blacksheep blacksheep
151
BLOG

Bajka o globalnym zidioceniu . Pierwsza czytanka dla ekologów, l

blacksheep blacksheep Polityka Obserwuj notkę 7
Dawno temu na trzeciej planecie od Słońca, na przełomie epok zwanych starożytnością i średniowieczem coś dziwnego zaczęło się dziać z aurą czyli klimatem. Miały miejsce straszne upały. W Azji Środkowej wypaliły one pastwiska na których swoje stada od wieków wypasały ludy, których historiografia europejska zwykła nazywać Hunami. Ci miłujący pokój i swoje owce i wielbłądy pasterze zostali postawieni przez zmiany klimatyczne pod ścianą - maszeruj na zachód, gdzie łąki zielone albo giń. Zabrali więc swoje kobiety i dziatki i ruszyli przez stepy pod wodzą słynnego pacyfisty Attyli. Na zachodzie też dziwa się działy. W Germanii znanej z produkcji jęczmienia i warzenia piwa bujnie obrodziła winorośl. W dalekiej Hiszpanii słynącej z gajów ( nie mylić z gejami, to inna bajka) oliwnych rzymscy administratorzy w swoich raportach dla cesarza tłumaczyli spadek wpływów podatkowych pustynnieniem wnętrza prowincji.. Armia rzymska przy rosnących temperaturach straciła swoją wartość bojową i militarnego ducha a zamiast musztry oddawała się z lubością popołudniowej sjeście obficie podlewanej winem z coraz lepszych dzięki upałom rocznikom.. O dwutlenku węgla nikt wtedy nie słyszał, a postępujący efekt cieplarniany nie został właściwie wtedy zdiagnozowany. Ekologia była wówczas w powijakach a prekursorzy tej ważnej nauki zostali wytępieni przez reakcyjny kościół katolicki. Właśnie wtedy, na nieszczęście Europy, ta wsteczna ideologia wywodząca się z najgorszych bliskowschodnich zabobonów, uzyskała status religii panującej. Opinie wołających, że ogromna ilość mułów i wołów emituje zbyt wiele gazów zostały zlekceważone i stały się głosem wołających na wyciętej puszczy. Na dodatek rozwój słynnych dróg rzymskich zwiększył liczbę pojazdów oraz biologicznych silników do nich. Niestety podobnie działo się w Chinach, które rozpoczęły swoją ekspansję technologiczną i co gorsza demograficzną kosztem środowiska naturalnego. W Indiach było nie lepiej, olbrzymie pola ryżowe uprawiano przy użyciu wyjątkowo paliwożernych bawołów. Wycinkę lasów ułatwiało udomowienie słoni indyjskich. Te biologiczne super maszyny bez problemu transportowały drewniane drwa z podhimalajskich lasów, by w mało ekologiczny sposób kremować zmarłych. Bogacze nawet po śmierci przyczyniali się do zagłady rzadkich tropikalnych gatunków, bowiem ich stosy pogrzebowe były z cennych, pięknie pachnących mieniących się wszystkimi kolorami drew. Rozwój transportu powodował olbrzymie zapotrzebowanie na paliwo. Wszędzie wypalano lasy, by zasiać owies, pełniący rolę ówczesnego ekodiesla. Hunowie w poszukiwaniu nowych pastwisk czyli czegoś w rodzaju dzisiejszych pól naftowych dotarli w końcu do Europy. Nad Morzem Czarnym robiło się jednak coraz bardziej gorąco i sucho więc nie czekając na zmianę klimatycznego trendu pogonili Ostrogotów i innych Germanów w kierunku Atlantyku. Sami też ruszyli żwawo w tym samym kierunku. Nazwano to niesłusznie wielką wędrówką ludów zamiast nazwać właściwie - strategią przetrwania w zmieniających się warunkach klimatycznych. Rzym runął a najbardziej dociekliwi historycy nie dostrzegli, że był to skutek poprzedniego globalnego ocieplenia. Procesy wyzwolone pod koniec starożytności siłą bezwładu trwały w następnych stuleciach. Germańskie najazdy wśród których prym wiedli Wandalowie znaczyły swój szlak ogniem pożarów czyli bezmyślną emisją gazów nazwanych później cieplarnianymi. W X wieku sytuacja przedstawiała się już katastrofalnie. Pierwsi dostrzegli to bystrzy i wszędobylscy Wikingowie. W czasie rozlicznych wypraw naukowo-badawczych zorientowali się, że zagłada zagraża całej planecie. Najwybitniejszy Wiking tej epoki Ekolfred Nobelson pierwszy zdiagnozował przyczyny ówczesnych anomalii. Ten światły mąż w czasie z jednej z wypraw zdobył dziesiątki tafli szkła służących do wyrobu weneckich luster. Wykonał z nich szklany namiot zachwycony przezroczystością tego tworzywa. Ku jego zdziwieniu namiot, nagrzewał się podczas dnia tak bardzo, że przebywanie w nim przypominało pobyt w fińskiej saunie. Jak przystało na uczonego z prawdziwego zdarzenia zaczął eksperymentować. W trakcie jednego z eksperymentu, kiedy w szklanym namiocie przetrzymywano kilku zakonników, którzy nie mogli sobie przypomnieć gdzie ukryli klasztorne skarby, temperatura zaczęła wzrastać szybciej niż zwykle. Kiedy uparciuchy w końcu wyzionęły ducha nie zdradzając bezcennej tajemnicy temperatura w namiocie znacząco spadła. Nobelsona zaintrygował ten zagadkowy fakt. Wymyślał kolejne eksperymenty, by zweryfikować teorię którą już miał w głowie Nie tylko ciepłota ludzkiego ciała podwyższa temperaturę. Doświadczalnie udowodnił, że temperaturę mogą podwyższyć same gazy bez fizycznej obecności ludzi w laboratoryjnej szklarni. Wystarczy że będą tam gazy które nazwał cieplarnianymi. Jego asystenci przez róg tura wdmuchiwali do hermetycznie zamkniętego i uszczelnionego pszczelim woskiem szklanego namiotu wydychane powietrze oraz inne gazy też powstające w ludzkim organizmie podczas trawienia wikińskiej grochówki gotowanej w imię rozwoju nauki na zjełczałym maśle i spleśniałym boczku. Ale czego się nie robi dla wiedzy i innego bożka zwanego postępem. Kolejne doświadczenia rygorystycznie przeprowadzane z poszanowaniem naukowej metodologii nie pozostawiały najmniejszej wątpliwości. Same gazy wewnątrz szklarni powodują znaczący wzrost temperatury. Eureka krzyknął - Ziemia jest wielką szklarnią. Teraz już wiem dlaczego topnieją lodowce. Ludzi jest za dużo oraz roślinożernych zwierząt hodowlanych i pociągowych pierdzących na potęgę. Czas ucieka trzeba działać póki nie jest za późno. Powiedziawszy to niebawem rozpoczął pisanie pracy naukowej alfabetem runicznym. Dzieło zostało szybko opublikowane i przetłumaczone na wiele języków. Ludzie oświeceni przyjęli je z nieukrywanym podziwem i na całym świecie zaroiło się od ekologicznych aktywistów wszelkich odcieni. Wielki mecenas nauk i władca całej Północy Harald Łupieżca tak się przejął tezami pracy słynnego uczonego, że przez trzy noce nie zmrużył oczu. Postanowił czym rychlej zwołać międzynarodową konferencje naukową pod swoim patronatem, by ukrócić ekologiczną anarchię i radzić nad ratowaniem planety. Honorowe przewodnictwo objął sekretarz generalny Organizacji Zjednoczonych Plemion czarnoskóry intelektualista Toffi MbEko Po złożeniu rytualnych krwawych ofiar z pojmanych szkodników ekologicznych dla Tora boga ekologii, złośliwie przedstawianego przez chrześcijańskich misjonarzy jako bóg wojny. Cóż ci reakcjoniści nie rozumieją że walka o środowisko to też wojna tylko sprawiedliwa i postępowa. Rozpoczęto plenarną debatę.. Pierwszy referat wygłosił profesor Kanut Ekosystem. Ten wielki autorytet samą swoją obecnością budził podziw i niemal histeryczne uwielbienie. Ale na tym świecie już tak jest, jak cię namaścił na autorytet pewien Nadredaktor z kraju Polan, to piętno autorytetu stawało się niezmywalne za życia jak i po śmierci. Śmiało wypowiadał się ów sławny mąż nie tylko w swojej dziedzinie. Słynął z tego że nikt nie mógł się doliczyć, ile już podpisał listów otwartych nie tylko w obronie środowiska ale również swoich kolegów oskarżanych przez wiadomych młodych gnojów o sprzeniewierzenie się etosowi naukowca w czasie okupacji Europy Środkowej przez przybyłych ze wschodu Awarów. Zasłynął również za młodu podczas pamiętnej wiosny barykad w roku 968, kiedy śmiało przeciwstawił się antyekologicznej reakcji. Następnie stał się głośny kierując akcją bezpośrednią wymierzoną w największych emitentów gazów. Jego komando bojowe stało się tak słynne że nazwano je Zielonymi Brygadami. Ten wybitny ekolog zainspirował licznych azjatyckich bojowników zainspirowanych jego wykładami i działaniami bojowymi. Jego sława naukowa była tak wielka, że na wieść że przygotowuje kolejną ekspedycję badawczą truchlały serca od Waregów do Greków, od Brytanii po Sycylię. Zbadałem dokładnie basen Morza Śródziemnego - rozpoczął A oto moje osiągnięcia: w tym regionie emisja gazów cieplarnianych spadła o 50%. Kanut Ekosystem przedstawił wiele wykresów i diagramów ilustrujących depopulację obszarów śródziemnomorskich. Ludzie z mojej ekipy badawczej całe dnie i noce harowali aby zlikwidować źródła emisji. Na szlaku naszej wyprawy badawczej nie ma już rakotwórczej narośli na ekosystemie naszej planety jakim były liczne miasta nadbrzeżne i wsie. W ramach naukowej rzetelności profesor Kanut przyznał, że nie wszystkie osiągnięcia na tym terenie można przypisać jego ekipie. Swój wkład wnieśli również dzielni badacze z Półwyspu Arabskiego, którzy dokonali podobnych działań w tym regionie od Syrii po Hiszpanię. Nasze połączone wysiłki dokonały wiekopomnego osiągnięcia –wielki śródziemnomorski emitent gazów cieplarnianych nie przyczyni się do globalnego ocieplenia. Tym optymistycznym akcentem zakończył swoje wystąpienie. Następnie głos zabrał Eryk Ekorudy, badacz obszarów polarnych. Wyrywał z rozpaczy włosy ze swojej kudłatej ryżej brody lamentując. Za kołem podbiegunowym leży największa wyspa świata. Nasi badacze piszą przerażające raporty. Jest źle a wszystko wskazuje że będzie jeszcze gorzej. Ten podbiegunowy ląd zamienił się w krainę zwaną Zielonym Krajem –Grenlandią. Coraz więcej naszych ludzi się tam osiedla. Grozi to wyludnieniem całej Skandynawii co niechybnie doprowadzi do zmniejszenia liczby ochotników na wyprawy depopulacyjne na całym europejskim obszarze działań ekologicznych. Najgorsze jednak wieści przyniósł badacz Vinlandii który według najlepszych wzorów inkulturacji na konferencję przybył z fajką w ustach, z kamienną siekierką w ręku i w pióropuszu z orlich piór. Teraz zwą mnie Tomahawk Na Globalne Ocieplenie - przedstawił się. Badania terenowe na tym obszarze oraz wywiad środowiskowy z najstarszymi szamanami czerwonoskórych wykazały jasno, że tam, gdzie niedawno żyły renifery i chodziły białe misie, teraz porastają zarośla dzikich winogron. Zgroza. Przyrost naturalny wśród tubylców jest zastraszający. Cała nadzieja w konfliktach plemiennych, bo pożądanie skalpów jest głęboko zakorzenione w tamtej kulturze i wygrywa nawet z instynktem samozachowawczym. To cenny i postępowy fundament tamtego kręgu postępowych cywilizacji łowieckich. Głęboko wierzę iż pozostawanie na wojennej ścieżce czerwonoskórych uchroni tamtejsze lasy przed zamianą w pola kukurydzy. Nasza ekspedycja przez działania dezintegracyjne sprowokowała kilka konfliktów plemiennych które potrwają znając tamtejsze realia co najmniej kilkaset lat. Wiele sobie obiecujemy po mikrobach które implantowaliśmy na tym obszarze i które już dzisiaj dziesiątkują tubylców. Ponadto proponuję by odkrycie nowego wielkiego lądu utajnić w celu uniknięcia europejskiej akcji osadniczej na tym obszarze. Pojawienie się osadników z Europy może mieć katastrofalne skutki. W najlepszym razie może się to skończyć eksplozją demograficzną, w najstraszniejszym scenariuszu może to doprowadzić do powstania światowego supermocarstwa, które będzie zużywać większość światowych zasobów energetycznych nie mówiąc o zagrożeniu bizonów na preriach i białych niedźwiedzi na Alasce. Wniosek Tomahawka o utajnienie odkrycia Vinlandii przeszedł przez aklamację. Na sympozjum odczytano jeszcze trzy referaty których dalekowzroczność doceniły dopiero przyszłe stulecia. Demograf i antropolog Adolf von und eko Herrenvolk z Germanii poddał analizie naukowej dwa niebezpieczne zjawiska dla przyszłości świata. Oba wymagają dowodził natychmiastowego, radykalnego i ostatecznego, rozwiązania. Pierwszym jest niekontrolowana przez nikogo imigracja ludności żydowskiej do Europy. Problem żydowski ma kilka ważkich ekologicznie aspektów. Pierwszym jest szybki wzrost tej populacji, co przy ograniczonych zasobach jest zagrożeniem nie tylko dla Germanii ale dla całego cywilizowanego świata. Drugim zagrożeniem jest niearyjskie podejście Żydów do problematyki ekologicznej. Ulegają oni licznym zabobonom religijnym i są całkowicie odporni na hasła ekologiczne. Czyńcie sobie Ziemię poddaną - tak odpowiadają na działania ochotniczych szturmowych sztafet ekologicznych. Zupełnie się nie asymilują z ekologami a nawet po pseudoasymilacji zatruwają swymi semickimi jadami zdrowy, oddany środowisku szczep germański. Herrenvolk upajał się swoim głosem, odbiegał od tematu, ale zahipnotyzował słuchaczy, którzy wpadli w ekstazę kiedy zaczął krzyczeć o Tysiącletnim Germańskim Imperium Ekologicznym. Potem zawiesił głos i po cichutku niemal płaczliwie dodał. My mieszkańcy Germanii mamy najbardziej cywilizowany na świecie stosunek do zwierząt a ci semici stosują ubój rytualny. Przerażające. Biedne zwierzęta poddane antyhumanistycznym i barbarzyńskim praktykom. Później znowu uderzył w wysokie ce. Po kwestii żydowskiej największym zmartwieniem aryjskich ekologów jest problem słowiański. Ich niższość cywilizacyjna powoduje zerową troskę o środowisko naturalne. My Germanie ruszyliśmy na zachód, zniszczyliśmy cesarstwo rzymskie tego wielkiego szkodnika ekologicznego, dokonaliśmy depopulacji na skalę europejską i nie boję się powiedzieć światową. Środkową Europę zamieniliśmy na pustkę osadniczą i chcielibyśmy żeby ten obszar pozostał rezerwatem biosfery i naszym potencjalnym lebensraumem. Który oczywiście będziemy kiedyś wykorzystywać zgodnie z najbardziej wyśrubowanymi przez brukselską komisję normami ochrony środowiska. Ale ten wielki godny rasy germańskiej ekologiczny plan nie wypalił . Z bagien Polesia wylazło słowiańskie robactwo. Dociera już do Łaby, mnoży się jak króliki, prowadzi rabunkową gospodarkę wypaleniskową zamieniając obszar Agenda 1000 na pola uprawne. Targnęli się ci podludzie nawet na bezcenne torfowisko nad Rospudą chcąc budować szlak handlowy do równie prymitywnych Bałtów i Finów. Niestety tak jest w całej Europie Wschodniej od Nowogrodu po Bałkany, od Kijowa po Łabę. Podjęliśmy pewne środki zaradcze ale odwrócenie tych niekorzystnych tendencji to zadanie na pokolenia. Mamy już małe sukcesy którymi śmiem się pochwalić, nasze ekologiczne komanda pod światłym przywództwem margrabiego Gerona dokonały wyludnienia obszarów między Łabą i Odrą. W przeciwieństwie do całkowicie zdegenerowanych semitów zdarzają się wśród tych dzikusów elementy do rasowego recyklingu. Blondwłose i niebieskookie dzieci Słowian które uznamy za zdolnych do przyjęcia zachodnich standardów ekologicznych poddamy reedukacji i działaniu wyższej kultury (wszyscy zauważyli rozmarzenie w oczach prelegenta kiedy mówił o małoletnich dobrych rasowo niebieskookich blondpięknościach płci obojga). Na koniec wrócił do przyrodzonego Słowianom barbarzyństwa. Każdego miłośnika przyrody przygnębić musi dewastacja lasów której się dopuszczają-zagrzmiał znowu. Mają oni zwyczaj budowy grodów z drewna. To hańba, niszczą tyle żywych istnień a tylu naszych bojowników ginie pod ich trudnymi do zdobycia wałami. Pożegnany oklaskami von Herrenvolk ustąpił miejsca delegatowi z odległej Mongolii Eko Chanowi. Pod skośnymi oczami azjatyckiego gościa czaił się tajemniczy uśmiech . Delikatnie gładząc rzadką brodę rozpoczął swoje wystąpienie. Chciałbym zwrócić moim zachodnim kolegom na niedoceniany na Zachodzie potencjał ekologiczny plemion mongolskich i ich strategiczne położenie w centrum Eurazji. Obszar ten ma kluczowe znaczenie w planowanej przez nas ofensywie ekologicznej. Można stąd działać we wszystkich kierunkach od Chin po Europę Wschodnią i Bliski Wschód. Na razie brakuję nam jedności politycznej ale ekoplan jest już opracowany w najdrobniejszych szczegółach. Kiedy pojawi się wielki przywódca do tego rozumiejący wagę zagadnień ochrony środowiska zadziwimy świat. Nazywam go proroczo Czingis Chanem - Wielkim Chanem. Wielkim Wszechświatowym Przywódcą Ekologicznym, Panem Czterech Stron Świata, Synem Nieba. Wtedy wdrożymy naszą wspólną ideę do realizacji na niespotykaną nigdy wcześniej skalę. To będzie ambitna kombinacją rzezi z oddziaływaniem długofalowym. Eko Chan usłyszał szmer dezaprobaty i badawczo spojrzał swoimi skośnymi oczami na słuchaczy i zauważył pewną konsternację na twarzach ówczesnych postępowców. Postanowił zareagować. Ach wy ludzie Zachodu odezwał się - rzeź czy depopulacja na jedno wychodzi. Jak to zwał tak to zwał. My ludzie stepów nie lubimy eufemizmów. Jeśli chodzi o tak ważny cel jak ratowanie naszej zagrożonej planety wszelkie półśrodki są nie na miejscu. My sprawę stawiamy jasno na pierwszym etapie wyrzynamy społeczeństwa rolnicze a później postawimy na rozwój zrównoważony oparty na haraczu ekologicznym. Ekolodzy też muszą coś mieć ze swojej misji ratującej świat przed globalnym ociepleniem. Mój przedmówca z Germanii chyba mnie dobrze zrozumiał. Nasze strefy ekologicznej odpowiedzialności ze sobą nie kolidują więc mamy panie Herrenvolk mamy wspólną oś porozumienia i możemy w przyszłości podpisać jakiś ekopakt stalowy. Drodzy panowie bądźcie spokojni zrównoważony rozwój doprowadzi do tego że poza ekologami mało kogo będzie stać na utrzymywanie zwierząt domowych czy odchowanie potomstwa. Ekologiczny porządek zapanuje w całej Azji z przyległościami. Czerwona księga zagrożonych gatunków zamieni się w zieloną książeczkę z myślami Naszego Ukochanego Przywódcy i Przewodnika po Zawiłych Ścieżkach Ekorozwoju. Bardzo pozytywnym skutkiem ubocznym naszych działań będzie odnowa naturalnych ekosystemów na olbrzymich obszarach. Jedynym dowodem dawnej rabunkowej gospodarki człowieka będą piramidy z ludzkich czaszek w stepie szerokim. Zagrożenie wielu gatunków roślin przestanie być problemem spędzającym sen z oczu naszych zielonych europejskim sojuszników. Tak kochane przez was wilki będą miały się dobrze. Zakładamy że już na początku naszych działań nastąpi skokowy wzrost ich populacji. Ten gatunek jest niezbędny w przyrodzie bo posłużyć może do najbardziej ekologicznej utylizacji ludzkich przerostów demograficznych. Mongolski przedstawiciel powiedział ostatnie słowa z pewnym niesmakiem ale teraz starał się dostosować do terminologii stosowanej na tym seminarium. Ach ta zachodnia autocenzura, westchnął w duchu, jakby to nie można było powiedzieć że niepotrzebne ludzkie ścierwa wilki rozwłóczą i zjedzą. Przebieg przyszłych wydarzeń w pełni potwierdził, że nie były to tylko czcze przechwałki. W tym czasie Włodzimierz Ekologowicz Wylenin nie mógł doczekać się na swoją kolej. Rozpierała go prawdziwa ekologiczna energia i poczucie intelektualnej mocy. Ale nie czuł się dobrze w tym towarzystwie. Coś mu podpowiadało, że przerasta tu zdecydowanie wszystkich. Wstrętni ekozdrajcy, ekoimperialiści, feudalna i burżuazyjna ekologiczna swołocz - mamrotał nerwowo przechadzając się w kuluarach. Te reakcyjne kanalie nic nie rozumieją, powtarzał do siebie. Zasrana ekomiędzynarodówka, nawet mienszewików zaprosili. Ten kretyn Martow przemawiał i bredził o pokojowej drodze do ekologizmu. Przecież tego nie da się nawet słuchać. Czarna ekologiczna sotnia gada z większym sensem niż mienszewiccy ekologiści. Koniec z opresyjnym społeczeństwem lekceważącym procesy biodegradacji. Klechy i burżuje popierający antyekologiczne reżimy zawisną na biodegradującym się sznurku który sami nam sprzedadzą - rozmarzył się na jawie i na twarzy Wylenina pojawił się wyraz totalnego odlotu zwanego archaicznie błogostanem. Ciągle przechadzając się powtarzał namiętnie - ekologia wcale nie musi zwyciężyć w najbardziej świadomych ekologicznie krajach. Antyekologiczną opresję można przerwać w jej najsłabszym ogniwie. Durni reakcjoniści nic nie rozumieją. Walka klas to jest to. Zamieńmy imperialistyczne wojny na ekorewolucje. Klasy panujące zużywają najwięcej energii. Nie ma klas, zużycie maleje, następnie wytępi się tych o niskiej świadomości ekologiczno-klasowej i obniży się poziom życia do minimum i po problemie. Ekosocjalizm tylko może sobie poradzić z kapitalistyczną gospodarką nastawioną na samobójczy konsumpcjonizm. Będzie taka walka o środowisko że kamień na kamieniu nie zostanie - znowu się rozmarzył. Walka klasowa głupcy, to jest odpowiedź godna ekobolszewika na globalne ocieplenie. Wylenin chusteczką wytarł spoconą łysinę i zaczął nerwowo drapać się po ryżej bródce. Nic tu po mnie reakcyjne pseudopostępowe pomioty. Rewolucje trzeba robić a nie konferować z imperialistycznymi ekozdrajcami i cichaczem opuścił obrady. W czasie kiedy towarzysz Lenin formułował przechadzając się teorię najsłabszego ekologicznego ogniwa na mównicy był już kolejny delegat reprezentujący Bliski Wschód. Profesor Ekoladin bin Osama nie ukrywał swojego radykalizmu. W sprawie globalnego ocieplenia wszelkie działania połowiczne to zbrodnia wobec przyszłych pokoleń. Reprezentuje Ekodżihad. My nie żartujemy, my działamy. Przeszliśmy już do akcji bezpośredniej. Nasze żywe pochodnie w zamachach samobójczych puściły z dymem Kair i Damaszek. Kontrolowane przez nas Bractwo Ekologiczne jest potęgą od Maroka po Pakistan. Planujemy nieść pochodnię ekologizmu na cały świat. Nasza doktryna jest prosta. Jest dom pokoju, gdzie dba się o środowisko i dom wojny, gdzie nauki ekologicznej wiary nie dotarły. Nie ma zmiłuj się - albo jesteś bojownikiem w świętej wojnie, albo zginiesz w zgliszczach- trzeciego wyjścia nie ma. Udało się nam zaatakować również wrogów środowiska na innych kontynentach. Nasi najlepsi synowie pracują nad bronią masowego rażenia. Żywe pochodnie czy wjeżdżanie wozami wypełnionymi materiałami łatwopalnymi w szeregi wrogich antyekologicznych interwentów to metody tyleż widowiskowe, co mało wydajne. Mogę tylko zdradzić że pracujemy nad zakaźną chorobą, która zdziesiątkuje wszystkie poddające krytyce wiarę w globalne ocieplenie niewierne psy. Efekty już są, z ochotnikami którzy roznieśliby czarną śmierć nie mamy kłopotów, ale niestety zarazki na razie nie potrafią rozpoznawać ekologów od nieekologów. Ale zapewniam intensywnie pracujemy nad tym zagadnieniem. Mijały wieki, ustalenia z ekologicznego szczytu powoli wcielano w życie. Mongołowie zwani Tatarami zrobili to co zapowiadali, epidemia dżumyskuteczniej niż ordy tatarskie wykosiła jedną trzecią klerykalnej i reakcyjnej wówczas średniowiecznej Europy. O Słowianach połabskich i dawnych Prusach nie pamiętają już nawet potomkowie margrabiego Gerona. Stateczni i poukładani Skandynawowie zapomnieli o swoich wikińskich przodkach i ich zasługach w walce ze zmianami klimatycznymi. Odnieśli przecież wielki sukces a jedynymi dowodami obecności ich przodków w Zielonym Kraju na dalekiej północy pozostały niebieskie oczy niektórych Eskimosów i stare skandynawskie sagi. Począwszy od szesnastego wieku zaczynało się wreszcie robić coraz chłodniej. Bałtyk przestał dzielić a zimą łączył bo cały był skuty lodem. Lodowce w górach stały się powszechne i zeszły daleko w alpejskie doliny. Na śmiałków żeglujących do dawnej Vinlandii czyhały góry lodowe, które docierały daleko na południe, o czym przekonał się na własnym kadłubie słynny Titanic. Bruegel malował śnieżne i srogie zimy w Niderlandach. A mieszkańcy wschodu Europy Wschodniej remedium na chłody znaleźli w propinacji wysokoprocentowych napojów alkoholowych, które wraz z baranimi kożuchami chroniły przed chłodem i zimową chandrą. Ekologia powoli odchodziła w zapomnienie osiągnąwszy zaplanowane cele. Doszło nawet do takiej aberracji umysłowej i wstecznictwa że niektórzy reakcjoniści podający się o zgrozo za naukowców zaczęli przebąkiwać w swojej wielkiej naiwności o powrocie epoki lodowcowej. W drugiej połowie XIX wieku nie wiedzieć czemu zaczęło się robić jakby coraz cieplej. Desperackie próby odwrócenia tych tendencji przez ideowych potomków dawnych ekologów Wylenina i Herrenvolka nie powiodły się. Ba, te dwie wielkie tradycje myśli ekologicznej mimo pewnych prób w sierpniu 1939 niestety trwale się nie porozumiały się i we wzajemnym boju wykopały sobie grób. Wyleninizm przetrwał co prawda dłużej, ale i on znalazł się na marginesie historii. Ale nie wszystko stracone, trzeba być ekologicznym, zielonym optymistą. Może jednak trafi w nas asteroida, wzbijając do atmosfery miliony ton pyłów i popiołów zapoczątkuje kosmiczną zimę, ratując w ten sposób lody Arktyki i tamtejsze białe misie. A może ludzkość popełni ekologiczne samobójstwo - wszak zrobiła wielki technologiczny krok do przodu. Kilkadziesiąt atomówek odpalonych w różnych miejscach zagrożonej planety może godnie zastąpić kosmicznego przybłędę i także zafundować nam atomową zimę i skuteczne zastopowanie efektu cieplarnianego. Nie można tez wykluczyć innego optymistycznego scenariusza. Jest nadzieja że w podziemnym laboratorium pogrobowców Ekodżihadu, w górach Hindukuszu stworzy się mikroba tak skutecznego w walce ze sprawcami globalnego ocieplenia przy którym HIV czy wąglik będzie przysłowiowym małym piwem. Najważniejsze przecież to zatrzymanie zmian klimatu a gdyby przy okazji dało się usunąć z powierzchni trzeciej planety Słońca pewien antyekologiczny gatunek hominidów to byłoby prawdziwe bingo. Ekolodzy w górę serca. Skoro ludzkość poradziła sobie z poprzednim globalnym ociepleniem to teraz też będzie dobrze. Pamiętajcie tylko, że najbardziej radykalne środki mogą nas uratować. Nie uwierzycie przecież tym malkontentom którzy bredzą że zmiany klimatu w dziejach Ziemi to norma a ich natura nie jest do końca zrozumiała. P.S. To była pierwsza czytanka. Będą następne w stylu ecological-fiction.
blacksheep
O mnie blacksheep

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka