dZvonek dZvonek
45
BLOG

Rozczarowany...

dZvonek dZvonek Polityka Obserwuj notkę 29

Tytuł jest chyba znaczący... Tak, jestem rozczarowany. A czym? Tym, że miałem rację... Minął dobry rok od czasu, kiedy Napieralski zaczął rządzić partią i próbował podporządkować sobie beton, lub nawet się go pozbyć. Nie liczyłem na wiele - pan przewodniczący to osobowość nader mierna i nie posiadająca charyzmy, tak bardzo potrzebnej w tym zawodzie. Zwłaszcza u nas, na lewicy, która od czasu kadencji Millera pikuje nieustająco w dół. Ale w najczarniejszych snach nie myślałem, że będzie tak źle, że można popełnić takie błędy w polityce personalnej w było, nie było doświadczonej partii.

SLD nie jest i nigdy nie było kolejnym kwiatkiem w karierze polityków (i nie wypominajcie mi tu związków Leszka z Samoobroną, bo nie ma sensu), których interesuje tylko stołek i kasa. Tu trafiają ludzie, którzy mają idee, którzy chcą coś zmienić, ale rodowód partii powoduje, że najmniejsze błędy podnoszone są do rangi zbrodni i nie zważa się na pozytywne akcenty.

Wracając do tematu od początku wiedziałem, że eksperyment pt. "Napieralski szefem partii" ma mierne szanse powodzenia, ale myślałem sobie, że jestem tylko przewrażliwiony, rozgoryczony wynikami poprzednich wyborów. Jawił się jako zbawca lewicy, roztaczał wokół siebie aurę wujka dobra rada, który ma pomysł na odbudowanie potęgi partyjnej. Ale tak naprawdę od początku niszczył SLD od środka wprowadzając wybitnie niezdrową atmosferę i zbyteczne konflikty (vide spór z Oleksym i Millerem), do bólu walczył o władzę z Olejniczakiem, co wywoływało tylko uśmiech na twarzach naszych przeciwników politycznych. Obarczał winą za kolejne, przegrane wybory kierownictwo SLD, ale sam postarał się jedynie o to, byśmy zdobyli kompromitujący wynik w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ale chwalił się, że to dobry krok ku przyszłości i rokuje spore nadzieje. Sam tak pomyślałem dzień po, nawet dwa, ale potem doszło do mnie, że to jawna porażka i dowód jego nieudolności. Oczywiście sam Napieralski wedle swojego mniemania wygrał i wysłał na przymusową emigrację swojego rywala. Do tej pory niepojęte jest dla mnie jakim cudem nasz polski Zapatero mógł omamić członków partii, żeby to właśnie jego wybrać na fotel przewodniczącego. Do niego samego doszło całkiem w sumie niedawno, co tak naprawdę zrobił do tej pory i próbuje na wszystkie strony się ratować - powrót Millera był tego znaczącym dowodem. Dzisiaj opinie o nim wewnątrz SLD (a wiem to z autopsji) są bardzo stonowane i nie ma już tego hurra optymizmu.

Dla mnie przyszłość jest jasna - jego kariera potoczy się maksymalnie do wyborów, kto wie czy nawet nie samorządowych. Po kolejnej porażce przeleje się czara goryczy i nastąpią radykalne zmiany. Takie, których potrzebuje lewica i samo SLD, by powrócić tam, gdzie jej miejsce, czyli w miejsce PO-paprańców. Jestem niezmiernie ciekaw, czy bohater mojej notki wykaże się w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, czy po raz kolejny pokaże, że dobry PR to nie wszystko, a konieczność działania obnaża wszystkie niedoskonałości, a wręcz buble. Jestem ciekaw, choć dobrze znam odpowiedź na to pytanie....

I znowu będę rozczarowany swoim jasnowidztwem...

P.

 

dZvonek
O mnie dZvonek

Cyniczny lewicowiec, dla którego rok '89 był krokiem wstecz. Bezczelny, efekciarski postkomunista, zwolennik recydywy PRL, który drwi z politycznego mainstreamu, dzierżący w dłoni sztandar prawdziwej lewicy. Agnostyczny ateista i zdeklarowany antyklerykał.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka