cameel cameel
1136
BLOG

Kod Kulturowy a Kulturkampf

cameel cameel Kultura Obserwuj notkę 46

Podtytuł: Jakieś bogoojczyźniane, takie patriotyzmy - to jest coś okropnego.

Na początek kino obowiązkowe, przed tekstem:

Pisałem ostatnio w jednym z komentarzy u kogoś na blogu, że mam kryzys weny.

Rozpoczynam tekst, kończę w połowie i stwierdzam, że dane wydarzenie nie jest jednak warte komentarza i lepiej spuścić na nie zasłonę milczenia. Starałem się znaleźć moment, jakieś źródło - skąd wziął się ten kryzys.

Wczoraj mnie olśniło. Po zobaczeniu jednego filmu i kilku ostatnich tekstach z salonu24. Mam tu na myśli szczególnie teksty Pana Krzysztofa Kłopotowskiego, który postanowił z życzliwością ale i dystansem, opisać obowiązujące w Polsce "kody kulturowe".

Warto sięgnąć do tego tekstu, nawet w przypadku jeśli nie ze wszystkim się zgadzamy, gdyż poruszane są sprawy fundamentalne, o których bardzo rzadko w ten sposób w Polsce się dyskutuje.

Pisze otóż Pan Kłopotowski o pewnej grupie ludzi, piszących dla jednego wydawnictwa, jako o grupie reprezentującej pewne wspólne sobie wartości. Stara się Kłopotowski skodyfikować ten system wspólnoty. Znaleźć płaszczyznę identyfikacji (grupa jest bardzo hermetyczna i nieufna) i wychodzi mu coś takiego:


1.Wpoić poczucie winy za kulturę przenikniętą antysemityzmem, która umożliwiła Holocaust.
2. Ośmieszać i zwalczać kościół katolicki jako najpotężniejszą instytucję chrześcijaństwa winną wpojenia masom antysemityzmu i wykluczania Żydów.
3.Całkowicie oczyścić z chrześcijaństwa przestrzeń publiczną.
4. Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez szerzenie indywidualizmu i relatywizację wartości, gdyż tylko w takim społeczeństwie mniejszość żydowska czuje się bezpiecznie.
5. Propagować wielokulturowość i masową imigrację z powodu jak wyżej.
6. Kwestionować dumę narodową kraju gospodarza jako przejaw patologicznego nacjonalizmu, też z powodu jak wyżej.
7. Propagować swobodę obyczajową, zwłaszcza seksualną i podążanie za przyjemnościami, bo taki jest popyt mas, a można na tym skorzystać powiększając swą przewagę.


Doskonale można to zjawisko zaobserwować na podstawie zderzenia POp kultury obecnie dominującej w przestrzeni publicznej, z czymś rzeczywistym, dotykającym realnie młodych ludzi (pewna znienawidzona przez tę POp kulturę postać mówi o tym nawet jako o współczesnym apartheidzie). Czyli o problemie emigracji, opuszczania przez młodych swojej Ojczyzny.

Każdy kto funkcjonuje w społeczeństwie (a nie na jego przegniłych szczytach) wie, że problemem młodych ludzi, już od lat, jest emigracja za lepszym życiem i ucieczka od polskiej niemożności awansu społecznego.

Wiedział to nawet kiedyś Donald Tusk, gdy na emigracji opowiadał bajki o "by żyło" i o tym, że jak wygra, to będzie się opłacać tu wracać.

Po latach nastąpiła smutna weryfikacja tych obietnic.

Mnie jako młodego człowieka to zjawisko także dotknęło. Wyjechało wielu moich znajomych. W zeszłym roku wyjechał mój najlepszy kuzyn, który był mi najbliższy od dziecka. Wyjechał na stałe do Niemiec. Tam układać sobie życie (a to nie jedyny kuzyn i kuzynka, który tam pracuje). Spotykaliśmy się od tego czasu tylko raz. Na Święta Bożego Narodzenia. Kolejny raz spotkamy się na Wielkanoc.

Mieszkam i pochodzę z Opolszczyzny. Podobnie jak Pani Zapendowska.

Lubię tu mieszkać, choć mieszkałem także gdzie indziej. Pracowałem za granicą. Ale wybrałem Polskę i małe miasto Opole.

Dlaczego? Nie dlatego, żeby się cały czas umartwiać. Wyrzekać się kolejnych praw. Płacić coraz większe podatki, z których nic nie wynika i nic do mnie nie wraca (nawet do lekarza chodzę rzadko, bo nie lubię być traktowany jako intruz).

Nie zostałem tu, żeby cały czas czuć się jak nic nie znaczący "bogoojczyźniany" farmazon patriotyczny, odmieniec i dziwak. Jestem dumny z tego kim jestem. Jeśli komuś nie podoba się że w Polsce żyją Polacy którzy są dumni z tego że nie opuścili Ojczyzny i chcieliby tu spędzić resztę życia, ciesząc się z tego kim są, być może nie powinien stanowić moralnego, czy jakiegokolwiek innego punktu odniesienia?

Czemu osoby które wyraźnie brzydzi patriotyzm i Polska (brzydzi tak bardzo, że trzeba wykrzyczeć, tak jak na przytoczonym filmiku, czerwone NIE) mają mieć wpływ na młodzież, czy szerzej, na tych Polaków gust muzyczny?

Czemu takie osoby mają cenzurować autentyczne emocje publiczności?

Publiczności, której występ ewidentnie się spodobał, bo był o czymś.

Wracając do mojego kryzysu weny (Drogich Czytelników przepraszam za roztrząsanie tego problemu, ale ze zrozumiałych względów jest on dla mnie istotny), przeglądałem swoje robocze nieskończone notki i doszedłem do wniosku, że kryzys zaczął się w momencie gdy uświadomilem sobie w którą stronę zmierza Smoleńskie Kłamstwo (oczywiście kłamstwo to w swoich założeniach, swoistym rusztowaniu, nie zmieniło się od dnia katastrofy). 

Jeszcze w styczniu dałem temu wyraz, podpierając się konkretnymi wypowiedziami dwóch reprezentantów Systemu. Od czasu tego tekstu, który potwierdzenie znajduje w tekście z Gazety Polskiej. Od tego czasu czekam na nieuchronne.

Nie czekam jednak bezczynnie :)

Przygotowuję się do wyjazdu 10 kwietnia do Warszawy, aby udokumentować wszystko na własne oczy, a także poczuć to coś co poczułem 18 kwietnia w Krakowie w bezpośrednim kontakcie z (nie wstydzę się tego powiedzieć) Narodem.

Po swoich doświadczeniach z konfrontacją relacji Ministerstwa Prawdy z pogrzebu Pary Prezydenckiej z rzeczywistością, wiem, że nie ma co liczyć na ten kanał transmisyjny. Zwłaszcza po jego dogłębnym "odpolitycznieniu".

Zdiagnozowałem więc źródło swej intelektualnej niemocy. Jest nim oczekiwanie na rocznicę, gdyż to od przebiegu tego dnia zależeć będzie przyszłość mojego wyszydzanego przez "dzieci palikota" kraju. Od tego ile osób się zjawi, zależy kiedy poznamy bolesny "raport Millera", a także co w tym raporcie się znajdzie, a co zostanie utajnione "dla dobra śledztwa".

Powyższy tekst piszę od wczoraj (tj od niedzieli), piszę go z silnym przekonaniem, że uda mi się go dokończyć i powiązać w nim wszystkie wątki które kłębią się w mojej głowie. Bardzo ożywczo na proces myślowy zadziałała na mnie dzisiejsza poranna lektura tygodnika "Uważam Rze", którego redakcja postanowiła zrobić temat okładkowy ze zjawiska "gaszenia pamięci"

To jest nasz wspólny kod kulturowy, którego były towarzysz Tomasz Nałęcz nie rozumie (wnioskuję to po wywiadzie braci K.). Cały czas mówi o "naszej kulturze" i co jest w niej dozwolone, a co zabronione, ale obawiam się, że to co robi pałac prezydencki w sprawie katastrofy i w sprawie godnego uczczenia pamięci ofiar to jest arcybloleśnie sprzeczne z "naszą", a przynajmniej moją kulturą.

Dobrze opisał to redaktor Skwieciński. Towarzysz Nałęcz przejeżdża walcem po mojej wrażliwości.

W każdej swojej wypowiedzi.

Na koniec kino smutne. Również z gościnnym występem Elżbiety Zapendowskiej (1m05s):

To jest Kulturkampf, tak jak nowy Kawaler Orła Białego ogłosił w pałacu Krula.

To wojna domowa, w której oni "muszą mieć zapewnione".

No i mają.

Dobranoc

cameel
O mnie cameel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura