binkovsky binkovsky
73
BLOG

Urok starych płyt?

binkovsky binkovsky Kultura Obserwuj notkę 12

 

Ostatnimi czasy (z miesiąc temu) wśród blogerów pojawiły się opinie krytykujące znanych polskich artystów, którzy otwarcie prezentowali swoje polityczne asocjacje i uprzedzenia oraz dawali upust emocjom związanym z takim czy innym politykiem bądź partią. Czynili to na łamach/ekranach ogólnopolskich organów establishmentu, gdzie krytyczny artysta znajdzie zawsze zaciszne miejsce na wylanie swoich gorzkich żalów. Pewien niepokój budziła wśród blogerskiej braci ich domniemana naiwność, uleganie obowiązującym modom i trendom publicznym, wpisywanie się w nurt oświeceniowego, liberalnego krytykanctwa, które, jak wiadomo na polskim przykładzie, ani rzetelne, ani uczciwe zazwyczaj nie jest. Artyści z wyżyn swojego wysubtelnienia i elegancji lepiej przecież dostrzegają naszą polską niedoskonałość, miałkość, nijakość, a najważniejsze peryferyjny, tradycjonalistyczny, podskórny zamordyzm.  A ich analizy są podbudowane wieloletnimi obserwacjami i teoretycznym namysłem.

               Niechętne głosy wynikały być może z przekonania o apriorycznej apolityczności twórców, niezrozumieniu rzeczywistości politycznej, albo koniunkturaliźmie czy miękkości poglądów. Bliskie jest im przekonanie o koniecznym, ograniczonym zasięgu wpływu artystycznych pomiotów, zgodnie z zasadą – „pisarze do piór, studenci do nauki”. Artysta poza swoim dziełem nie może więc krytykować. A jeżeli to już tak robi to, jak można się spodziewać, główne uderzenie kieruję w stronę prawicy konserwatywnej, tradycjonalistycznej, związanej ze światopoglądem katolickim. W naszym establiszmencie politycznym rolę dyżurnego chłopca do bicia odgrywa rzecz jasna Drużyna Jarosława, czyli Prawo i Sprawiedliwość wraz z przyległościami. Ze względu na estetykę (artysta jest wszakże czuły na tym punkcie) odrzucają oni ze wstrętem tych naszych biało-czerwonych religijnych jakobinów, kierując swoje jasne oczy w stronę proeuropejskich, oświeconych liberałów. A to już z jest realna polityka i groźne wywieranie wpływu, któremu trzeba dać odpór.

               Moim zdaniem główną przyczyną tego typu wystąpień jest wrodzona niechęć artystowskich niebieskich ptaków do zasad i wymagań konserwatywnego światopoglądu i wynikająca stąd obawa przed represyjnym modelem kultury czy wychowania. Wszak jak nikt inny potrafi docenić nieograniczoną wolność i nieskrepowanie ekspresji.

               Niezależnie od tych pierwotnych przyczyn sprawa ta zmusiła mnie do namysłu nad problemem dużo poważniejszym niż śmieszne przepychanki i drapanie w odwiecznej wojnie czystego salonu z zaściankiem. Warto mocniej skoncentrować się na kwestii powszechnego w sztuce (ja odniosę się do światka muzyki rockowej) „terroru staruszków”, niekończącym się „emeryten party”, triumfie starych i wyblakłych idoli oraz wynikającym stąd deficycie świeżych pomysłów oraz idei. Niezależnie od przenikliwości czy głupoty, zaangażowania czy koniunkturalizmu, dominująca jest w środowisku artystycznym pochwała przestarzałych wzorców, postaw i osobowości. W tym kontekście można mówić o pewnym „emeryten party”, rockmańskim chocholim tańcu niemocy i beznadziei. Ograniczę się do muzyki rockowej o prowieniencji punckowej, swoim korzeniami sięgającej lat 80 – tych. Przykłady te są powszechnie znane, a ich bohaterowie rozpoznawalni. Starczy paradygmat dość mocno określa tu świadomości i mocno kształtuje sposób oceny , opisu i prezentacji muzycznych dokonań idoli. Ściśle związana jest z tym historia muzyki rockowej, przedstawianie pewnego wzorca historiozoficznego, począwszy od lat 80 – tych po czasy współczesne. Bardzo mocno przenika to do mediów głównego nurtu i umysłu fanów. Wyłącza jakiekolwiek niezależne spojrzenie i strasznie ogranicza percepcję, to jest właściwie pływanie w ty samym brudnym basenie pełnym zgniłych liści.

Kilka przykładów. Artysta rockowy Zygmunt Staszczyk przepytywany w Trójce wracał nieubłaganie do lat 80, do heroicznych czasów stanu wojennego i ględził straszne naiwności o młodości, miłości i polityce (wpisuje się znakomicie w słabiacki nurt kojarzony ostatnio z filmem „wszystko co kocham”). Lista artystów którzy odwiedzają studenckie juwenalia, głównym punktem programu jest zazwyczaj jakiś Kult, Grabaż czy inny Muniek. I młodzieży się podoba. Wywiad z Robertem Brylewskim w „Playboyu” i ten sam klimat wspomnień z czasów młodości i zdjęcie w mundurze milicjanta (a jakże!).  Klasycznym przykładem jest już książka Mikołaja Lizuta „Punk Rock Later” i związane z nią imprezy oraz koncerty. Książkę tę przenika duch beznadziei i kombatanckich wspomnień, a muzycy nie są w stanie wyjść poza banały i komunały, które mogą wykrzykiwać ze sceny. Książka ta jest też przykładem jak nie należny pisać o muzyce i jak można spieprzyć ciekawy skądinąd temat. A na koncerty promocyjne przychodziła zagubiona w czasie młodzież, która pewnie żałowała, że nie urodziła się  15 lat wcześniej. Podobnie wyglądają festiwale rockowe, z bombastycznym polskim Woodstockiem. Wszędzie stare mordy.

Strasznie narzekam, ale nadziei nie niosą również młodzi punkowcy. Bo nie byłoby w tym wszystkim nic złego, gdyby buzowała pod ta warstwa jakaś niezależna energia, młodzieńcze, buńczuczne podejście. Młodzi artyści pozostają jednak nieczuli na nowości i podążają wydeptaną przez starszych poprzedników ścieżką. A właściwie siedzące z tymi truchłami w zatęchłych szafach. Wystarczyłoby prześledzić konkurs dla młodych zespołów na festiwalu w Jarocinie. Niestety wolą odtwarzać stare wzorce i patenty. Troszeczkę to się zmienia w ostatnim czasie (np. Grabaż jest obiektem kpin wśród młodych zespołów związanych z nową rockową rewolucja i sceną indie) ale to wszystko za mało.

Doceniam wartość doświadczenia, kunsztu i długoletniej praktyki. Ale w muzyce rockowej rzadko przynosi to ciekawe rezultaty. Zwłaszcza w polskiej muzyce. Na koniec kilka przykładów staruszków z ogniem w spodniach i świeżymi głowami, którzy potrafią zachować to czego naszym herosom brakuje. Niech młodzież z gitarami patrzy, słucha i zapamiętuje.

binkovsky
O mnie binkovsky

"...Co mogę powiedzieć o życiu? Że rzecz to w sumie dość długa. Tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie, Ale dopóki ust mi nie zatka gliniasta gruda, będzie się z nich rozlegać tylko dziękczynienie" * * * [Zastępowałem w klatce dzikie zwierzę] – Josif Brodski (tłum. Stanisław Barańczak)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura