Brockley Sid Brockley Sid
413
BLOG

PKP – czyli czas wyszedł z orbit

Brockley Sid Brockley Sid Gospodarka Obserwuj notkę 0

Zegar na Pałacu Kultury to solidna konstrukcja. Czasem jednak się psuje. Kiedyś wezwano mnie do naprawy w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Okazało się że silny wiatr poluzował wskazówki na tarczy od strony Alei Jerozolimskich i przeciwwagi na nich zainstalowane się pourywały…….[1]

Czas przecież jest pojęciem mocno względnym. Gorzej jeśli coś się „pourywało” i w stukocie wagonów kolejowych wszystko się spóźnia – tak działają nasze Polskie Koleje Państwowe, beznadzieja, koniec i kropka. Jednak to nie takie proste. Ale po kolei, a raczej w kolejności czasowej i gramatyczno - logicznej. Dzisiaj mamy 20 grudnia 2011 roku, cztery dni do Bożego Narodzenia i niespełna sześć miesięcy do meczu otwarcia ME w piłce nożnej, który odbędzie się w Warszawie.
Czas: mroźny poranek
Miejsce: dworzec Centralny
Cel: odprowadzić i „zapakować” bezpiecznie moich niemłodych i niepolskich gości, do pociągu PKP intercity.
Wszystko przebiega zgodnie z planem. Do momentu w którym znaleźliśmy się na „centralniaku”. Cierpliwości przecież remontują. Znaczy odmładzają i malują. Wszystko rozumiem, na dworcu nie byłem kilka miesięcy, więc jestem pod wrażeniem że idziemy (my Polska, ten remont) w dobrą stronę. Czekamy na peronie 2, zgodnie z planem. Siedem minut do odjazdu, pociągu nie widać. Renowacja zakłada wyłączenie wszystkich ruchomych schodów prowadzących na perony. Zrozumiałe względy projektowo – idealistyczne. Czyżby obejmowało to również wyłączenie tablic z informacjami o najbliższym nadjeżdżającym pociągu nad peronami? Możliwe. To znaczy nie wiem. Ale w oczach gości udaje że wiem. To tak zwana twarda gra, o nazwie PKP, wobec konieczności udaje twardego gracza. Zostało 5 minut, i przytłumiony, nieco bełkotliwy głosik z megafonu dworcowego oznajmia, że nasz pociąg, spóźniony o 50 minut i może ulec zmianie, oczywiście opóźnienie. Zostawiam gości, biegnę po więcej informacji do hali głównej. Ale tuż po tym jak wpadam na ósmy stopień nieruchomych schodów, pojawia się myśl – wszak to walka nierówna i beznadziejna, nikt przecież nie wygrał z „opóźnieniami” PKP. Tak było w zeszłym roku w okresie przedświątecznym, tak będzie i teraz. Taka nowa świecka tradycja i marny mój trud. Mimo to pchany inną myślą, zdaje się o celach wyższych, dobiegam zdyszany, niczym chart po polowaniu, do stoiska z napisem PKP intercity  - informacja. Bez tchu, bo obawiam się, że ów niewyraźny głosik z megafonu odezwie się za chwilę i cofnie swoją przepowiednie o „50 minutach” i zamieni ją na „pociąg odjechał”. A pożegnać się wypada. Pan w czarnym płaszczu, niezwykle uprzejmy jak na standardy PKP, jednak nic nie może zrobić w sprawie upływającego czasu, to znaczy brakujących do odjazdu 50 minut. Pozostaje czekać i cieszyć się że na głowę nie pada. Marna pociecha. Mimo to zbiegając w dół do swoich gości i na peron, kątem oka widzę tablicę odjazdów:
 
 

 

 
 
 
 
 
I szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, taki przedświąteczny, Bożonarodzeniowy. Bo przecież nie czekamy sami, czekają wszyscy pasażerowie PKP z Dworca Centralnego, jak malowane kukiełki jak zielone baloniki. Ponieważ  dzisiaj żaden pociąg nie odjedzie o czasie, mamy dzień czekającego pasażera. Najlepsze życzenia dla ministra infrastruktury, świąteczne i o czasie.  
 
 
P.S Mój znajomy kiedy już wracałem na peron rzucił; „The time is out of joint”. Tak, odparłem, zupełnie „of joint”. Szekspir był jednak wizjonerem PKP.


[1] Janusz Stropek – konserwator zegarów, z wystawy umieszczonej na hali głównej Dworca Centralnego w Warszawie. Wystawa "Ludzie, których nie widać"
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka