bren bren
362
BLOG

Mokra sobota, cz. 2; odc. 14 (opóźniony)

bren bren Kultura Obserwuj notkę 28


Męczarni Toli nie powodowała pełniona funkcja; przynajmniej nie bezpośrednio. Ani brak parytetu, ani poczucie przebywania w nieodpowiednim dla młodej damy miejscu. Marta, Kura czy Martynka nie przeżywały podobnych rozterek (miały całkiem inne problemy). I nie wywoływała ich konieczność pracy akurat tutaj. Pracę Tola mogła zmienić, ale niczego by to nie zmieniło. Zrezygnować w ogóle, zamknąć się gdzieś w samotności – byłoby wyjściem. Pozornym. Przed sobą by nie uciekła. Zatem świadoma tego, co ją czeka, realizowała nakaz ważniejszy od takich czy innych obowiązków zawodowych lub własnej wygody. Musiała trwać wśród gęstniejącego wieczorami tłumu, co było jednocześnie główną przyczyną jej cierpień. Musiała. Tola miała do wypełnienia misję.
Misja wynikała z niezwykłych właściwości, jakie Tola posiadała. Kłopot polegał na tym, że nie potrafiła ich spożytkować, zdając sobie sprawę, że powinny czemuś służyć. Niepokojące było również to, że nie miała pojęcia w jaki sposób i dlaczego właśnie jej przypadł w udziale niezwykły dar. Bezbłędnego rozpoznawania kosmitów. A także ludzi, którzy byli przez nich sterowani za pomocą chipów, wszczepionych przeważnie w dwóch miejscach: pod łokciem lub pod kolanem. Zdradzało ich specyficzne ułożenie (łączenie) palców. Obojętne, czy obejmowały naczynie, czy ręka opierała się o bar lub blat stolika – Tola dostrzegała nieomylny znak. Zachipowani nie byli w stanie go ukryć. Ale może wcale nie chcieli? Może specjalnie przekazywali sygnał, który jedynie Tola odbierała. Tylko jaki krył się za nim sens?
Była to zaledwie cząstka wątpliwości, dręczących Tolę. Nie znając źródła zadziwiających umiejętności, którymi została obdarzona, nie rozumiała też, w jakim celu zainstalowano chipy. Czy osobnicy, będący ich nośnikami, zbierają informacje, przekazywane dalej (a więc są nadajnikami) czy wypełniają jakieś zadania, kierowane impulsami-wskazówkami (czyli są odbiorcami)? A może system jest bardziej złożony – nadawczo-odbiorczy?
Pytania mnożyły się w nieskończoność, w najmniejszym stopniu nie rozświetlając tajemnicy. Dlatego czaiła się za nią groza, choć przecież chipowe powiązania mogły był ułamkiem szerokiego planu pozytywnych przekształceń. Kiedy – jeśli w ogóle – ukaże się choćby jego fragment? Oczekiwanie wyczerpywało Tolę. Niepewność co do jej roli w świetlanym lub katastroficznym planie obezwładniała; wszak mogło się okazać, iż wykazując zbyt małą aktywność wobec swych odkryć – wspomaga bezwiednie realizację straszliwych zamierzeń. Albo, równie dobrze (czy raczej: niedobrze), samym „oglądem” przeszkadza czemuś pięknemu a niepojmowalnemu. Związany z tym dylemat – należy czy nie należy dzielić się z kimś wynikami obserwacji – stawał się chwilami nie zniesienia.

Od takich pytań łatwo oszaleć, toteż nic dziwnego, że Tola – wyłamując się z obyczajów zespołu – nigdy nie wyskakiwała nawet na jednego barmańskiego, aby zachować jasną trzeźwość umysłu.
Za każdym razem, przy każdym rozpoznaniu z taką samą siłą dopadała ją chęć natychmiastowej demaskacji. A zaraz potem równie mocne przekonanie o konieczności respektowania incognito zachipowanych osobników. I jeszcze później, także zduszone, pragnienie dyskretnego zasygnalizowania przynajmniej im, że ona widzi i wie. Zwłaszcza, że była to osamotniona cząstka wiedzy w bezmiarze przetłaczającej ją niewiedzy. Posłuszna nieubłaganemu a niezrozumiałemu nakazowi obserwacji nie czuła się z tą niewiedzą dobrze. Co zdecydowanie odróżniało ją od 98,8% populacji ziemskiej.
Przyjąwszy na się niechciane brzemię postrzegania, Tola nieustannie miotała się między pokusą wykorzystania tej właściwości jako narzędzia a obawą, że sama jest narzędziem wykorzystywanym przez nieznane siły. Gdy sprzeczne uczucia zaczynały jej sprawiać fizyczny ból, wspierała się na stojącym w pobliżu koledze. Choć niekiedy zamiast potężnego ramienia Puszkina musiała jej wystarczyć wątła postura Żółwia; na dodatek zajętego podpalaniem drinka „Lamborghini”.

Chwilowa ulga. Szklanka napełniana skruszonym lodem. Wyostrzoną uwagę absorbują rutynowe czynności. Doznania szarzeją. I zaraz czyjś troskliwy gest przypomina Toli, że inni niczego nie widzą. A ona wciąż nie wie, co ma zrobić z tym, o czym wie.
Dźwięki i kolory nabierają intensywności. Tola unosi wzrok; już ktoś nowy sadowi się przy barze. Usta w uśmiechu, przymrużone oczy, dłoń swobodnie opuszczona na blat. Dłoń… I piekło zaczyna się od nowa.

Nie trzeba chyba dodawać, że niezależnie od preferowanych trunków, zajmowanych miejsc, czasu spędzanego w Knajpie u Grubego większość gości w charakterystyczny sposób trzymała połączone palce: środkowy i serdeczny.

(cdn.)

PS
Nie znajduję słów, mogących odpowiednio wyrazić ubolewanie z powodu nieprzyzwoitego opóźnienia tego odcinka, które wynikło z przyczyn niezależnych od redakcji. 


Zobacz galerię zdjęć:

bren
O mnie bren

Nie ma takiego poświęcenia, na które by się człowiek nie zdobył, byle tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. /sir Joshua Reynolds/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura