Pod koniec lutego 2012r., stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce wyniosła 13,5 %. Dla porównania tuż za Odrą notuje się najniższe bezrobocie od lat, na poziomie 5,7 %, mimo iż niemiecka gospodarka rozwija się wolniej niż polska. Co się stało, że w Niemczech notuje się spadek bezrobocia? Nie należy doszukiwać się cudu, ale zdroworozsądkowego podejścia do aktywizacji osób bezrobotnych. Po analizach przeprowadzonych przez berliński rząd okazało się, że tamtejsze urzędy pracy są mało wydajne i nie spełniają swoich obowiązków należycie. Recepta była prosta. Zlikwidowano urzędy a w ich miejsce powołano agencje zatrudnienia, które są rozliczane z efektów. Doradcy zawodowi zarabiają stosownie do skuteczności w walce z bezrobociem. Pomysł prosty i skuteczny.
W polskich urzędach pracy na koniec 2011r. zatrudnionych było ponad 20 tys. osób. Do końca 2013r. pracę urzędnika straci 30 % zatrudnionych. Przyczyną jest zmiana sposobu finansowania urzędów. Rząd polski majstrując przy Funduszu Płac, przerzuci obowiązek finansowania „pośredniaków” na starostwa powiatowe.
W kasie Funduszu Pracy w 2011r. pojawiło się 10,2 mld zł, w których 9,5 mld zł pochodzi ze składek pracodawców. Powołany w 1933r. Fundusz jest celowo skierowany w łagodzenie skutków bezrobocia. W tej chwili chyba tylko rząd wie, gdzie „zainwestuje” zrabowane z Funduszu złotówki. Żeby sprawa nie raziła za mocno w oczy, MPiPS zapowiedziało dofinansowanie najbardziej prężnych urzędów pracy. Sytuacja taka spowodować może, że środki trafią nie tam gdzie ich najbardziej potrzeba. Rejony rozwijające się szybciej, czyli te gdzie jest więcej pieniędzy na rynku zostaną dodatkowo dofinansowane przez Fundusz Pracy. A tam gdzie bieda, wysokie bezrobocie i mała aktywność przedsiębiorców w tworzeniu miejsc pracy… dalej będzie biednie.
Jeżeli już MPiPS robi rewolucję, to niech pójdzie na całość. Wzorem zachodniego sąsiada.
