bartosaur bartosaur
227
BLOG

Politycy, których brak.

bartosaur bartosaur Polityka Obserwuj notkę 2

Konsekwencją transformacji ustrojowej przełomu lat 80 i 90 było nie tylko ukształtowanie sceny politycznej w Polsce, ale również utrwalenie stosunku głównych sił politycznych do kwestii relacji państwa i kościoła. Pomimo upływu ponad dwóch dekad nie wiele uległo zmianie, stare podziały, niekoniecznie słuszne, są dalej aktualne, a gdy przychodzą wybory często da się usłyszeć, że „nie ma na kogo głosować”.

 

Zależność, że partie określane jako lewicowe zazwyczaj wyrażają poglądy o rozdziale kościoła i państwa, zaś te prawicowe odwrotnie, wskazują na motywację wartościami chrześcijańskimi, była znana wiele lat przed polską transformacją ustrojową. Jednakże to wtedy naturalnym wydawało się, że kościół, a w polskich warunkach Kościół katolicki, jest naturalnym sprzeciwem wobec władzy z nim walczącej, zgodnie z zasadą mówiącą, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Stąd też tak duża popularność Kościoła w tych i kolejnych latach, a partie odcinające się od lewicy, przynajmniej w deklaracjach, za konieczne uznały sympatyzowanie z Kościołem w mniejszym lub większym stopniu.

 

W obecnych warunkach gospodarczych, które można określić jako kryzys zadłużenia, klasyczna, konserwatywna liberalna polityka gospodarcza wydaje się wielu Polakom, w szczególności młodszym wiekiem, jedyną słuszną. Spośród bardziej znaczących partii politycznych ten model gospodarki w największym stopniu jest postulowany przez partię Janusza Korwina-Mikke oraz partie z nią związane. Niestety i w tym przypadku, pomimo całej oryginalności tego ruchu politycznego, nie udało się uniknąć wcześniej wspominanej zależności. Partie te nawiązują do tradycji chrześcijańskich, co już nie wszystkim odpowiada.

 

Dlaczego można uważać, że państwo powinno zachowywać dystans w stosunku do Kościoła katolickiego? Powodów jest dużo, odcinając się od kwestii wiary, która jest sprawą indywidualną każdego człowieka, można przykładowo wymienić następujące:

1.   Kościół katolicki jest instytucją skompromitowaną. Temat rzeka. Z inicjatywy Kościoła katolickiego zginęło zapewne więcej ludzi niż z inicjatywy Hitlera. Ofiar tych nie trzeba szukać w Ameryce (wg. niektórych źródeł nawet 70 mln), ani na bliskim wschodzie, wystarczy tylko przypomnieć sobie nawracanie Litwy przez krzyżaków. O ile zbrodnie nazistów zostaną zapamiętane jeszcze przez dziesiątek lat, Kościołowi katolickiemu jakoś to szybko uszło na sucho, a co więcej jest nadal uznawany za autorytet moralny.

2.   Zasady, którymi kieruje się Kościół katolicki, które jednocześnie nie należą do podstawowych kanonów wiary, kłócą się z obecnymi zasadami rządzącymi nowoczesnym społeczeństwem. Przede wszystkim mam tu na myśli równość kobiet i mężczyzn (kobiety są wyraźnie dyskryminowane w nauce Kościoła katolickiego) oraz brak wprowadzenia jakichkolwiek zasad demokracji. Dyktator Białorusi jest powszechnie potępiany za brak demokracji, głowa państwa Watykan, również państwa europejskiego, nie.

3. Rzeczpospolita nie jest nic winna Kościołowi katolickiemu. Rozmowa na temat rozdziału Rzeczypospolitej od Kościoła katolickiego bardzo często sprowadza się do tego, iż przeciwnicy takiego rozdziału uważają, że Rzeczpospolita jest coś winna Kościołowi, głównie ze względu na zaangażowanie Kościoła w sprawę polską w dobie realnego socjalizmu, a szczególnie już przy jego końcu. Tymczasem tak nie jest. Nawet pomijając argument, że to Kościół jest winny wierność Rzeczypospolitej, nie odwrotnie, twierdzenie osób, o tym jakoby Rzeczpospolita była coś winna można porównać do oczekiwania zapłaty przez syna, za pomoc matce w chorobie. Rzeczpospolita zaprosiła Kościół na swoje terytorium, wspierała go, wyposażyła w znaczny majątek, traktowała jak syna. Jednakże tylko, gdy pojawił się problem, w którym Kościół zdecydował się pomóc, zaczął on żądać zapłaty. To się po prostu nie godzi. Kwestia samej pomocy nie jest z resztą oczywista. Śmiem twierdzić, że zaangażowanie Kościoła w walkę z władzą socjalistyczną było raczej dziełem księży-patriotów, a Kościoła jako instytucji tylko dlatego, że było to w interesie samego Kościoła. Przypadkiem się zdarzyło, że wspólny wróg połączył Kościół i Rzeczpospolitą. Przypominam, że pod koniec XIX i na początku XX wieku władze Kościoła uznawały, że nie ma miejsca dla Rzeczypospolitej jako odrębnego państwa. Widocznie nie miały w tym interesu.

 

Wracając do meritum, gdyż rolą tego artykułu nie jest przekonanie nikogo do tego, że rozdział państwa i kościoła jest słuszny, oraz podsumowując, wydaje się, że partia polityczna, która deklarowałaby poglądy konserwatywne, w szczególności w zakresie polityki gospodarczej, jednocześnie odcinając się od Kościoła katolickiego, mogłaby być ciekawą alternatywą dla obecnie istniejących partii oraz znaleźć swoje miejsce na polskiej scenie politycznej. Wyobrażam sobie taką partię raczej jako ekspercką (przy czym lider raczej byłby raczej specjalistą od zarządzania, z doświadczeniem w dużym biznesie, a nie socjologiem) i na pewno nie wodzowską. Martwi mnie, że politycy nie potrafią powiedzieć „nie wiem” i odesłać do prac ekspertów lub odłożyć rozmowę na czas zdobycia niezbędnych informacji. Mam nadzieję, że czas partii politycznych w obecnym kształcie dobiega końca, a zastąpią je podmioty o choćby takich cechach, które opisałem powyżej.

bartosaur
O mnie bartosaur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka