Castaneda Castaneda
74
BLOG

Papierowa równość kobiet

Castaneda Castaneda Polityka Obserwuj notkę 22

W Polsce pracuje za mało kobiet. Co to znaczy "za mało"? Za mało w stosunku do czego? No, przede wszystkim w stosunku do Europy Zachodniej, która powinna być dla nas wzorem. Zapewne przede wszystkim ze względu na oszałamiający sukces gospodarczy (piszę to ironicznie).

Czytając Wyborczą można dojść do wniosku, że prawdziwa wolność będzie wtedy, kiedy każda kobieta będzie "realizować się" za kierownicą koparki albo na budowie, a domem będzie zajmować się... no właśnie kto?

Na to pytanie apologeci pracy kobiet odpowiadają półgębkiem albo w ogóle. W sumie to nie wiadomo kto miałby przejąć rolę rodziny jeśli wszyscy pójdą do pracy.

Za Sowietów wychowaniem dzieci zajmowało się państwo, które jak wiadomo doskonale sprawdza się w roli troskliwego i emocjonalnie zaangażowanego opiekuna dla dojrzewającego dziecka.

Ale wzorce zastąpienia rodziny przez państwo są o wiele starsze w końcu tę instytucję wynaleźli jeszcze Turcy, wychowując janczarów. Tylko że do janczarów Turcy posyłali nie swoje dzieci (te wychowywali normalnie rodzice), a dzieci wzięte do niewoli. To dość dobrze świadczy o ich stosunku do państwowego wychowania.

Gazeta Wyborcza pisze:

"[Dyskryminacja] z pewnością nie jest wymysłem. Kobiety dominują wśród osób bezrobotnych, otrzymują niższe wynagrodzenie za taką samą pracę i jest ich mniej na stanowiskach kierowniczych"

Wychodzi na to, że pracodawcy są nieracjonalnymi idiotami bo przedkładają prywatną chęć dyskryminacji kobiet nad interes firmy. Otóż kobiety nie dostają niższego wynagrodzenia za taką samą pracę - otrzymują je za mniejszą ilość pracy.

W świecie wolnego rynku pracodawca zatrudnia na dane stanowisko pracownika, który jest lepszy bo sprzyja to rozwojowi firmy.

W firmie IT, którą prowadzę żadna z kobiet nie jest zatrudniona na wysokopłatnych stanowiskach menedżera czy programisty. Dlatego, że są głupie? Nie, bo nie mają ochoty na nadgodziny, jeżdżenie z projektami do klienta po Polsce, pisanie projektów "na wczoraj" i wszystkie inne rzeczy, które dają mojej firmie konkurencyjność, a pracownikom pieniądze.

A przede wszystkim - nie interesuje ich IT. A to w nim są dzisiaj pieniądze. I co ja mam z tym zrobić? Mam przyjmować na siłę dziewczyny i zmuszać je do nauki IT? I jeszcze wmawiać sobie że moje postępowanie jest słuszne ideologicznie?

Na rynku jest dzisiaj mało pracowników w mojej branży. Tym, którzy są dobrzy muszę zapłacić więcej i ale nie mogę sobie też pozwolić na trzymanie tych, którzy się nie sprawdzili. W ten sposób straciłbym konkurencyjność i doprowadził firmę do bankructwa. Pracę straciłoby 20 osób.

Dlaczego miałbym więc zatrudniać kobiety na siłę? Bo chciałyby dla zabawy popracować na stanowisku menedżera IT? Nie bardzo rozumiem ideologię jaka stoi za hasłem "kobiety do pracy". Po co? Dlaczego? Jeśli dana kobieta jest w czymś dobra to na pewno pracodawca ją doceni. Ale zatrudniać na siłę właśnie kobiety dla zasady? Nie rozumiem tego.

Ale właśnie ta możliwość wyboru dla autorki (dr Ewa Lisowska z SGH) jest największym problemem:

"Główną przyczynę dostrzegałabym w rynku pracy, który jest nadal przychylny pracodawcom. To oni dyktują zasady, bo mogą decydować, kogo zatrudnią."

Z tych słów wyziera głęboko bolszewickie myślenie: jak można człowiekowi pozwalać na samodzielne decydowanie o czymkolwiek? Warto sobie przypomnieć co się stało z PRL, który zatrudniał pracowników wg klucza ideologicznego i partyjnego - najpierw narobił 40 mld usd długów, a potem upadł.

Pani doktor mówi także o tym, jaka powinna być firma przyjazna kobiecie:

"Taka, która wprowadziła rozwiązania umożliwiające łączenie obowiązków zawodowych i macierzyńskich, np.: posiada własne przedszkole lub dopłaca do niego, a dla matek stosuje elastyczne godziny pracy"

To piękne zdanie oznacza to ni mniej ni więcej, że pani doktor nie ma zielonego pojęcia o prowadzeniu firmy i jej obecność w Szkole Głównej Handlowej jest szkodliwa dla studentów.

Pani Lisowska chciałaby "elastycznych godzin pracy". Ale czy chciałaby również, by banki były otwarte "elastycznie"? A firma, gdzie serwisuje samochód? A "elastycznie otwarty" sklep spożywczy? Mieliśmy to już - w PRL. I skończyło się jak skończyło.

A skąd pochodzi majątek firmy, którego miałaby ona finansować przedszkola? W rzeczywistości pochodzi on m.in. z pracy samego pracownika, a nie - jak się wydaje pani doktor - z kieszeni kapitalisty. Oznacza to de facto postulat zatrudnienia się kobiety po to, by móc zapłacić za przedszkole, które byłoby niepotrzebne gdyby ona sama zajmowała się dzieckiem (robiąc to 10x lepiej niż wynajęta do tego przedszkolanka).

Czego najbardziej boi się pani doktor? Że "nie damy rady sprostać założeniom strategii lizbońskiej." Tak, to ta sama unijna mrzonka według której Unia Europejska ma przegonić gospodarkę amerykańską "już wkrótce". Jeśli jednak Unia będzie robić to nadal metodami socjalistycznymi to skończy tak jak PRL, który też co roku "przeganiał Amerykę".

Castaneda
O mnie Castaneda

Sól w nasze rany, cały wagon soli By nie powiedział kto, że go nie boli Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku By nie powiedział kto, że widzi jasno

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka