Nasz dopiero co abdykujący premier postanowił oglądnąć sobie wczoraj kolejny triumf polskich siatkarzy w łódzkiej atlas arenie. Polscy (a w zasadzie polsatowscy) siatkarze podejmowali bowiem drużynę USA. Stawił się więc w glorii i chwale swą własną osobą w kiedyś robotniczym a obecnie umierającym mieście Łodzi. Niestety kolejnego triumfu naszych dziarskich junaków nie było. Zaś klęska miała dość spektakularny charakter. 1:3 w setach. Jankesi zdzielili polskiego orła w dziób aż posypało się pierze.
Nadomiar złego zgromadzona publiczność w ilości ok 20 tys. dusz jednogłośnie wygwizdała próbującego brylować byłego premiera. Niektórzy śmią bezpodstawnie przypuszczać, że to właśnie jego obecność zdeterminowała przebieg meczu.
Niektóre portale ogłosiły już wszem i wobec iż tak wygląda rzeczywisty "efekt Tuska". Że wszyscy mają dość oligarchicznych rządów jedynie słusznej partii i w związku z tym sukces PiSu jako właściwej jedynie słusznej partii w nadchodzących wyborach murowany.
Nie jestem pewien...
Nie jestem także pewien czy państwo, w którym władza nie dba już nawet o pozory z okazji igrzysk (oddanie w komercję narodowej drużyny, w mistrzostwach świata rozgrywanych na publicznych obiektach, budowanych za publiczne pieniądze ku chwale polsatu , przepraszam - ojczyzny), a abdykując wytrzepuje z odjeżdżającej karocy okruchy z pańskiego stołu (30 zł brutto dla emerytów) - jest nadal moim państwem.
Te gwizdy gawiedzi dowodzą jednego - ludzie przestają akceptować bezczelną ściemę. Ale na wynik wyborów może to się przełozyć jedynie znikomą frekwencją. A potencjalny triumf dziarskich junaków z PiS może wyglądać analogicznie jak przebieg i wynik wczorajszego meczu.
Smutne jest to, że tak zwany naród nie ma już nawet swoich igrzysk. O chlebie nie wspominając.