Wraz z rozpoczęciem Mistrzostw Europy w piłce nożnej uaktywnili się czołowi propagandziści z obozu rządzącego, zwani dowcipnie przez niektórych i przez siebie samych dziennikarzami. Ich wzrastająca coraz bardziej nerwowa aktywność jest świetną ilustracją biblijnej tezy, że widzą drzazgę w oku przeciwnika, a belki w swoim nie dostrzegają. Malarsko można ich porównać do ślepców z dzieła Breugla - idą z zapijaczonymi mordami, obdartusy, łachudry, które wszystko wiedzą, mimo że nic nie wiedzą i niczego nie czują.
Począwszy od Waldemara Kuczyńskiego, przez Janinę Paradowską i Tomasza Lisa aż do Barbary Szczepuły z Dziennika Bałtyckiego wszyscy dmą w jedną trąbę. Co tam Euro, trzeba sprowokować wrogów z PiS, żeby powiedzieli coś o czym będzie można rozprawiać przez całą imprezę, żeby wcisnąć ludziom kit, że tak naprawdę Pisowcy to antypatrioci, którym najbardziej zależy na tym, by piłkarska impreza się nie udała. To, że opozycja nie organizuje marszów, manifestacji i protestów budzi najwyższy niepokój jedynych "obiektywnych" mediów, bo chłopcy i dziewczynki od brudnej roboty nie mają o czym pisać. Ludzie o wazeliniarskich duszach i gąbczastych mózgach, dla których Polska kończy się na poziomie zarabianej kasy i spacerów na pasku namiestnikowskiego dworu, nie są i nigdy nie będą arbitrami patriotyzmu. Wynocha, frajerzy!