PiS wychodzi z propozycją uchwalenia ustawy o ograniczeniu ilości kadencji dla wójtów, burmistrzów, (może jeszcze plebanów, heh), marszałków i starostów. Co my tu mamy? Z takimi pomysłami zawsze, na całym świecie wychodzi opozycja, która i w tej mozliwości widzi szanse dla sprawowania władzy. Instynkt zachowawczy warstw będących u władzy każe im się sprzeciwiać na całej linii wobec takich propozycji. Ponadto przemawia tu argumentacja demokratycznych i powszechnych, choć nie we wszystkich opcjach, wyborów, które mają być skutecznym orężem demokracji.
Szans na przeforsowanie takiej doktryny nie ma w obecnej sytuacji parlamentarnej. Zatem o co chodzi członkom PiSu? A może to zawoalowane wołanie o zmianę w samej partii, o wzbudzenie świadomości nieuniknionych zmian personalnych, wołanie o jakies przejawy demokracji w tym autorytarnym układzie: prezes-reszta zgromadzenia? Gdyby PiS miało władze i szeroko rozlokowane struktury rządzenia w terenie na pewno nie domagałoby się tak stanowczo zmian, które, gdyby weszły w zycie, mogłyby boleśnie dotknąć w przyszłości również to ugrupowanie. Kij ma przecież dwa końce.
Ale dzieje sie, i trzeba w to wierzyć, że dzieje się naprawdę: skoro bowiem Palikot zrobił w PO nadżerkę i rzeczywiście zdaje mu się, ze pójdzie za nim duża grupa wiernych, to i w strukturach PiS może coś drgnąć. Może się to wprawdzie okazać w skutkach rzeczą porównywalną z wulkanem islandzkim, którego nazwy za cholerę nie pamiętam, ale którego siłę wszyscy poznali, a czego efektem będzie paraliż prawych i sprawiedliwych, jednak wspomniany instynkt zachowawczy i tam zrobi swoje. Przecież nie pójdą sprzedawać marchewki, ani bujac sie na placu zabaw jak małpa na gumie.
Polityk to nie jest ktoś bezinteresowny, to wredna małpa, której wciąż trzeba przypominać o jej obowiązkach. Można mu przy okazji dokopać. Dlatego tu jestem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka