Cezary Krysztopa :Coraz więcej, również w zachodnich mediach mówi się o analogiach pomiędzy katastrofami smoleńską i Malaysia Airlines. Czy można tu mówić o analogiach dotyczących przebiegu katastrofy czy też wyłącznie o tych dotyczących rosyjskich „standardów śledztwa”?
Grzegorz Makowski: Myślę, że przede wszystkim „rosyjskie standardy śledztwa”, czyli żadne (niszczenie śladów w miejscu wypadku, ciecie wraku, manipulacja nośnikami informacji, manipulacja zwłokami, itp. , tak dla przykładu). O innych analogiach nie mam pojęcia, bo nie znam żadnych szczegółów.
Czy przemieszczanie elementów wraku na wrakowisku, przetrzymywanie czarnych skrzynek czy „kłopoty” z ustaleniem liczby ciał ofiar przekazywanych krajom ich pochodzenia oraz inne, dziwne z punktu widzenia zachodnich standardów śledztw dot. katastrof lotniczych działania Rosjan, mogą świadczyć o chęci zacierania śladów i ukrywania dowodów?
Absolutnie, jeśli ktoś ma wątpliwości, i tu powiem bez niedomówień – jest idiotą, lub chce być idiotą. Tyle, że dla naszych „domowych” „specjalistów” te fakty w Smoleńsku nie miały miejsca, ale teraz maja. Dużo to mówi o ich etyce zawodowej – swoista schizofrenia w potoku pustych, nic nie znaczących słów.
W pierwszych godzinach po katastrofie w polskich mediach miał miejsce pewien dwugłos. Opłacany przez Kancelarię Premiera Michał Setlak twierdził, że jedynymi, posiadającymi prawo do badania katastrofy są instytucje ukraińskie. Natomiast opłacany również przez Kancelarię Premiera Maciej Lasek takie prawo przyznawał znanemu nam skądinąd MAKowi. Kto ma rację?
To jest teren Ukrainy, i mimo, ze jest zajęty przez „zielone ludziki” pod dowództwem oficerów GRU i nie tylko, to jest nadal Ukraina, pan Lasek nadal żyje czasami ZSRR. Ukraina jest dysponentem, problem w tym, ze tam państwo ukraińskie nie działa.
Czy komandosom, którzy mają być wysłani na miejsce katastrofy MH17 przez Holandię i Australię, uda się jeszcze coś zabezpieczyć, czy też dowody zostały bezpowrotnie utracone?
