Lord Stark Lord Stark
230
BLOG

System homopartyjny

Lord Stark Lord Stark Polityka Obserwuj notkę 1

W obecnej zachodnioeuropejskiej rzeczywistości nie ma sensu dzielenie partii na prawicowe i lewicowe, konserwatywne i liberalne. Wszystkie utonęły w morzu politycznej poprawności, z tą tylko różnicą, że lewica cieszy się z przeforsowania swojej ideologii, a prawica musi się jej podporządkowywać i udawać, że nie ma z tym żadnego problemu.

Dlaczego tak sądzę? Pod koniec czerwca w „Gościu Niedzielnym” ukazał się wywiad z Josephem Daulem, szefem chrześcijańskich demokratów w Parlamencie Europejskim. Kto jeszcze na niego nie trafił, niech spróbuje dotrzeć do archiwalnych numerów tygodnika. Wypowiedzi i postawa tego polityka pokazują, że jest on idealnym przykładem przerobionego na lewicową modłę „chrześcijanina”, któremu wbito do głowy, że kwestie religijne należy zamknąć w kościelnych murach, a zadaniem przykładnego wyznawcy Chrystusa, jest co najwyżej pomodlić się gdzieś w ukryciu, nie zaś dawać świadectwo wiary i moralności w życiu codziennym – a przede wszystkim – w działalności publicznej.

Przez całą rozmowę Daul wykręca się jak może od jasnego stwierdzenia, że chadecy wygłoszą na forum parlamentu potępiające homoadopcję oświadczenie, że przygotują stosowną rezolucję. Nie pada odpowiedź „tak”, wciąż tylko „trzeba to najpierw przegłosować”, „chcę zaangażować prawników, żeby to sprawdzili”, „a czemu miałoby to służyć” itd. itp. Wszystkiemu winien brak większości i dominacja socjalistów. Można to zmienić? Według Daula, najwyraźniej nie, bo nie ma większości, jeżeli się prezentuje ideologię w parlamencie. Na pytanie dziennikarza, czemu chrześcijaństwo jest ideologią, ale nie jest nią według chadeckiego lidera socjalizm, czy też ateizm, odpowiedź nie pada wcale.

Prawica przegrała walkę o język publicznej debaty już dawno, nie dostrzegając zastoju i regresji w swoich szeregach, podczas gdy lewica rozwijała się szybko i sprawnie, zdobywając kolejne przyczółki. Jaka była tego przyczyna? Było ich wiele, jak w przypadku każdego polityczno-społecznego procesu zachodzącego w danym państwie/narodzie/regionie. Wzrost nastrojów nacjonalistycznych w latach 30. XX wieku w Europie i wydarzenia II wojny światowej dały podwaliny dla lewicowych haseł głoszących tolerancję i wolność, odrzucenie przesadnego zainteresowania swoją ojczyzną, albo też – co miało i ma miejsce w nurtach radykalnych – całkowite jej odrzucenie na rzecz paneuropejskiej wspólnoty. Choć Europejską Wspólnotę Węgla i Stali, przodka Unii Europejskiej, zakładali, w szeroko pojętym znaczeniu, ludzie Kościoła, szybko idea ta znalazła swoją przystań w kręgach lewicy. Umocnienie myśli socjalistycznej, rozwijający się obyczajowy liberalizm, w końcu rewolucja obyczajowa ’68. Lewicowe hasła święciły tryumfy. Prawica nie potrafiła się im przeciwstawić, bojąc się oskarżeń o radykalizm, nie znaleziono skutecznej metody przemawiania do wyborców. Doprowadziło to do dzisiejszej szalonej sytuacji – na co dzień mamy do czynienia z fiksacją politycznej poprawności, lansowanej przez lewicowych polityków na każdym kroku. Dziś krytyka czegokolwiek poza Kościołem, tradycją, tradycyjnym modelem rodziny, jest uznawana według niepisanego prawa za zbrodnię, a człowiek wygłaszający takie tezy skazuje się nierzadko na ostracyzm otoczenia. Gangrena ta opanowała Europę Zachodnią, w Polsce nie sterroryzowano nią jeszcze większości społeczeństwa, choć język lewicy dominuje w przekazie medialnym w większości spraw.

Chadecy, z pielgrzymującym, ale nie podkreślającym swojej wiary w działalności publicznej Daulem na czele, to tylko wierzchołek góry lodowej. Polityków i osób publicznych, którzy poddali się – świadomie lub nie – lewicowo-liberalnej narracji jest dużo więcej. Nicolas Sarkozy, konserwatysta i katolik, w wyścigu po fotel prezydencki zapowiedział, że zalegalizuje „ceremonie ślubne” dla seksualnych mniejszości, by przypodobać się lewicowym wyborcom. Wybory przegrał, ale przekaz pozostał. Partia Konserwatywna w Anglii przeforsowała ustawę o „małżeństwach” homoseksualnych, w niczym nie różniąc się w tej kwestii od przeróżnych rządów lewicowych. A co, że decyzja ta mocno podzieliła ugrupowanie? Żaden to argument, biorąc pod uwagę, że jeszcze kilka lat temu sam pomysł wprowadzenia takiego prawa przez konserwatystów byłby niemożliwy. Teraz jednak stało się. Za dziesięć lat zapewne wszyscy już będą mówić jednym głosem.  Brytyjski premier Cameron, poza legalizacją homomałżeństw, usprawiedliwiał muzułmanów, którzy zamordowali żołnierza w Woolwich, twierdząc, że to efekt ich odrzucenia i niezrozumienia przez społeczeństwo, martwiąc się przy okazji, że straszliwy mord może spowodować wzrost „islamofobii”. Były prezydent Niemiec, Christian Wulff z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, swego czasu oświadczył, że islam to ważna część Niemiec, że należy on do Niemiec, sugerując, że jest on częścią kultury i tradycji niemieckiej. Jest to oczywistą bzdurą, bo religia ta w żaden sposób z historycznie i tradycyjnie chrześcijańskimi Niemcami nie ma nic wspólnego.

Ale terroryzm politycznej poprawności i zwycięstwo lewicy w walce o język debaty i sposób myślenia ludzi dotyczy nie tylko polityków. To także problem Kościołów protestanckich, dla których najistotniejszym przecież fundamentem jest Pismo Święte, na którym oparły swoje zasady w momencie powstawania. Tym bardziej przerażające są słowa i czyny kościelnych hierarchów zachodnioeuropejskich. Eva Brunne, biskupka (!) luterańskiego Kościoła Szwecji otwarcie mówi o swojej homoseksualności, ma żonę, uczestniczy w paradach równości. Według niej (a więc i tamtejszego Kościoła) istotą chrześcijaństwa jest, by nie dzielić ludzi. Bogatych i biednych, kobiet i mężczyzn, hetero, homo i transseksualistów - wszystkich stworzył Bóg. Grzech został zamieniony, zgodnie z lewicowo-liberalną ideologią, na coś normalnego, czego wstydzić się nie powinno, na jeden z czynników wyznaczających ludzką osobowość, która nie powinna podlegać „dyskryminacji”. Nie zauważono w tym przypadku całkiem jasnej rzeczy: owszem, wszystkich stworzył Bóg i każdy człowiek musi być szanowany z tego tylko faktu, że jest człowiekiem. Jeśli jednak popełnia – z punktu widzenia Biblii, tak dla nich podobno fundamentalnej – grzech, to należy mu go wskazać, potępić jego czyn. Czyn – nie człowieka! Tam jednak zapomniano, co Pismo Święte mówi o grzechu sodomskim, ważniejsze bowiem stały się tęczowe slogany. Ta sama biskupka opowiada o myślowym wstecznictwie na temat monogamicznych związków: monogamia i życie w parze dają największą szansę na miłość, czułość i wsparcie. Ale nie wszyscy dają radę wytrwać w związku. Nie można upraszczać twierdząc, że życie w monogamii jest słuszne i bezgrzeszne, a zmiany partnerów to grzech. Lewica wygrała, jak widać na załączonym obrazku, „walkę” o zachodnioeuropejskie kościoły protestanckie, przerabiając je na karykaturę prawdziwej religijnej instytucji, profanując je całkowicie. Dziś hasła o „tolerancji, równości i wolności” zastąpiły normalny religijny przekaz. Kiedyś natknąłem się w telewizji na program o jednej ze szwedzkich świątyń, która zachęcała do chodzenia na msze, nadając jej dyskotekowy charakter. Przed ołtarzem tańcząca w rytm klubowej muzyki młodzież - straszny symbol upadku chrześcijaństwa na Zachodzie. Na ich tle, stanowisko Kościoła Katolickiego wciąż mieści się w granicach rozsądku, mimo że jego pozycja w laickiej rzeczywistości jest przecież dość nikła. To przy okazji pokazuje też, jak słabe były fundamenty reformowanych z katolicyzmu nowych wyznań, skoro już dawno dały się ugiąć. Królowa Elżbieta II, głowa Kościoła anglikańskiego, podpisała ustawę o homomałżeństwach, pomimo, że przysięga składana przez brytyjskiego monarchę nakłada na niego obowiązek „przestrzegania praw boskich”. Ale innego wyjścia nie miała, bo nie posiada prawa weta w kwestii przekazywanych jej ustaw. W porównaniu z nią, wyjątkowo obrzydliwe zachował się hiszpański Juan Carlos, który podobny dokument, pomimo posiadania tego prawa, również podpisał. Podobnie zachował się w przypadku ustawy o nieograniczonym dostępie do aborcji. Gdyby spytać kogoś niezorientowanego, o to, kto zalegalizował takie prawo, z pewnością wskazałby na jakiegoś lewicowego prezydenta, nie zaś na kojarzonego ze „starym porządkiem” króla. Dziś jednak nie ma na tym polu żadnego rozgraniczenia.

Skoro zatem wszyscy, od prawa do lewa, od ateistów do chrześcijan, od chadeków do socjalistów, popierają to samo, może czas wreszcie skończyć z podziałami na różne frakcje i ideologie? Podziały to w końcu dyskryminacja, brak tolerancji i dzielenie na lepszych i gorszych. Chyba wszyscy się zgodzą na zniesienie tych nierówności, skoro i tak myślą tak samo. Europę ogarnął relatywizm moralny, rozmycie wartości, niechęć do stawiania spraw jasno i nazywania rzeczy po imieniu. I dotyczy to niestety wszystkich, niezależnie od przynależności partyjnej, czy instytucjonalnej.

A co z Polską? Wciąż chyba jest szansa, że gdyby Norwid wstał z grobu, zobaczyłby kraj w którym ludzie

mają tak za tak - nie za nie,

bez światło-cienia...

Pytanie tylko, jak długo?

 

Lord Stark
O mnie Lord Stark

TWITTER: https://twitter.com/Stark_PM FACEBOOK: https://www.facebook.com/LordStarkPM

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka