boguty boguty
293
BLOG

Choć nieboszczyk, łazi, drań

boguty boguty Polityka Obserwuj notkę 9

'Któregoś dnia sam wyczytałem w „News Chronicle", że bombowce nie mogą obecnie wyrządzić żadnych zniszczeń' - pisze Orwell. - 'Artyleria przeciwlotnicza osiągnęła bowiem taką doskonałość, że samoloty muszą trzymać się pułapu sześciu tysięcy metrów. Komuś, kto to napisał, wydawało się pewnie, że kiedy samolot leci bardzo wysoko, wówczas bomby nie dosięgają ziemi'. Komuś, kto uwierzył w doskonałość artylerii Migalskiego i liberałów, kto marzy o nowej partii z wysoce wyedukowanym politycznie Migalskim w jej kierownictwie, założonej gdzieś pośrodku między PO a PiSem, wydaje się zapewne, że nowa konkurencja dla PO byłaby mniej skutecznie niszczona niż PiS. Powinni baczyć bardziej na los Cimoszewicza, którego elektorat nakładał się częściowo na elektorat Donalda Tuska, i któremu nie pomogło, że Jarosław Kaczyński Cimoszewiczem nie rządził. Chyba, że to oni będą nieskuteczni, to dadzą im spokój, bo na prawej stronie sceny robi się coraz ciaśniej, a gdzie ciasnota, tam i ostrzejsza walka o elektorat, i funkcjonować bez przeszkód pozwala się wyłącznie nieudacznikom i pożytecznym idiotom.

Z całą pewnością bomby nie sięgałyby ziemi, gdyby Wieka Brytania poddała się Hitlerowi, co jednak zbyt wielkiego związku z jakością artylerii przeciwlotniczej nie ma. No dobrze. Zawsze można pisać o nowej partii z zapasowym scenariuszem w kieszeni - o POPiSowym kongresie zjednoczeniowym, który zorganizuje się po pewnym, niezbyt długim okresie narzeczeństwa. Tym większe prawdopodobieństwo takiego scenariusza, im mniej się będzie różnić nowa partia od PO. Może się oczywiście zdarzyć, że PO weźmie sobie elektorat i pięciu byłych PiSowców, a reszcie pomacha na do widzenia. Ale może Donald Tusk będzie łaskawy, wymieni Schetynę na Poncyliusza i zrobi go wicepremierem. Pewnie zrobiłby też Ziobrę prokuratorem generalnym, żeby zawsze stał u jego boku i mącił myśli rozmówców Tuska wizjami losu rosyjskich oligarchów oraz rachowaniem pożytków płynących z przebywania biznesowej konkurencji na katordze w Bieszczadach.

Po kongresie zjednoczeniowym nowa partia osiągnie 85 procent elektoralnego poparcia, a SLD napompuje się do 15 procent – chyba, że i tam dojdzie do rozłamu. Co nie jest wykluczone, gdyż nie wszyscy w SLD kochają Napieralskiego. Ale i tak po rozłamie działacze SLD będą mogli powiedzieć, że jedyną gwarancją opozycyjności wobec procesu autorytaryzowania Polski w XXI wieku jest ideologia postkomunizmu, w tym pochwała stanu wojennego i prodemokratycznych zasług Wojciecha Jaruzelskiego oraz SB. Poniekąd będą mieli rację, gdyż obok nich powstanie śliczna, Rewolucyjna Partia Meksyku, pardon, Polski, a dalej nie będzie już nic - PiS na dłuższą metę nie wytrzyma równoczesnych ataków z zewnątrz i od środka, i po prostu padnie. Osobnicy żegnający się z PiS z powodu braku demokracji w tym ugrupowaniu, rozłożą demokrację w całej Polsce na najbliższych pięćdziesiąt lat, pospołu z Donaldem Tuskiem. Za to w ciągu roku poradzą sobie z długiem publicznym, gdyż wystarczy przegłosować, że długu nie ma, a prawdziwe będą wyłącznie te statystyki, które to wykażą. Donald Tusk będzie wygłaszać ośmiogodzinne, optymistyczne przemówienia, okraszone osobą narodowego wroga Jarosława Kaczyńskiego, onegdajsi liberałowie z PiS napiszą pamiętniki o tym, jak bardzo Jarosław Kaczyński ich prześladował i dręczył (każdy w co najmniej milionowym nakładzie), prezydent Komorowski zamieszka w kurniku, żeby mieć pewność, że nie zajmuje posiadłości okazalszej niż premierowska, a naród będzie kochać Tuska jak Kubańczycy Fidela Castro. Migalski zostanie jego nadwornym szambelanem i osiągnie słuszną wagę stu pięćdziesięciu kilo bez butów i spodni, bo się będzie obżerał na rautach zamiast pisać książki, a po dwudziestu latach łysy, pomarszczony na gębie Igor Janke napisze z więzienia gryps, że politykom „niemal opozycyjnym” brakuje woli i mocy, by zawalczyć o wolność nieskrępowanego pisania blogów w Polsce, i że winien jest system finansowania partii politycznych. Wszystkim Polakom się od tego wszystkiego polepszy, przynajmniej na papierze zapełnianym pracowitym piórem Janiny Paradowskiej.

Co do Migalskiego... politologia jest nauką. Uprawianie polityki - sztuką. Zakładam, że Migalski nie jest żadnym „szczurem” zmierzającym do likwidacji PiS, lecz naturszczykiem z dobrą wolą (choć i tu „gdybania” nie da się wykluczyć, właśnie jeśli się pamięta, jak to było z kampanią prezydencką Cimoszewicza). Ale tym bardziej błyskotliwość politologa nijak się ma do tego, że jest on w polityce nowicjuszem. Krytycy literaccy zawsze wiedzą lepiej niż literaci, jak powinny wyglądać ich dzieła, ale raczej nie dostają Nobla z literatury.Naukowiec – politolog zmierza do wyartykułowania prawdy takiej, jak ją rozumie. Polityk ma orientować się na skuteczność w takich realiach, jakie akurat są. Ocenia się go nie po jakości analiz, a po koherencji i skuteczności działań. W poniedziałkowym wywiadzie dla RMF FM Migalski podkreślił właśnie brak skuteczności Kaczyńskiego w relacjach z mediami: „skoro się wie, jakie są media, to po co się im podkładać?” - zapytał. A on sam? Skoro wie, że Jarosław Kaczyński potrafi się wkurzać, to po co przedłożył mu swoje racje w chwili, gdy ów nawet jeszcze nie zaczął odpoczywać i w sposób, który Kaczyńskiego wkurza najbardziej? Żeby uzyskać pewność, że nigdy swych pomysłów nie zrealizuje? I tyle by było na temat skuteczności Migalskiego – polityka. Przekonanym o Migalskiego geniuszu politycznym zalecałabym, aby go uprzejmie poprosili, by wykorzystał swą naukową wiedzę o warunkach działania na zoligarchizowanej scenie politycznej, której towarzyszy społeczna anomia, do udzielenia praktycznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego w Platformie Obywatelskiej nikt nigdy nie skrytykował publicznie Donalda Tuska. Mogę się założyć, że pospołu z Migalskim przeżyją satori. A miłośnikom powiększania partyjnej demokracji radziłabym nie męczyć się z zakładaniem nowej partii, bo to i tak kompletna utopia, tylko pójść prosto do PO. W PiSie zderzyli się z kontrolą tego, co i gdzie mówią. W PO będą każdego ranka dostawać smsy, co mają tego dnia myśleć. Może to i lepiej, bo jak za dużo myślą, to nic dobrego z tego nie wychodzi.

Tytułowy „choć nieboszczyk, łazi, drań” - to fragment piosenki popularnej w czasach Orwella. Bardzo lubił ten cytat. Uważał, że świetnie pasuje do chwili, kiedy rano facet usiłuje się golić tępawą żyletką, patrząc na swoją sztuczną szczękę w szklance. POPiS zdechł w 2005 roku jeszcze przed swoim powstaniem - „a się rucha” - jak powiedziałby imć Zagłoba. W realnym świecie obalanie Jarosława Kaczyńskiego przy statucie, który to uniemożliwia, jest nieskuteczną awanturą już w okresie planowania i niczego innego nie przysporzy prócz dymu i mgły. Walka frakcyjna o prymat nad partią przy szefie, który ma obyczaj ciąć po najbardziej rozrabiających skrzydłach (świadczy o tym pluralistyczna światopoglądowo lista dotychczas wyrzuconych z PiS), z góry skazana jest na niepowodzenie. Kreowanie przekazu medialnego, że szef jest niezrównoważonym cymbałem, na domiar ubezwłasnowolnionym przez osoby definiowane tym samym przekazem jako politycznie tępawe, nie jest działalnością reformatorską, lecz frontalnym atakiem, działalnością medialną, zmierzającą do obniżenia pułapu elektoralnego własnej partii na pół dnia przed wyborami samorządowymi. I bynajmniej nie Jarosław Kaczyński na tym najbardziej ucierpi, lecz terenowi działacze PiS. Ale co tam doktor Migalski. Artyleryjski cytat z Orwella świetnie pasuje jako motto także do niektórych bieżących wypowiedzi profesor Jadwigi Staniszkis. Choć, z drugiej strony, to nie pani profesor jest europosłem z PiSowskich list, żadnych dobrych obyczajów więc nie narusza, mówiąc co chce i kiedy chce.


 

boguty
O mnie boguty

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka