bren bren
850
BLOG

Mokra sobota, cz. 2; odc. 21

bren bren Kultura Obserwuj notkę 121


Po interwencji Grubego emocje, ogólnie rzecz biorąc, opadły. Mały Joe otrzymał wreszcie piwo. Pił małymi łykami, zerkając na plecy Łysego Maćka, który wciąż opierał się o bar, całkowicie ignorując nieodległe wydarzenia. Odstawiwszy na wpół jeszcze pełną szklankę, Mały Joe ruszył naprzód. Nie wiadomo, gdzie zmierzał, gdyż po kilku krokach zderzył z Czarnym Heńkiem, cofającym się przed kimś lub przed czymś. Niezbyt rosły Heniek odbił się jak potencjalny domorosły faszysta od niezłomnie szczekającej piersi, a przyspieszenia dodało mu dobroduszne klepnięcie, jakim obdarzył go Mały Joe. W efekcie ów drobny incydent, nieważki niczym pyłek machinalnie strzepnięty z klapy eleganckiej marynarki, nabrał cech toczącego się kamyczka.
Czarny Heniek potoczył się bowiem wprost na Byłego Bydlaka, którego nic nie było w stanie wyrwać z drzemki. Aż do tej pory. Lekkie dotknięcie ramienia, którego nie zdołał uniknąć łapiący równowagę Heniek, wystarczyło, by Były Bydlak ocknął się, poderwał, i poczuł zobligowany do zasugerowania, że ani przez moment nie utracił kontaktu z otoczeniem. Natychmiast zwrócił się do sprawcy przebudzenia.
– Maciek. Maciek! No, Maciuś…
Trzeba wyjaśnić, że wśród licznych odmian ksywki Heńka (m.in. Czarny Hendryk lub Blaki) nie funkcjonowała żadna choćby zbliżona do tego brzmienia. Wygląd nie mógł być przyczyną pomyłki. Jasnoblond czupryna nie szokowała bujnością, niemniej dalece różniła się od idealnej gładzi czaszki Łysego Maćka. Ale dla Byłego Bydlaka również inne, drastyczne odmienności obu postaci nie miały znaczenia. Po prostu nawiązywał dialog z ostatnią osobą, jaką widział przed zapadnięciem w sen, co wydawało mu się najzupełniej naturalne. W równie naturalny sposób ciąg dalszy był przewidywalny już nie tylko dla niego.
Przewidzieć to jedno, a zapanować nad kolejnymi fazami aktywności Byłego Bydlaka, nieuchronnie następującymi po przebudzeniu – zupełnie co innego. Pierwsza właśnie się zaczynała.
Były Bydlak zaprzestał nagabywania Heńka (a raczej – w jego mniemaniu – Łysego Maćka). Wspiął się na bar i ryknął: –
Wollt Ihr das Bett in Flammen sehen, Wollt Ihr in Haut und Haaren untergehen, Ihr wollt doch auch den Dolch ins Laken stecken, Ihr wollt doch auch das Blut vom Degen lecken.
Ten etap nie zaskoczył nikogo, zapowiadał wszakże następne, obfitujące w intensywniejszą aktywność ruchową, a jedyną, dość kłopotliwą niewiadomą było – kto znajdzie się w ich obszarze. Zanim jednak równanie zostało rozwiązane metodą bezpośredniej konfrontacji, tradycyjny przebieg działań uległ zaburzeniu.
Jeżeli ktoś uprzednio przypuszczał, iż łatwość, z jaką Gruby dźwignął Tolę, wynikała z jej nikczemnej wagi, musiał teraz skorygować lekceważący osąd. Były Bydlak niewiele ustępował gabarytami Grubemu, a uniesiony przez niego, dość długo falował w powietrzu jak wygaszony lampion. Gruby zastosował terapię zbliżoną do wcześniejszej, ale z odwrotnym skutkiem. Pacnął Byłego Bydlaka w czubek głowy kantem zwiniętej w pięść dłoni. Były Bydlak nie powstał i nie udał się, wzorem Toli, za bar, gdyż już tam się znajdował, przestawiony przez Grubego. Łagodnie opadł na blat i niemal od razu zachrapał.
Gruby uznał sytuację za opanowaną, i dyskretnie skinął na Żółwia, który w lot pojął sygnał i zaczął zapełniać tacę.
– Kolejka dla wszystkich – zadysponował Gruby.
Nawet bez zrozumiałego ożywienia, wywołanego tym oświadczeniem, mimowolny sprawca krótkotrwałego zamieszania pozostałby w cieniu. Bo Czarnym Heńkiem w ogóle prawie nigdy się nie interesowano. I on rzadko się odzywał, choć mógłby snuć nader barwne opowieści. Należał przecież do nielicznego grona tych, którzy naprawdę uczestniczyli i w Rozprawie nad Rzeką, i w Walce na Moście.

(cdn.)


Zobacz galerię zdjęć:

bren
O mnie bren

Nie ma takiego poświęcenia, na które by się człowiek nie zdobył, byle tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. /sir Joshua Reynolds/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura