binkovsky binkovsky
159
BLOG

Nihilizm w obronie Sensu

binkovsky binkovsky Polityka Obserwuj notkę 7

Nie chciałbym na moim skromnym blogu propagować obrzydliwej gęby pewnego nihilisty z miasta L., ale w jedną ze swoich wypowiedzi naprowadza na ciekawe i społecznie istotne tropy. Otóż, człek ten miał stwierdzić, że mijający rok 2010 ma swoje zasługi w przerwaniu niekorzystnych (jego zdaniem) polityk, które kształtowały nasze życie społeczne przez ostatnich kilka lat (katastrofa smoleńska = kres polityki historycznej prezydenta). Dodając, że po cichu liczy na pełną pulę przed końcem roku (ostateczne rozwiązanie kwestii drugiego bliźniaka = koniec projektu politycznego o nazwie Prawo i Sprawiedliwość). Nie zatrzymując się nad drugą częścią tego marzenia i zatykając nos w obronie przed knajackim smrodem całego rozumowania, chciałbym przemyśleć ważną sprawę rzeczywistego końca postsolidarnościowej polityki historycznej (bez palikotowej afirmacji), z chłodnym dystansem i swoiście rozumianym nihilizmem.

           Kilka wydarzeń z roku 2010 pozwala stwierdzić, że projekt związany z odtworzeniem patriotycznej tożsamości Polaków i budową, wokół haseł patriotyzmu, honoru, pamięci o dawnych bohaterach, wspólnoty politycznej, skończył się a właściwe eksplodował z bezgłośnym hukiem. Polityka historyczna (dalej: p. h.), mająca być narzędziem przypominania o wspólnocie, dobru wspólnym i szlachetnych postawach z przeszłości, stała się samonakręcającą machiną absurdu i śmieszności. Całościowe zwycięstwo Platformy Obywatelskiej oznacza wybór lekkiej, telenowelowej narracji, z bitą śmietaną w różowej oprawie, w odniesieniu do spraw historycznych. Ściśle łączy się to z dekapitacją pisowskiej strategii rozliczania agentów, lustracji, dekomunizacji, wskazywania na zbrodnie systemu i na wiele lata zamyka ten sposób dyskusji/działania instytucjonalnego. Czyli mamy z jednej strony koniec twardej, czarno – białej polityki pamięci i rozliczania oraz tryumf marketingowo – softhistorycznej strategii PO. Wymuszonej jedność rocznicowych koncertów gwiazdek pop, masowych imprezek ku czci, poklepywania po plecach i „trzymanych za mordę” spotkań polityków, decydentów i autorytetów. Oznacza to, więc zwycięstwo platformerskiej strategii roztapiania mocnych tożsamości i nie nachalnego wpływu na pamięć, ale paradoksalnie od razu widać w tym znamiona porażki. Polityka historyczna staje się w takim ujęciu powierzchownym, popkulturowym gadżetem, który niczym nadmiar cukierków czy waty cukrowej, budzi niesmak i odruchy wymiotne. Zatraca się jej pierwotny sens, nawet ten zgodny z kampanią propagandową PO. Polityka historyczna w wersji pop, przekształca się w sam pop.

           Konsekwencje śmierci prezydenta Kaczyńskiego, w osobie którego p. h. znalazła swój najbardziej szlachetny, godny wymiar i który był jej najwierniejszym przedstawicielem, nie wymagają chyba szerszego wytłumaczenia.

           Ostatnim przyczynkiem do głośnego ogłoszenia końca są obchody rocznicy podpisania porozumień gdańskich i powstania Solidarności. Dla osoby, która poważnie traktuje hasła samoorganizacji społecznej, upodmiotowienia pracowników, powstającej oddolnie wspólnoty celów, dążeń i marzeń, gdzie autentycznie i twórczo ścierają się pomysły na ich realizację, te dziwne obchody budzą skojarzenia z cynicznym i wymuszonym świętowaniem urodzin meczącego, drażniącego staruszka. To właściwie jakiś głupawy taniec nad cuchnącym truchłem. Za sprawy, w które mało kto wierzy lub których realny wymiar stanowi tylko niepotrzebny balast, dlatego wybiera się ich mityczny obraz. Rozumiem, że wzywanie do solidarności, jedności, wychwalanie uzyskanej wolności oraz z drugiej strony, obrona godności robotników i ich odwagi ma swój sens, ale nie w sytuacji, gdy stanowi odzwierciedlenie zupełnie innych podziałów i politycznych sporów, tak naprawdę drugorzędnych. Co w konsekwencji oddala nas od pierwotnych założeń i rozmywa całą sprawę. Ostatnie ekscesy w gdyńskiej hali są i tak lepsze od tego, z czym mieliśmy do czynienia w ostatnich latach. Uroczystości te miały charakter wielkopańskich rautów czy towarzyskich spędów i były mocniejszym policzkiem dla pamięci i godności szarego robotnika czy zafascynowanego „S” obywatela niż wygwizdanie (niechętnego przecież związkom zawodowym) premiera Tuska. Z tymi uroczystościami jest trochę jak z „idealną” rodziną, ukrywającą skrzętnie tajemnice i ciemne sprawki, które wypływają w czasie wielkiej rodzinnej imprezy i mrożą wszystkim krew w żyłach. I potem nic już nie jest takie same. W odniesieniu do świętowania rocznicy „S” można się tylko z tego cieszyć.

           Jak na to wszystko reagować? Proponowałbym oddać przyszłe uroczystości Lechowi Wałęsie, Państwu Kwaśniewskim, Platformie Obywatelskiej z przystawkami w osobach Balcerowicza, Kuczyńskiego oraz na deser „Krytyce Politycznej” (z urokiem małego łobuza wykorzystała ostatnią prawicową kłótnię w rodzinie do promocji swej instytucjonalno – organizacyjnej działalności), która budowałaby socjalne skrzydło takie ruchu i zarządzała lokalami rozrywkowymi na terenie stoczni, gdzie młodzież mieszczańska poznawałaby Ideały Sierpnia. „Solidarność” współczesna powinna zredefiniować naszą ogólnoeuropejską narrację historyczna i głosić, że „S” przegrała, poniosła klęskę i zawiodła, ale w 1980 roku kasandrycznie antycypowała, czyli stanowiła radykalną odpowiedź na przemiany społeczno – ekonomiczne i szok transformacji po 89 roku. Spójrzmy szerzej na problematykę p. h., czyli tego nieubłaganego dążenia polskiej centroprawicy solidarnościowej do wprzęgnięcia błyskotek nowoczesności do poskładania polskiej tożsamości postpzprowskiej. Skończyło się na głupawych, prościutkich jak z elementarza serialach historycznych, absurdalnych rekonstrukcjach historycznych, głupawych piosenkach (szczytem jest metalowa pieśń ku czci dzielnych chłopców i dziewcząt z Powstania). Cenicie edukacyjną wartość i znaczenie rekonstrukcji? Dlaczego w takim razie, podczas odtworzenia bitwy warszawskiej dzielni ułani i piechota (w 1920 r. walczący z „czerwoną zarazą”) nie uderzyli na stojących pod Pałacem Prezydenckim antyklerykałów? To byłby wspaniały przykład żywego zainteresowania historią i wyraz narodowego Ducha. Polityka historyczna zapętliła się w sprzecznościach i za cenę politycznej skuteczności, propagandowej roli wyborczej czy hegemonii kulturalnej utraciła swoją szlachetność i czystość intencji.

           Mieliśmy troszkę nihilizmu, pochwały negatywności, wyszydzania poniżonych i plucia na poniżających, a zwłaszcza całą masę wkurwienia na rzeczywistość. A gdzie w tym wszystkim Sens? Już sama niezgoda, niechęć może prowadzić do pewnego przełamania niemocy i skuteczniejszego poszukiwania rozwiązań, oczywiście bez mazgajowatego moralizowania i utwierdzania się we własnej szlachetności czy wyższości. Może musimy postępować jak tonący, który utracił już wszelką nadzieję, czyli wyciągnąć ręce i czekać na pomoc drugiego człowieka. I w najgorszym układzie pójść na dno.

 

binkovsky
O mnie binkovsky

"...Co mogę powiedzieć o życiu? Że rzecz to w sumie dość długa. Tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie, Ale dopóki ust mi nie zatka gliniasta gruda, będzie się z nich rozlegać tylko dziękczynienie" * * * [Zastępowałem w klatce dzikie zwierzę] – Josif Brodski (tłum. Stanisław Barańczak)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka