Grim Sfirkow Grim Sfirkow
506
BLOG

Zbóje bez naporu (F. Schiller "Zbójcy", reż M. Zadara)

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Kultura Obserwuj notkę 10

Na studiach miałem kolegę uprawiającego bliżej nieokreślony styl muzyki ekstremalnej. Ekstremalna była nie tylko muzyka, ale forma jej prezentacji. Zaprosił mnie kiedyś na koncert, ale jak się później okazało – pomylił dni. Zajechałem do klubu, którym miał być koncert. Wchodzę – a tu pustki! Tylko przy barze siedzi właściciel z (chyba) żona/pracownicą i barmanem. Pytam „Gdzie koncert?”, a oni „Jaki koncert?”. Szybko doszliśmy do porozumienia, że koncert już był... dwa dni wcześniej. Spytałem więc jak udał się występ mojego kolegi. Tu zapadła niezręczna cisza, po czym szef klubu zapytał mnie, czy to mój bliski kolega. Odparłem, że nie. Na to on mi opowiada: „Ja zasadniczo nie narzekam, bo koleś przyprowadził ze sobą swoich fanów, ze 30 chłopa, każdy kupił po browarze i ja wyszedłem na swoje. Ale sam koncert – ja tam żadnej muzyki nie słyszałem, ale wokalista gryzł gitarę, pluł wodą z butelki na publikę, grał na plecach... Potem spytał się mnie jak mi się podobało. Co mu miałem odpowiedzieć? Powiedziałem, że dobrze się bawili. A on na to, że to nie chodzi o to, że oni się dobrze bawią, ale że chcą grać na dużej scenie. Na szczęście mnie ktoś akurat zawołał i mogłem się odwrócić i nie parsknąłem śmiechem”.
Historyjka ta przypomniała mi się po obejrzeniu spektaklu „Zbójcy” wg F. Schillera w reżyserii Michała Zadary. Znów zaczął się sezon szkolnych wycieczek do teatrów, więc jako mąż szanownej pani profesor i ja załapałem się na wyjazd.
Żeby nie było – nie był to spektakl, który trzeba by oceniać jako dno i dwa metry mułu. Był momentami zabawny. Na pewno aktorzy dobrze się bawili, tak jak i reżyser i gość od scenografii. Była to zabawa pod tytułem „Jak jeszcze śmieszniej odnieść tekst Schillera do współczesności”. Przykład: Las Czeski – czyli pustkowie na pograniczu Królestwa Czeskiego, gdzie grasowała banda Von Moora – zostały zmienione na upadłą inwestycję deweloperską „Czeski Las”. Jaskinia zbójców była więc swego rodzaju squotem w pustostanie. To było nawet z głową. Zabawny był też na wpół improwizowany dialog zbójów, w którym odnieśli się do lokalnych mazowieckich warunków – Pruszków i Wołomin oczywiście. Cała klasa uczniów z Wołomina ryknęła w tym momencie śmiechem. Niestety, na sprytnych pomysłach na scenografię, kostiumy i grypsy się skończyło. Łatwo było dostrzec dysonans między XVIII-wiecznym tekstem a sposobem przedstawiania postaci. Tutaj największa klęska to postać Amalii. Aż dziw, że za tę właśnie postać aktorka Wiktoria Gorodeckaja została nagrodzona. Fakt, że to nie ona grała w tym przedstawieniu, lecz zastępczyni Barbara Wysocka (na zdjęciach ładniejsza niż oryginał). Może Gorodeckaja lepiej wpisała się w romantyzm. To co zobaczyłem na scenie to zupełny brak pomysłu na postać kobiecą, nieumiejętność przełożenia romantycznych pojęć i przeżyć na współczesność. To oczywiście wina nie aktorki ale reżysera. Postać ta raz była pokazana jako biznesswoman zza biurka, raz jako rockendrolowa siksa – między jednym a drugim nie było łączności. Zupełnie mnie to nie przekonało. Autor spektaklu nie chciał albo nie umiał pokazać współczesnej kobiety jako dumnej damy.
Podobnie nie przekonała mnie finałowa scena, gdzie Karol – herszt bandy zabija swoją lubą wsuwając śledzia i zakąski. Zupełna żenada – nie wiem co reżyser chciał przez to powiedzieć. Ogólnie spektakl pozostawiał wrażenie chaosu i niektórzy widzowie zupełnie nie wiedzieli o co chodzi. Nie wiem jak w branży teatralnej, ale w informatyce panuje ogólnie przekonanie, że jeśli użytkownik nie potrafi poradzić sobie z programem, jeśli aby  zrozumieć o co w nim chodzi musi się  - jak to mówimy - „doktoryzować” z niego, to nie z użytkownikiem jest coś nie tak, ale z naszym programem. Myślę, że autorzy spektakli podobnie powinni mysleć o swoich dziełach.
Powód takiego stanu rzeczy, to moim zdaniem słaba praca intelektualna zespołu wykonana nad tekstem Schillera. Nie wystarczy przebrać się z XVIII strojów we współczesne. Nie wystarczy żeby aktorzy zachowywali się jak w filmach Pasikowskiego z Bogusiem (na szczęście k... nie latały). Nie wystarczyło by nawet – czego także nie było – przetłumaczenie tekstu na język współczesny. Trzeba zrozumieć jakie znaczenie dla ówczesnego widza miała sztuka, czego była wyrazem. Wtedy można podobnych emocji poszukać w świecie współczesnym i można ułożyć sensowny spektakl z klarownym przekazem, a tekst przełożyć na współczesne pojęcia.
A więc czego wyrazem była sztuka „Zbójcy” ? Marzenia o zaprowadzeniu nowego ładu. O tym, żeby przyszedł ktoś, wziął za mordę i sprowadził sprawiedliwość. Marzenia o sprawiedliwym zbóju, który użyje przemocy ku dobru ogólnemu. Sztuka ta była jednym wyrazów ówczesnych społecznych oczekiwań i jednocześnie elementem ich budowy. Oczekiwań i marzeń, które się wkrótce spełniły. Czytelnicy Schillera kilka lat po wydaniu utworu stawiali gilotyny i wieszali arystokratów na kiszkach klechów. Był to bunt wykonany, zbóje faktycznie zaczęli się brać za urządzanie świata.
Tego rodzaju refleksji nie było w przedstawieniu. Reżyser nie odniósł się w żaden sposób do faktu, że była to sztuka polityczna i że jesteśmy o te 200 lat doświadczenia mądrzejsi i znamy skutki. Że niemałą częścią świata rządzili „dobrzy zbóje” co to zabierali bogatemu, oddawali biednemu, a potem obu ich pakowali za druty. Tacy zbóje jak Robespier, Lenin, Hitler, Stalin, Pol Pot, Che Guevara, Fidel... Było tego tałatajstwa i można było w przedstawieniu użyć odniesień w tym kierunku. Wystarczyło by, aby do Karola podwładni zwracali się „El Comendante”. Zbóje mogli by nosić swastyki i czerwone gwiazdy, a na squocie mogłaby być wyrysowana wielka pacyfa (albo anarchia, tudzież jedno i drugie). Wtedy widz mógłby dostrzec w przedstawieniu Schillera ostrzeżenie, mógłby zrozumieć komunikat – ten z mniej naiwnej interpretacji sztuki – że nie ma dobrych zbójców, że każdy kto w imię lepszej przyszłości wchodzi na drogę przemocy będzie umoczony w taki czy inny sposób.
Podsumowując, najsłabszą stroną spektaklu było zminimalizowanie przesłania politycznego – oczywistego dla ówczesnego widza. We współczesnej Polsce mamy bardzo bogate życie polityczne i były najróżniejsze sposoby, aby ten kontekst w przedstawieniu pomieścić (nie koniecznie nawet tak, jak ja to zarysowałem powyżej). Bez tego szuka straciła pazur, była po prostu bez jaj. Żadnej burzy, żadnego naporu. Zespół realizujący przedstawienie chyba intelektualnie nie dorósł do tego zadania. Wystarczyła mu chałtura w rodzaju „robimy Schillera na współcześnie i bierzemy za to kasę oraz nagrody”.  Tak, ten spektakl został nagrodzony nagrodą im K. Swinarskiego za reżyserię. Ludzie – za co? Za to, że aktorzy i reżyser się dobrze bawili? Ja się aż tak dobrze nie bawiłem.

 

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura