Polskie (czytaj: prawicowe) media nagle odkryły gigantyczny problem społeczny — “ceny żywności będą rosły”. Tak grzmi “Rzeczpospolita” z 18 stycznia. Z treści artykułu dowiadujemy się następujących informacji:w ciągu ostatnich sześciu miesięcy drastycznie podniosły się ceny praktycznie wszystkich produktów żywnościowych (kapusta, pomidory, jabłka i gruszki kosztują podrożały już o 100%, mąka zdrożała o blisko 50%), a w tym roku wzrost cen będzie jeszcze szybszy;wydatki na żywność stanowią prawie ¼ budżetu polskich gospodarstw domowych, nominalnie Polacy wydadzą jednak prawdodpodobnie nieco mniej na żywność (pomimo wzrostu jej cen!) w 2011, ze względu — jak mówi cytowany w artykule A. Kalicki, szef Zespołu Monitoringu Zagranicznych Rynków Rolnych — “wzrost sztywnych wydatków gospodarstw domowych, takich jak koszty komunikacji, energii, utrzymanie mieszkania”. I dodaje: “łatwiej jest ograniczyć zakupy spożywcze, niż oszczędzać na czynszu”. Słowo “łatwiej” wydaje się nadawać tej wypowiedzi szczególnie ineresujący wymiar moralny.Dodatkowo, artykuł Anny Słojewskiej pokazuje, iż dochodzi do drobnych przetasowań kadrowych na rynku “polskich niezależnych ekspertów”. Jakiś czas temu niepodzielne władztwo Jeremiego Mordasewicza ugięło się pod naporem różnej maści “ekonomistów”, teraz rozpanoszyli się bankierzy, co czyni polski medialny zaścianek jeszcze bardziej kuriozalnym zjawiskiem. Tekst otwiera wypowiedź “specjalisty” w materii agrarno-żywieniowej — Rafała Beneckiego, ekonomisty ING Banku Śląskiego. Gdyby na ten temat wypowiedziała się osoba z doktoratem z fizyki nuklearnej — wyśmiano, by ją. Ale bankowiec zna się na wszystkim.
Bojan Stanisławski
