binkovsky binkovsky
79
BLOG

Parszywie nas ta zima doświadcza

binkovsky binkovsky Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Parszywie  się zrobiło. I smutno. Człowiek chciałby w spokoju rozkoszować się urokliwą zimą w mieście, która dostarcza nam atrakcji w postaci notorycznego grzęźnięcia (połączonego z małpimi akrobacjami) w szaroburej mazi, przeczytaną książką, towarzystwem ukochanej osoby, smakiem korzennego piwa. Możemy niestety zapomnieć o takiej perspektywie. Okablowanemu kibicowi wydarzeń społecznych przeznaczona jest rola nosiciela wirusa nieubłaganego politycznego Weltschmerz’u  i rozdzierającej frustracji, co w konsekwencji uniemożliwia czerpanie przyjemności ze zwyczajnego, prostego życia i paraliżuje wszelaką potencjalną aktywność.
 
Wszystko za sprawą depresyjnych dyskusji, rozgrywek, bijatyk i tym podobnych kuriozów, które mogliśmy niedawno obserwować w szkiełku telewizyjnym/komputerowym. Warto się po kolei pochylić nad tymi przykładami niepojętej głupoty i zidiocenia. Szary obserwator miał nieprzyjemność dostrzec reaktywację "Wielkich Uzasadniaczy", którzy wychynęli znienacka po decyzji  premiera Tuska w wiadomej sprawie. Oj, człowiek musiał przyklęknąć pod naciskiem siły argumentów i twierdzeń "WU",  pieczołowicie sklecjących nowe konstrukty polityczne oparte na paradygmacie nieomylności Premiera i niemierzalnego geniuszu strategicznego „Słońca Kaszub”. Czyli to już nie urząd prezydenta daje największe spełnienie, żadna mierna głowa państwa nie da polskim rodzinom tyle dobra, co premier-fighter, a ten prezydencki fotel to należy się jakiemuś gamoniowi znającemu  na wyrywki protokół dyplomatyczny. Tak to się plecie wśród platformersów i w fanklubach Donalda.  Wszak ten sympatyczny (fajny?) mąż stanu doskonale wie, jak spełnić marzenia swoich wielbicieli o pokonaniu (agape satanas!) Prawa i Sprawiedliwości, jego nowa droga polityczna wskaże również świetlisty szlak całym zastępom publicystycznych fanów, którzy zwołani okrzykiem „nie bierzemy jeńców” podążą śladami swojego milusińskiego dobrodzieja. Na sznurze i boso. Nawet Salon24 dostarczył wiele przykładów  takich uzasadnień, konceptów i analiz, w których ledwo ukrywane zdziwienie mieszało się z gorliwym wyznaniem wiary i łzami wzruszonego politruka. O GazWybie nawet nie wspomnę. "Wielki Uzasadniacz"  zdolny  jest poręczyć każdy pomysł jaśnie panujacych nam męzów stanu, bronić każdego cwaniactwa i politycznego oszustwa. Orężem mogą stac się najbardziej skomplikowane wnioskowania, rozumowania, retoryczne błyskotki czy językowe wygibasy.  Wykorzystywane niezaleznie od zasad logiki, zdrowego rozsądku i ludzkiej przyzwoitości. I własnych wcześniejszych opinii.
 
Ten krotochwilny wątek mógłby wywoływać uśmiech politowania i  ironicznego dystansu, gdyby nie był nierozerwalnie związany z kolejną sprawą. Tym razem poważną i przygnębiającą. Ostatnie tygodnie pokazały, że możemy darować sobie „wszelką nadzieję” i porzucić ją w lesie niczym milusińskiego pieska przed wakacjami. PlatformaO doprowadzi w końcu do przeorania świadomość mas w duchu liberalnym i antyroszczeniowym, zdobędzie całą władzę wykonawczą, zdereguluje  gospodarkę i zrobi wiele innych przyjemnych rzeczy, od których paru zmarłych (za zycia porządnych) lewicowców polskich przewróci się niespokojnie na drugi bok w grobie. A ci żyjący mocniej zacisną pięści i zęby. Jakakolwiek komisja nic nie wykryje, to co wykryje zostanie przykryte, reszta grzechów zostanie odpuszczona na żywo w programie „Teraz My”, po spełnieniu pokuty polegającej na zaśpiewaniu „We are the World” z Dodą i Nergalem. Tusk dogada się Cimoszewiczem, Piskorski pozostanie dyskretny, głosy opozycyjne zostaną zakrzyczane lub przemilczane, reszta społeczeństwa będzie cierpliwie czekać na swój zasłużony "ubaw" i coraz bardziej wstrętną rozrywkę. PlatformaO zgarnie całą pulę, nam pozostanie zmyć gnój z twarzy , umyć ze wstrętem ręce i skropić nasze odpychające ciała tanim antyperspirantem. Tak oto wygląda nasza możliwa rewolucja, mała apokalipsa przegranych, skromny, mały bunt tzw. "zasobów ludzkich". Obserwując dyskurs polityczno-społeczny, debatę medialną, komentarze, analizy, sposoby zarządzania i manipulacji informacją nie przychodzą do głowy inne wizje niż te katastroficzne. I nie jest to modernistyczno - nitscheański katastrofizm, zakładający istnienie pewnej "arystokracji ducha" i pesymistyczny aktywizm, bo wtedy jakaś szansa na zmianę istnieje. Katastrofizm, który nas dotknie, to  „miękki, telenowelowy katastrofizm” uczestników górskiej wycieczki autokarowej, gdzie kierowcą jest szalony maniak o temperamencie samobójcy, który jednak obok strachu wzbudza sympatię. W końcu opowiada śmieszne historyjki i nosi modne ciuchy. Zostaje nam absurdalna rozrywka poprzedzająca niezauważalną anihilację jakiejkolwiek krytycznej świadomości. Świadomości w ogóle.
 
Niestety tabloidowy dramatyzm i powszechny upadek myśli pojawia się nie tylko w ramach współczesnej kroniki wydarzeń, ale odnosi się zakurzonych, przepastnych szpargałów opisujących historię Wielkiej Europejskiej Wojny Domowej lat 1914-1989. Wszystko za sprawą Czerwonego Generała i tej przeklętej polityki historycznej aktualnie panujących obozów polityczno - intelektualnych, a właściwie groteskowej walki o Prawdę, Pamięć i Patriotyzm. Należy zastrzec, że powyższa triada wartości i stanów ducha jest ze wszech miar pożyteczna i ma doniosłe znaczenie w życiu społecznym. Ale kiedy walkę o pamięć prowadzą zbrojne oddziały z gazetowo-telewizyjnych Okopów św. Trójcy, medialni szamani kształtujący obraz politycznej debaty na  swój wzór i podobieństwo, wycierający swoje wymuskane twarzyczki słowami: Prawda, Naród, Godność rozumnemu człowiekowi coś podpowiada, że prawdziwe życie jest gdzie indziej, a mityczna „misja publiczna”, odpowiedzialność za słowo, rzetelność badawcza i dziennikarska to puste słowa mające przykryć ich przewidywalne krucjaty i "heroiczne" potyczki. Nuda ogarniająca widza/czytelnika miesza się z totalnym zniecierpliwieniem i wkurzeniem, oczywiście w granicach jakie wyznacza nam rzeczywistość. Jak można reagować na teksty o generale-zdrajcy pijącym krew patriotów podane w topornym stylu nrdowskich czytanek, a jak odpowiedzieć na mantrę o stanie wyższej konieczności i romantycznych dylematach męża stanu, który w odpowiednim momencie zrozumiał nowe historyczne konieczności i umożliwił rozpoczęcie w marszu w kierunku demokratycznej Europy? Nie potrafię się odnaleźć w debacie wyznaczonej przez twórców tej propagandowej agitki, dyskutantów z nurtu prawej patriotyczności i lewego niuansowania czy relatywizmu. Tak na marginesie, ludzie z obozu Żakowskiego budzą tu większy niesmak ze swym historycznym cynizmem i biograficznym cwaniactwem (zarzucanie Wieczorkiewiczowi członkowstwa w PZPR czy Dobraczyńskiemu w PRON-ie ze strony środowiska domagającego się zawsze pewnego wybielania pzprowskiej przeszłości i obawiającego się rozliczeń jest śmieszne). O czystości intencji możemy w tym przypadku zapomnieć. Idzie wszakże o panowanie nad "Historią", czyli o władzę. 
 
Mamy wątpliwą przyjemność obserwować mizerne efekty kształtowania publicznej debaty przez panów Ziemkiewicza i Żakowskiego, jako reprezentantów wiadomych stronnictw i wiadomych opinii. Opinii czy stanowisk po wielokroć przeżutych i służących już tylko jako paliwo do mobilizacji widzów i "szarych" czytelników. Przy tej okazji można było ponadto skonfrontować się z wystąpieniami z undergroundu publicystycznego, odtwarzającymi powyższą debatę,  ale w formie bardziej zwulgaryzowanej i po ludzku głupiej. Nie rozumiem jak można świadomie i na trzeźwo pisać kłamstwa o górnikach z „Wujka”, którzy w pijackim widzie mieli prowokować niewinnych i niedoświadczonych zomowców. Za takie słowa bije się po mordzie bez litości, choć wystarczy przecież spojrzenie pełne politowania. Z kolei strażnicy prawicowej politpoprawności nie omieszkali określić swoich adwersarzy (tych współczesnych, nieuwikłanych w zbrodnie i polityczne przestępstwa) mianem zdrajców, sługusów komunizmu, odmawiając im jakiegokolwiek prawa do odmiennego spojrzenia na PRL czy stan wojenny.
 
Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek realistyczne spojrzenie na ostatnie półwiecze, geopolityczne uwarunkowania i militarną przewagę, zimnowojenną rywalizację i konsekwencje wszystkich tych elementów, przy uznaniu,  co oczywiste, zbrodniczości tamtego systemu. Martwego jakby nie patrzeć, który jednak objawia sie pod postacią coraz bardziej zasuszonych starców i sprytnych zombie, przywoływanych w czasie historyczno - politycznych guseł. Brak zdystansowanego opisu historycznego czy chłodnej politologicznej analizy, które byłyby wolne od moralizatorstwa i płaczliwej kombatanckości, służy tylko i wyłącznie rozmaitym ośrodkom władzy w umacnianiu  i podtrzymywaniu swojego panowania. Najgorsze jest bezwarunkowe poddanie się mobilizacji jaką  fundują nam medialni bonzowie, którzy wciągają ideowych ochotników (liczących na uznanie i akceptację)  do swojej armii, wysyłając potem na pierwszą linie frontu niczym bohaterskie mięso armatnie. Wszystkim tym, którzy chcą zrozumieć jak skomplikowana i wielowymiarowa jest "Historia", jak złożony jest wymiar ludzkiego, indywidualnego doświadczenie polecam obserwację  pomarszczonych twarzy starców, ich spracowanych dłoni i posłuchanie tego, co mają do powiedzenia. Bez włączania telewizora.
  
 
binkovsky
O mnie binkovsky

"...Co mogę powiedzieć o życiu? Że rzecz to w sumie dość długa. Tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie, Ale dopóki ust mi nie zatka gliniasta gruda, będzie się z nich rozlegać tylko dziękczynienie" * * * [Zastępowałem w klatce dzikie zwierzę] – Josif Brodski (tłum. Stanisław Barańczak)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura