bren bren
828
BLOG

Mokra sobota, cz. 2; odc. 19

bren bren Kultura Obserwuj notkę 147


N
oc. Noc wkradła się przez uchylone drzwi i cofnęła, zanim się zatrzasnęły. Własnym, kolorowym półmrokiem Knajpa u Grubego broniła się przed nocą – nieciemnością, rozjarzoną sztucznie i szpetnie. Poddawały się jej wyblakłe okna domów, bramy i niegdysiejsze podwórka, wyprowadzone teraz na ulice, bezwstydnie i okrutnie, jak stragan z czyimś skromnym dobytkiem wystawionym na licytację, gdy niewinne sprzęty, naczynia, ubrania perwersyjnie odsłaniają intymność codzienności.
Prostokątne podwóreczko na tyłach Knajpy u Grubego pozostawało zamknięte. Ściany kamienic z trzech stron; za murem na jednym z dłuższych boków – następne, przekształcone w starannie rozplanowany ogród, z bogatą roślinnością, ławeczką, wzorzystymi ścieżkami. Bolesny kontrast widoczny był dopiero z ganku pięterka Knajpy u Grubego. Na poziomie ubitej jak klepisko ziemi, zmieszanej z gruzem, nic nie wskazywało, że za murem kryje się piękne patio. Mur był murem. Ani nowiutki, ani zniszczony, żałośnie zwyczajny, nie prowokował do sforsowania. Wspieranie sterty pokiereszowanych skrzynek zdawało się jego podstawową funkcją. Ustawione przy nim pojemniki na śmieci – ani obskurne, ani bajecznie kolorowe – nie zawierały tajemniczych odpadów.
W najciemniejszym rogu tkwił dziwny badyl. Kilka suchych gałązek sterczało na boki, więc sprawiał wrażenie miniaturowej ostrewki. A jednak roślina, której gatunkowej przynależności nikt nie potrafił ustalić, wyrastała z twardego jak kamień podłoża. Pod koniec najokrutniejszego miesiąca na pozbawionych kory patykach pojawiały się listki. Latem trwała wspinaczka, cegła po cegle. Niezauważalna, beznadziejnie odległa od szczytu muru, skąd na św. Jana cień kamienic ustępował na dwie godziny dziennie.
Poza tym na podwórku nie było nic. Nie docierał tu blask z Knajpy u Grubego – tylne wyjście prowadziło na korytarz. Po podwórku, bezbronnym wobec nocy, pełzała łuna odległych, obcych świateł.
O Miasto, pośród twoich nowych kominów nie trafiam już do ciemnych, przesiąkniętych wilgocią miejsc; rzeczka, w której nauczyłem się pływać zniknęła pod chodnikiem; stopy nie rozpoznają schodów; nie ma, nie ma tancerki; tak, tu się urodziłem; przebiegam ulice, po których nie da się chodzić nie tylko środkiem; miasto dręczące zwiedzioną miłością, stare piękno ściskane nowymi budowlami jak aparatem ortodontycznym, obiecującym przyszłą, nieznaną urodę; i tutaj pewnie.
Mały Joe splunął, przydepnął peta na betonowej wylewce i zniknął w głuchej klatce schodowej.

W Knajpie trwała realizacja zamówień. Mały Joe przemknął pod schodami i stanął w drugim rzędzie oblegających bar. 
  – Jak być w kinie – to w loży, jak umrzeć – to od noży; pani pozwoli jedno piwo. 
Ale Tola, do której skierował te słowa, podawała właśnie stożkowaty kieliszek Gutkowi. Tak sprytnie, że musiał po niego sięgnąć dość daleko, opierając odsłonięty łokieć na barze. Tola zachwiała się i nie znajdując oparcia, osunęła na posadzkę.

(cdn.)


 

Zobacz galerię zdjęć:

bren
O mnie bren

Nie ma takiego poświęcenia, na które by się człowiek nie zdobył, byle tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. /sir Joshua Reynolds/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura