Jutro bedzie pierwsza debata Pretendentow do stanowiska Prezydenta USA na kadencje 2013-2017 (liczac od stycznia). Wprawdzie historycznie, wyniki debat bardzo rzadko mialy decydujaca role dla wyniku wyborow (mowi sie, ze jeno dwie - Nixon vs Kennedy w 1960 i Carter-Reagan w 1980) ale na pewno jakies znaczenie maja - albo jeszcze wyzsze zwyciestwo, albo nizsza porazka niz sie zdawalo.
Na dzis, generalna percepcja jest taka, ze Mitt Romney jest w sytuacji, ze nie moze przechlapac tej debaty sromotnie, bo wtedy juz nic mu nie pomoze; zas Obama jesli przechlapie sromotnie, to moze miec o wiele ciezej niz to dzisiaj wyglada, ale dzieki pomocy mediow jakos to bedzie. Jesli Mitt wypadnie lepiej niz Obama, to skroci dystans najwyzej, ale raczej nie odbierze Obamie statusu faworyta. Biorac pod uwage, ze obaj - Mitt i Barack - nie sa najlepszymi debatorami (Barack bez telepromptera jest nudny, rozwlekly i bez substancji, Mitt zas ma tendencje do bycia nieuwaznym i ze zbyt duza substancja (najczesciej nie na temat), co powoduje, ze obraca sie to przeciwko niemu.
Na pewno jednka jutro to Obama bedzie bardziej na cenzurowanym, bo debata dotyczyc bedzie spraw wewnetrznych. Obama musi uwazac - w piatek bedzie ostatni raport o stanie zatrudnienienia - zeby nie wypasc jako kompletnie oderwany od rzeczywistosci nie moze zbytnio sie chwalic swoimi osiagnieciami (jesli raport bedzie kiepski, a chodza juz sluchy, ze nie bedzie zbyt dobry), ale jednoczesnie nie moze byc zbyt defensywny, bo w koncu jego kadencja jest dzis jego glownym atutem. Z tego samego powodu Mitt musi rowniez uwazac, bo raporty o stanie gospodarki za administracjji Obamy maja tendencje wygladac w miare OK, kiedy je oglaszaja, ale miesiac pozniej sa rewidowane w dol, czesto znacznie znacznie - jak chocby raport o II kwartale, kiedy najpierw gospodarka rzekomo wzrosla o anemiczne 1.7%, a potem zostalo to zmniejszone o blisko jedna trzecia.
Sprawozdanie z debaty napisze na goraco.
