Zbliżamy się chyba do momentu, kiedy te obchody powinny mieć swój naturalny kres. Zawsze były skomplikowane. Nie wiadomo: radosne – zabito (bez strat własnych!) za jednym zamachem ok. 100 tys. Żółtków, czy ponure – co wiązało się ze straszeniem grzybem. (A doświadczenie Czarnobyla wykazało, że nie taki diabeł straszny).
Po 67 latach ludzie nie pamiętają atmosfery wypadków historycznych. Kogo zresztą miałoby obchodzić, że superforteca B-29 zrzuciła „Chłopczyka” akurat 6 sierpnia. Nie był to wcale rekordowy ze względu na liczbę ofiar atak lotniczy podczas II wojny światowej. Takie rocznice powinny ewoluować w kierunku uroczystości prywatnych. Niech ostatni napromieniowani, i urodzeni z chorobą popromienną świętują, jak chcą. Na marginesie trzeba dodać, że tzw. hibakusha pobierają od rządu specjalny zasiłek, a jedyny człowiek, który przeżył oba ataki (i na Hiroszimę, i na Nagasaki) zmarł w 2010 r., mając prawie 94 lata. Wielu, wcale niecierpiących na nowotwory, mogłoby tylko pomarzyć o dotrwaniu do tak szacownego wieku.
Już niemal 40 lat temu Wacław Sadkowski pisał: „Nie będziemy obchodzić tej rocznicy” . Ówczesny red. nacz. „Literatury na świecie”, i – jak się później okazało, zasłużony TW – odnosił się wtedy co prawda do piątej rocznicy śmierci Johna Steinbecka, ale racja to racja. Wiązanie jej z pojedynczym przypadkiem lub obciążanie przywarami osoby, która ją głosi byłoby doprawdy małostkowe.
* Kursywą zaznaczono wykorzystane w tekście fragmenty wypowiedzi znanego historyka w radiu TOK FM na temat rocznicy wybuchu powstania warszawskiego.