Bojan Stanisławski Bojan Stanisławski
476
BLOG

Ukebabić, zafejsować, upolitycznić...

Bojan Stanisławski Bojan Stanisławski Polityka Obserwuj notkę 2
Truizmy bywają czasem bardzo na miejscu. Oto jeden z nich — należy uczynić wszystko co w naszej mocy, by związki zawodowe stały się organizacjami atrakcyjnymi dla młodzieży, dla młodych pracownic i pracowników. Warto stwierdzenie to — często powtarzane — przytaczać, bo tylko to daje nadzieję, iż za którymś razem coś w ruchu zaskoczy i od powtarzania przejdziemy do dyskusji, a potem wnioskowania.
 
Zagadnienie to jest tak podstawowe, że nie potrzeba stosować żadnych wyrafinowanych akademicko-analitycznych schematów, by zrozumieć przyczyny i wagę problemu. Związki zawodowe nie są miejscem, do którego udaje się przeciętny młody, dobrze zapowiadający się aktywista. Wbrew powszechnemu (zwłaszcza wśród związkowców) przekonaniu dzieje się tak głównie nie dlatego, że ruch pracowniczy jako taki jest mało atrakcyjny dla młodzieży tylko dlatego, że nic nie robi w tym kierunku, by się jej przypodobać. Związki nie komunikują młodzieży, że jej potrzebują i że chcą skutecznie zagospodarować jej intelektualny potencjał. To właśnie działanie zmierzające do dostosowania struktury, a nie jej pierwotne właściwości decydują o wrażeniu jakie powstaje w przestrzeni publicznej.
 
Młodzież wie o związkach zawodowych — en masse — dokładnie zero, albo nawet mniej, bo informacje ich dotyczące czerpie z mediów głównego nurtu. To jednak tylko część problemu. Druga sprawa to potworne, patologiczne wręcz skupienie związków zawodowych na sobie. I nie ważne doprawdy, z czego ono wynika, bo nie czas się tłumaczyć — trzeba to zmienić.
 
Ruch zawodowy musi też wyleczyć się z obsesji uświadamiania. Młodzież w Polsce — owszem — nie ma prawie w ogóle świadomości w jakim świecie żyje i jak brutalną rzeczywistością jest otoczona. Mechaniczne wnioskowanie oparte o schemat: oni muszą w końcu zrozumieć jak ważne jest to, że my działamy i chronimy ich w miejscu pracy, że jesteśmy ich jedynymi sprzymierzeńcami, bla, bla, bla jest wyrazem naszej wspólnej, kolektywnej niemocy i jeśli nie mamy już nic innego do powiedzenia to lepiej siedźmy cicho. Naturalnie, należy prowadzić rozmaite kampanie promocyjne i świadomościowe, ale nie to jest kluczem do sukcesu. One powinny być elementem naszego publicznego wizerunku, a nie podstawowym narzędziem rekrutacji. To nie młodzież, lecz właśnie związki muszą zrozumieć. Muszą zrozumieć problemy z jakimi styka się grupa społeczna, którą chcą zainteresować i zabrać na ten temat głos, by nawiązać dialog i tym sposobem jeszcze skuteczniej się dostosowywać do jej potrzeb. Naszym obowiązkiem jest podać rękę i zbudować most, a nie uświadamiać młodzieży jak ważny jest „dialog społeczny”, którego młodzież, nie zna, nie rozumie, nie chce rozumieć, bo ma ważniejsze problemy i którego — co najważniejsze — w Polsce nie ma.
 
Skoczmy na kebaba
 
Sprzedaż stylizowanych na arabskie kanapki fast-foodów jest oczywiście pewnym symbolem. Chodzi o cały sektor gospodarki, którego pracownicy znajdują się w tak rozpaczliwej sytuacji, że nawet jeżeli związki zawodowe nie spełniają ich oczekiwań to się do nich zapiszą, bo życie — dużo lepiej niż działacze związkowi — uświadomiło im potrzebę walki z wyzyskiem. Cóż jednak z tego skoro związki zawodowe nie mają im niczego do zaoferowania? Młodzież z brutalnym obliczem rynku pracy styka się stosunkowo wcześnie, pracując dorywczo w gastronomii, magazynach, hipermarketach, call-centerach czy niewielkich punktach usługowych. Tam dostają — w najlepszym razie — do podpisania umowę o pracę na czas określony. Na ogół pracują w oparciu o umowy cywilno-prawne. Oczywiście, nie można zarzucić związkom zawodowym zupełnego braku aktywności w tej materii. Na przykład OPZZ podejmował szereg prób objęcia ochroną związkową osób zatrudnionych w taki sposób. Pytanie — czy młodzież o tym wie? Nie. Dlaczego? Dlatego, że nikomu — na przykład — nie przyszło do głowy skonstruować strony internetowej typu NieDlaMcPracy.org.pl. Nikt nie zorganizował konferencji na największych polskich uczelniach (podobno na wszystkich są związki zawodowe!) zapraszając studentów do debaty o tym co jeszcze można dla nich zrobić i jak uczynić te inicjatywy skuteczniejszymi. Ba, nikt nie rozdał nawet ulotek czy nie wywiesił plakatów w placówkach oświatowych. A cóż to jest za wielki problem skoro nasi związkowcy są na miejscu?! Trzeba im tylko te materiały wysłać i zaprosić do współpracy.
 
A jeśli już tak lubimy uświadamiać, to róbmy to w miejscach do tego przeznaczonych. Nasi oświatowi związkowcy mogliby — bez większego problemu — przygotować kampanię właśnie uświadamiania młodzieży czym są związki zawodowe — w trakcie godzin wychowawczych czy lekcji WOS. I nie ma co pisać pism z prośbami o włączenie tego do programu tylko trzeba tam iść i nauczać — jeśli uczniowie nie pójdą na wagary to choć cząstka komunikatu do nich dotrze.
 
Swoją drogą, rozmaite komisje czy sekcje młodych, które w centralach związkowych istnieją, powinny same proponować inicjatywy zmian prawnych, by technicznie umożliwić sprzedawcom kebabów czy kosmetyków przystępowanie do związków zawodowych. Jeżeli same nie są w stanie takich pomysłów wygenerować powinny konsultować to z prawnikami — specjalistami od prawa pracy, ustawy o związkach zawodowych itd. Tylko proszę mi nie mówić, że w związkach brakuje prawników, dobrze?
 
Poszalejmy na fejsie
 
Zmiana prawa to sprawa — zwłaszcza przy totalnie zdominowanym przez prawicę parlamencie — niełatwa. Wszyscy to wiedzą, działacze związkowi również. Niełatwa nie tylko dlatego, że nie sprzyja nam klimat polityczny, lecz dlatego, że zbyt zajęci jesteśmy ciągłym reformowaniem naszej strategii z defensywnej na jeszcze bardziej defensywną (choć chlubne wyjątki się oczywiście zdarzają, vide — inicjatywa OPZZ w sprawie emerytur). Tak nas to pochłania, że nie przyszło nam do głowy skonstruować strategii ofensywnej, programu, którego częścią byłaby właśnie totalna przebudowa ustawy o związkach zawodowych i Kodeksu pracy. Ale o tym za moment…
 
Jest jednak parę inicjatyw, które zrealizować można doprawdy niewielkim nakładem sił i środków. Przykładem takiego działania byłoby skuteczne zagospodarowanie oferowanej prawie za darmo przestrzeni w internecie. Młodzież masowo przesiaduje przed komputami — żadne to odkrycie. Dla młodzieży jednym z filarów poznawania świata jest wyszukiwarka Google. Zresztą dotyczy to nie tylko młodzieży. Dla większości Europejczyków poniżej 45 roku życia — uogólniając — dane zjawisko nie istnieje jeśli nie można go wygoogleować. Taka jest dziś rzeczywistość. Tymczasem związki zawodowe zakleszczyły się w przeszłości. Wielu działaczy nie uznaje komunikacji e-mailem i nie reaguje dopóki sekretarka nie przyniesie nim rozpieczętowanej koperty na biurko. A dziś czas nie tylko się umejlowić lecz także zafejsować, utwitterzyć, zablipić, pojutjubić… Ewentualnie jeszcze povimeić, zviboksować i iplnąć. Oczywiście, nikt takich określeń nie używa, są to absurdalnie brzmiące czasowniki powstałe od nazw najpopularniejszych platform internetowych, na których młodzież jest obecna masowo. Pytanie jest proste — dlaczego nie ma tam związków zawodowych? Dlaczego przewodniczący różnych szczebli nie mają tam swoich profili (poza nielicznymi doprawdy wyjątkami)? Dlaczego nie wykorzystują ich — choćby przez swoje sekretarki czy asystentów, jeżeli sami nie mają czasu — do nawiązania dialogu z młodzieżą? To nie wymaga żadnych wielkich sił, środków, nakładów finansowych czy ciężkich starań. Potrzeba tylko systematyczności i woli kontaktu z młodzieżą kanałami, do których jest przyzwyczajona. Okólniki, kroniki czy inne tego typu obiegówki to przeszłość i to dość daleka.
 
Zresztą międzynarodowy ruch pracowniczy już na to wpadł. Nie tylko jest obecny na portalach typu FaceBook.com czy Twitter.com, ale stworzył także własne, związkowe wersje tych platform. Najbardziej znaną jest bodaj UnionBook.org. Założenie konta na tymże portalu to dosłownie pięć minut roboty, a umożliwia kontakt z dziesiątkami tysięcy działaczy na całym świecie, z czego większość to osoby młode i mocno zainteresowane kwestią skutecznej rekrutacji w ramach grup wiekowych, do których sami należą. Można by się ich zapytać jak to się robi w kraju, z którego pochodzą i co by nam radzili… Na przykład… Na przykład… Takie kontakty można wykorzystywać na wiele sposobów.
 
Portal ten stwarza także możliwość blogowania. Wielu polityków już zrozumiało, że blogi to doskonały sposób na komunikację z młodymi ludźmi i przyciągnięcie ich uwagi. Gdy Janusz Palikot napisze coś na blogu zaraz dudnią o tym wszystkie media. Jeżeli Jan Guz czy Janusz Śniadek również by się na podobne działanie zdecydowali — byłoby może mniej szumu w mediach, ale na pewno będzie to zjawiskowe. W tej chwili nasz portal internetowy — www.zwiazkowiec.info — przygotowuje możliwość samodzielnego prowadzenia blogów przez działaczy związkowych.
 
Nasz program, nasz język
 
I na koniec sprawa najważniejsze — co mamy młodzieży do zaproponowania? Bo jeżeli tylko dialog społeczny, to choćbyśmy na rzęsach stanęli i choćby każdy z blisko miliona członków w OPZZ spędzał pół dnia blogując i szalejąc na FaceBook.com nic z tego nie będzie. Młodzi ludzie, którym jeszcze zależy i którzy chcą zmieniać świat potrzebują idei, z którą mogliby się identyfikować, idei nowej, idei zmiany, a nie ciągłego nawoływania do spokoju i konserwowania zastanego ładu, którego nikt tak naprawdę nie akceptuje. Potrzebują alternatywy, z którą mogliby się identyfikować, a związki zawodowe mogą ją stworzyć. Młodzież rozczarowana partiami politycznymi zwróci się ku nam, ku ruchowi pracowniczemu, jeżeli pokażemy, że jesteśmy inni niż skompromitowana klasa polityczna, jeżeli pokażemy, że mamy swoje pomysły i że jesteśmy potężną siłą społeczną, intelektualną i polityczną… Wtedy wszystko się zmieni. Tylko… Czy związki zawodowe naprawdę chcą takiej zmiany?

 

Jestem redaktorem naczelnym pisma "Związkowiec.OPZZ", piszę, tłumaczę i dyskutuję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka