Bartłomiej Radziejewski Bartłomiej Radziejewski
217
BLOG

Jak PO Kaczyńskiego mitem uwłaszczyła

Bartłomiej Radziejewski Bartłomiej Radziejewski Polityka Obserwuj notkę 65

Do niedawna politycy PO występowali w roli współgospodarzy smoleńskiego mitu, próbowali nadawać mu bardziej dla siebie pożądany kształt. Niezależnie od zastrzeżeń do treści tych prób, było to rozwiązanie lepsze, bo integrujące zdecydowaną większość Polaków wokół narodowego symbolu. Dziś jego wyłącznym dysponentem jest Jarosław Kaczyński. Dzięki Platformie. 

Platforma postanowiła walczyć z rodzącym się mitem Smoleńska. Świadczą o tym już nie tylko wypowiedzi Palikota. Bo oto, występując przeciwko obecności widocznych znaków pamięci o tragedii z 10 kwietnia pod Pałacem Prezydenckim i w Sejmie (drewnianego krzyża i portretów zmarłych), pod strategią tą podpisali się prezydent-elekt i sam premier. Jednocześnie, politycy PO, korzystając ze swojego potężnego zaplecza medialnego, każde wspomnienie o Smoleńsku piętnują jako „granie tragedią”. 

Jeśli ten kurs będzie kontynuowany, czekają nas dwie fundamentalne konsekwencje. Po pierwsze, szanse na to, aby Smoleńsk stał się symbolem ogólnonarodowym, przed którym zdejmują czapki przedstawiciele wszystkich głównych sił politycznych, i który organizuje zbiorową wyobraźnię większości Polaków, zostaną pogrzebane, przynajmniej na najbliższe lata. Smoleńsk zostanie upartyjniony. Z kwestionującą jego znaczenie PO po jednej, i mitologizującym Pis-em po drugiej stronie, staniemy się nolens volens zakładnikami nowego etapu polsko-polskiej wojny. Tym razem będzie to spór o tożsamość. O to, czy jesteśmy wspólnotą polityczną na tyle żywotną, aby mieć swoje mity, czy postpolityczną zbiorowością ludzi prywatnych, grillujących. 

Owo upartyjnienie to zła wiadomość. Bo tragedia smoleńska jest gruntem dla dobrego mitu. Mitu służby publicznej, ciągłości historycznej, odpowiedzialnego przywództwa i republikańskiej wspólnoty, która powstała podczas żałoby. Mającym tym większą, bezcenną wręcz wartość, że przyszło nam żyć w absurdalnych czasach postpolitycznej drzemki. Zatem pamięć o Smoleńsku powinna być dobrem ogólnonarodowym. Wtedy byłby to mit pozytywny, reanimujący polską tożsamość i ogniskujący debatę wokół programu naprawy państwa, którego porażającą słabość tragedia niewątpliwie obnażyła. Wtedy byłby to też symbol znacznie mocniejszy. 

Jednak za sprawą obranej przez PO strategii tak się nie stanie. Ta część Polaków, która chce o Smoleńsku pamiętać, będzie miała tylko jednego partyjnego reprezentanta – Pis. Występując przeciwko smoleńskiemu mitowi, Platforma uzbroiła więc głównego przeciwnika w polityczną broń masowego rażenia, której Kaczyński z pewnością użyje z rozmysłem doświadczonego stratega. Rodzić to będzie pokusę – i jest to drugi zasadniczy skutek decyzji kierownictwa PO – przekształcenia Smoleńska w mit negatywny, wymierzony przeciwko Tuskowi i Komorowskiemu. Będzie temu sprzyjać stygmatyzacja każdego, kto wspomni o tragedii jako ich przeciwnika i nieodpowiedzialnego politycznego wichrzyciela. I, zgodnie z zasadą naznaczenia: im bardziej tak o nas mówią, tym bardziej tacy jesteśmy. Oby Kaczyński, uwłaszczony przez PO mitem, potrafił się tej pokusie w jak największym stopniu przeciwstawić. Będzie to tym trudniejsze, im zacieklej Tusk i Komorowski będą go zwalczać i im więcej „standardowych” narzędzi politycznego oddziaływania (jak media publiczne) wytrącą mu z rąk. 

Nie musiało tak być. Do niedawna politycy PO występowali w roli współgospodarzy smoleńskiego mitu, próbowali nadawać mu bardziej dla siebie pożądany kształt. Niezależnie od zastrzeżeń do treści tych prób, było to rozwiązanie lepsze, bo integrujące zdecydowaną większość Polaków wokół narodowego symbolu. Dziś jego wyłącznym dysponentem jest Jarosław Kaczyński. Dzięki Platformie.

 

 

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka