanim nastała „nowa świecka tradycja” wiążąca trzeci czwartek listopada z piciem sikaczy (...est arrivé!), właśnie dzień świętego Marcina był dniem degustowania młodego wina (Post Martinum bonum vinum). Mówiono też, przymrużając oko o „dolegliwościach świętomarcińskich”. W Niemczech palono w ten dzień (Funkentag – dzień iskier) kosze wiklinowe zużyte przy pracach polowych i gospodarskich. W dzień ten nie pracowały młyny – wierzono, że urwać lub złamać się mogą koła młyńskie.
No i teraz popatrzmy na dzieło El Greca. Święty, na białym koniu, w typowej dla końca 16 wieku bogato złoconej czarnej zbroi, cięciem miecza przecina swój płaszcz na dwoje i połowę oddaje żebrakowi. W tle pejzaż miasta, w którym historycy sztuki dopatrują się pejzażu często malowanego przez artystę Toledo. Ahistoryzm obrazu nie razi - jego przesłaniem jest, że miłosierne uczynki zawsze i wszędzie zachowują swoją aktualność. No właśnie, miłosierne uczynki - lecz mnie zawsze wydawało się, że ten gest z rozcięciem płaszcza ma wymiar głębokiej hipokryzji. Dlaczegóż Marcin nie dał żebrakowi całego płaszcza, a tylko okrawek, w końcu był człowiekiem zamożnym (wspaniały koń, cenna zbroja), a już przynajmniej bogatym z domu. Dlaczego przecinając zniszczył płaszcz, czyniąc go przecież mało użytecznym i dla siebie i dla żebraka. Pusty gest na pokaz?

(Dorota spotkała się kiedyś z taką wykładnią o tym płaszczu: ponoć płaszcz był po prostu prostokątnym kawałem sukna, którego połowę legionista mógł sobie zabrać po odbyciu służby (co się działo z drugą połową, nie wiem, ale była "cesarska") - tak więc Marcin dał tylko to, co do niego należało (lub miało należeć w przyszłości), nie uszczuplając celem miłosiernego uczynku kasy państwowej.)

I jeszcze mała ciekawostka etymologicznej natury. Królowie frankońscy przechowywali tenże odcięty fragment szaty św. Marcina, traktując jako relikwię i zabierając ze sobą na pola bitew. Płaszcz po łacinie to cappa, w zdrobnieniu capella - i tak właśnie nazywano miejsce, w którym przechowywano ów kawałek sukna. Później znaczenie tego słowa uogólniono na wszelkie inne miejsca przechowywania relikwii, w wyniku dalszych generalizacji objęto znaczeniem wszelkie inne, niewielkie miejsca kultu religijnego - stąd wywodzi się francuska chapelle, angielska chapel, także i polska kaplica.


babilasy
O mnie babilasy

Lubimy koty i podróże. Bardziej jednak podróże, dlatego koty trzymamy u teściowej. Lubimy też operę, ale ona nie przeszkadza nam w podróżach. Wręcz przeciwnie. Ponieważ lubimy podróże - ewakuowaliśmy sie na blogspot. Skype: michal.babilas Skype: dorota.babilas GG: 1670265 Get your own Box.net widget and share anywhere!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura