Po trzykrotnym laniu w MD, DC i WI, Rick Santorum zdecydowal sie kontynuowac kampanie o nominacje GOP, pomimo braku realnych szans nie tylko na zdobycie wiekszosci delegatow, ale takze na to, ze uda mu sie nie dopuscic, aby Mitt Romney takowa uzyskal. W swoim krotkim (chwala Bogu) przemowieniu wczoraj (na okolicznosc porazki) Rick przeprowadzil "dowod", iz obecne prawybory dla niego do zludzenia przypominaja rok Panski 1976, kiedy to GOP nominowalo Geralda Forda a nie Ronalda Reagan'a i na skutek tego bledu Prezydentem zostal Jimmy Carter. Rick wiec postanowil kontynuowac swoja kampanie, juz to w nadziei, ze wyborcy i establishment GOP sie opamietaja pod wplywem tak oczywistych analiz, juz to ze wysokie zwyciestwo w Pennsylvanii za 3 tygodnie polaczone z porzadnymi wynikami w pozostalych prawyborach (nawet jesli Romney wygra nieznacznie) ustawia go w dobrej pozycji na starcie w 2016 roku. Tak mniej wiecej ulozyly sie karty dla Reagan'a w 1976 roku, 4 lata pozniej wygral nominacje, i pokonal latwo Carter'a
Moze i tak bedzie, nigdy nie wiadomo, ale Santorum jest moim zdaniem na dobrej drodze do tego, zeby zostac jednym z nielicznych pretendentow, ktory wygral kilka stanow, po to tylko, zeby przegrac w swoim wlasnym. Pennsylvania jest stanem, ktory ludnosciowo bardziej przypomina stany, ktore Romney wygrywal do tej pory, niz stany, w ktorych Rick tryumfowal; sondaze rowniez juz dzis zaczynaja wskazywac, ze Mitt niweluje powoli przewage Rick'a. Porazka we wlasnym stanie niemal na pewno zamknelaby droge Santorum do jakichkolwiek marzen o 2016 roku, takie rzeczy sie po prostu nie moga zdarzyc.
Santorum wiec wszedl wiec w buty Reagan'a, ale chyba okaza sie one o wiele dla niego za duze, i przewroci sie po paru krokach.
