Bartłomiej Radziejewski Bartłomiej Radziejewski
160
BLOG

Palikot jako demon

Bartłomiej Radziejewski Bartłomiej Radziejewski Polityka Obserwuj notkę 12

Demokracja liberalna nie jest celem samym w sobie. Jest nim o tyle, o ile wartości, na które kładzie nacisk – wolność, równość, tolerancja, pluralizm – służą dobru wspólnemu. Trzeba jednak pamiętać, że każda z tych wartości może być też narzędziem realizacji najgorzej rozumianego interesu własnego. Gdy tym ostatnim są czysty egoizm i niepohamowana żądza władzy, mamy do czynienia z demokracją zwyrodniałą, bliższą tyranii niż republice. 

Taki kierunek rozwoju polskiej demokracji reprezentuje poseł Palikot. Uosabia wolność jako brak zasad, równość mędrca i głupca, tolerancję jako pobłażliwośc dla podłości i pluralizm, w którym prawda i kłamstwo, kultura i chamstwo są równoprawnymi ofertami. Palikot to też przedstawiciel szczególnego rodzaju politycznego przywództwa, które już starożytni filozofowie piętnowali jako psującą demokrację demagogię. Platon nazwałby lubelskiego krzykacza trutniem, budującym swoją popularność na schlebianiu najniższym instynktom prymitywnego motłochu („on mówi to, co wielu myśli”) za pomocą nowoczesnych sztuczek retorycznych. 

Jak zauważył filozof Zbigniew Stawrowski, demokracja bez poszanowania elementarnych reguł, takich jak szacunek dla drugiego człowieka czy służba dobru wspólnemu (a więc po prostu dla moralności), zmienia się w demonkrację – rządy najgorszych cech ludzkich za pośrednictwem przedstawicieli kierujących się niepohamowaną żądzą władzy. W rządy demonów. „Każdy porządek polityczny powinno sie oceniać według typu człowieka, jakiemu pozwala on dominować” – mówił Max Weber; skoro więc Polska Tuska pozwala dominować temu demonowi polityki, jakim jest Palikot, mamy do czynienia z demonkracją. 

Nie łudźmy się, że truteń z Biłgoraja to tylko polityczny margines, regionalny folklor, ekscentryczne indywiduum. Dla partii Tuska to wygodne narzędzie cementowania swojego zróżnicowanego elektoratu nienawiścią do przeciwnika, podsycania jałowego politycznego konfliktu, którym żywi się PO jako partia bez planu i programu, i destrukcji rodzącego się smoleńskiego mitu, najwyraźniej traktowanego przez obóz rządzący jako zagrożenie. Nie chodzi zresztą o Palikota, chodzi o problem, który reprezentuje. A jest nim rosnąca demoniczność polskiej polityki. Jeśli tacy trutnie będą tolerowani, wkrótce znajdą się we wszystkich partiach i będą wyznaczać tematy publicznej debaty. Redukując ją do nienawistnej pyskówki, a politykę – do czystej gry partykularnych grup interesów o władzę. 

Odpowiedzialność za rozwiązanie tej sprawy spada przede wszystkim na PO, ale też na media i cały establishment. Okazuje się, że polska demokracja generuje niespotykany na Zachodzie poziom politycznego prymitywizmu, w którym nasze elity doskonale się czują, bo zwalnia je on z obowiązku odpowiedzialnego przywództwa i służby publicznej. Wystarczy włączyć się w dyskurs „my-oni” i można być medialną gwiazdą, oklaskiwaną przez żądną krwi widownie. 

Po niedawnym przekroczeniu przez Palikota ostatnich granic podłości nasz establishment stoi przed testem autentyczności swojego przywództwa. Albo powstrzyma niszczącego nasze państwo demona albo pokaże, że nie jest zdolny do niczego poza obroną swojego prywatnego interesu, otwierając drogę do dalszej degeneracji polskiej polityki. 

Tylko czy będziemy w stanie wystąpić w roli egzaminatora?

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka