Bojan Stanisławski Bojan Stanisławski
90
BLOG

Zabawy z krzyżem

Bojan Stanisławski Bojan Stanisławski Polityka Obserwuj notkę 0

 

Gdy wybuchła kolejna idiotyczna awantura — tym razem o krzyż — nasza redakcja podjęła decyzję o powstrzymaniu się od komentarzy na ten temat. Uznaliśmy temat za tak żenujący i błahy, że w obecnych okolicznościach — straszliwych powodzi, podwyższania podatków najbiedniejszym i katastrofy ekonomicznej jaką zwiastuje przysłany niedawno do konsultacji projekt budżetu — komentować go po prostu nie wypada. Niestety, „potęga” polskich mediów uczyniła z drewnianego krzyża przez Pałacem Prezydenckim hecę tak wielką, że pominąć się tego zjawiska po prostu nie da. Organizowane są wokół niego polityczne spektakle, które nadają całej polskiej przestrzeni publicznej nowy kształt. Szkoda, bo jest nad czym się w Polsce pochylić.

Krótko po katastrofie prezydenckiego samolotu w Rosji ktoś postawił przed pałacem prezydenckim drewniany krzyż. W morzu zniczy i kwiatów nie robił na nikim większego wrażenia. Nie bardzo nawet wiadomo chyba kto go tam postawił. Podobno jacyś harcerze (na stronie ZHP nic na ten temat nie ma). Dziś z tego bałaganu pozostały metalowe ramy, grupka namiętnie modlących się odszczepieńców i policyjny radiowóz zaparkowany parędziesiąt metrów na północ i oczywiście rzeczony krzyż. Obecny widok na pałac prezydencki jest symbolem intelektualnej i politycznej nędzy polskiej klasy politycznej; jest obrazem kapitulacji przed katolickim fundamentalizmem; w końcu jest uwieńczeniem dwudziestu lat systematycznej kleryklizacji kraju. Polski estblishment wychował sobie potwora, z którym teraz nie bardzo wie co począć. I nie byłoby to nawet specjalnie zaskakujące gdyby przy tym wszystkim władze nie manifestowały tak brutalnie swojego tchórzostwa.

Krakowskie Przedmieście, reprezentacyjna warszawska arteria, przy której stoi Pałac Prezydencki przypomina obecnie prowizoryczną warownię, w której zabarykadował się sam Zwierzchnik Sił Zbrojnych obawiający się jakiejś rewolucji. Kolorytu dodają obleśne wręcz instalacje „artystyczne” wzniesione tuż obok na cześć tzw. cudu nad Wisłą. Ich główny motywem są ulotki i plakaty propagandowe z tego okresu oraz dwa wysokie na kilka pięter portrety Lenina i Piłsudskiego, na których ten pierwszy wygląda jak psychopata, a drugi jak zrelaksowany dostojnik. Pomiędzy nimi rozciągają się instalacje z hasłem „wojna światów”. Niektórzy polscy komentatorzy, chyba z braku lepszego pomysłu, uznali, iż ów slogan to część okołokrzyżowego spektaklu, a nie wspomnieniowego prop-agitu i zaczęli produkować eseje o wielkiej wojnie pomiędzy „złem i wstecznictwem” (PiS, „mohery” itd.) oraz „dobrem i nowoczesnością” (PO, Komorowski, wolny rynek). Tymczasem żadnej wojny nie ma, są tylko nieudolne próby porozumienia. Rząd wraz z kościołem katolickim lawiruje pomiędzy fundamentalizmem, którego obie te instytucje potrzebują jako wentylu bezpieczeństwa w razie gdyby prawicowa dominacja ideologiczna w Polsce została podważona a neoliberalnym medialnym establishmentem, który pomógł PO wygrać wybory i teraz żąda czynów — na początek usunięcia krzyża; a potem likwidacji państwowego szkolnictwa, lecznictwa, wysokiej kultury itd. Moment okazał się wyjątkowo niewygodny, bo sfrustrowane przegraną J. Kaczyńśkiego PiS zrobi wszystko, by sytuację tę wykorzystać dla odwrócenia trendu politycznej koniunktury sprzyjającej wciąż Platformie, a media muszą jakoś uwiarygodnić swoje niemal bezwarunkowe poparcie dla Komorowskiego jako światłego i odważnego. A że wszystko to przybiera charakter cyrkowy, cóż… Czyż to jest pierwszy taki cyrk w ciągu ostatniego dwudziestolecia w Polsce?

Najbardziej bolesne — już nawet nie politycznie, tylko wręcz estetycznie — jest publiczne tchórzostwo. Tchórzostwo władzy, która boi się ujawnić swoje prawdziwe oblicze, władzy, która chyba uwierzyła w swoją propagandową paplaninę o „polityce miłości” i „zgodzie, która buduje”. I to manifestowane w tak groteskowej sytuacji — gdy nieliczna doprawdy grupa fanatyków siedzi na chodniku i się modli przed „atakiem” której to Pałac Prezydencki ochraniają dziesiątki metalowych barier. Mało tego! Świta Komorowskiego nawet nie zechciała przyznać się, iż front pałacu „udekorowano” policyjnym osprzętem z powodu tzw. „obrońców krzyża” — wymigiwano się publicznie potrzebą dokonania jakichś „zabezpieczeń pirotechnicznych” (sic!). A gdy pojawiła się szansa na niewielkie zamieszki modlących się potraktowano ubraną w paradne mundury grupą strażników miejskich, którzy w ogóle nie wiedzieli co mają robić. Nasłuchali się tylko biedni obelg. Rządzący przestraszyli się oczywiście, że ktoś zarzuci im publicznie, iż dialog z Kościołem prowadzi za pomocą policji…

Oczywiście, część społeczeństwa się wściekła. Moment ten wykorzystali niektórzy komentatorzy posuwając się nawet do obwieszczeń o „początkach zapteryzacji” (masowej laicyzacji, od nazwiska hiszpańskiego premiera — Zapatero). Ich wesołość, o ile nie był to tylko kolejny medialny trick, lecz wyraz realnych przekonań, długo trwała nie będzie. Przypomnijmy sobie wielkie starcia ideologiczne z obozem klerykalnej prawicy — aborcja, konkordat pornografia… Społeczeństwo wrzało! A rządzący? I tak zrobili swoje. Tak będzie i tym razem. Jeszcze trochę i cyrk się zwinie… I wkrótce znajdzie sobie nowe poletko.

Warto jednak dodać, że rząd zajmuje się nie tylko tym. Awantura ta jest dla ekipy Tuska i Komorowskiego jest w pewnym wymiarze korzystna. Działa bowiem jak zasłona dymna, przez którą bardzo trudno przebijają się wiadomości o lekceważeniu związków, o brutalnym i antyspołecznym projekcie budżetu, o drożejącej żywności i biedniejącym społeczeństwie. I coż to za różnica gdzie będzie stał krzyż? Wszędzie ich pełno — w szkołach, ministerstwach, jest jeden w Sejmie (te jakoś nie przeszkadzają). Nasze portfele i nasze lodówki za moment będą puste — jest się czym zająć!

Jestem redaktorem naczelnym pisma "Związkowiec.OPZZ", piszę, tłumaczę i dyskutuję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka