Roman.Graczyk Roman.Graczyk
504
BLOG

Rozdział czwarty: W sidłach - odcinek 53

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 Wacław Dębski

 Wacław Dębski urodził się w roku 1912 i był w młodości typowym przedstawicielem pokolenia AK-owskiego[1]. W czasie wojny działał najpierw w Rzeszowie, a potem w Krakowie. Po wkroczeniu na ziemie polskie Armii Czerwonej i zainstalowaniu tu „nowego ładu”, Dębski, jak wielu AK-owców, kontynuował działalność w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość”. I jak wielu wpadł, co przypłacił wolnością (wyrok dożywocia).

Tu są korzenie jego uwikłania. Jeśli mówimy o czasach gomułkowskich, że były ponure i beznadziejne, to cóż powiedzieć o czasach bierutowskich i to z perspektywy więźnia? Dębski załamuje się w śledztwie, potem we Wronkach, gdzie odbywa karę dożywotniego więzienia, jest faktycznie agentem celnym jeszcze przed formalnym werbunkiem. W 1952 r. zostaje ukarany za trzymanie, zaszytej w sienniku, fotografii żony i córki. Zostaje formalnie zwerbowany 13 stycznia 1952 r. w czasie odbywania dodatkowej kary. Podpisuje zobowiązanie do współpracy, najwyraźniej licząc na złagodzenie wyroku. Przeczytajmy tylko końcowy fragment raportu z werbunku: „Rozmowa przy werbunku wykazała raz jeszcze że Ślaski [Lucjan Ślaski to poprzednie imię i nazwisko Wacława Dębskiego – RG] kocha swoją żonę i córkę i pragnie dla nich wyjść z więzienia, oraz wierzy w wyjście pomimo że ma dożywotnie więzienie. Następnie omówiłem z nim zagadnienia jakie interesują go na arenie międzynarodowej (…) Po tych dyskusjach przeszłem do formalnego werbunku proponując Ślaskiemu zacieśnienie współpracy poprzez złożenie zobowiązania, na co się zgodził i pisząc zobowiązanie napłynęły mu łzy do oczu”[2].

To bodaj najbardziej dramatyczne okoliczności usidlenia spośród wszystkich bohaterów tej książki. Ale okres więzienny Dębskiego interesuje nas tylko o tyle, o ile był on praprzyczyną, dla której 6 sierpnia 1959 r. ten zgodził się ponownie na współpracę po wyjściu na wolność. Miał nadal występować pod swoim pseudonimem z okresu więziennego (informator „Pantera”) i donosić na kolegów z kręgów po-WiN-owskich, z których dwóch (Ludwik Kubik i Zygmunt Pawlus) pracowało wraz z nim w administracji „Tygodnika Powszechnego”.

 

Sądząc z zachowanej dokumentacji[3], SB szybko zorientowała się, że skoro Dębski pracuje w „Tygodniku Powszechnym”, to wykorzystywanie go tylko do inwigilacji byłych WiN-owców jest marnowaniem okazji. Postanowiono skierować jego zainteresowanie głównie ku innym ludziom z „Tygodnika”. Chodziło więc teraz o „Tygodnik” jako taki i jego rolę w roku 1960.

28 listopada 1960 r. Dębskiego „przejmuje na kontakt” nasz dobry znajomy, porucznik Józef Schiller. Z Dębskim umawiają się, że odtąd ten drugi będzie używał nowego pseudonimu: „Erski”.

       Schiller działał racjonalnie. Oceniał Dębskiego jako człowieka obrotnego i sprytnego, ale nienadającego się np. do relacjonowania intelektualnych debat w „Tygodniku”. Oceniał też, że Dębski nie pogardziłby groszem, a to podniosłoby standard współpracy. Wszystkie te obserwacje skrupulatnie i stopniowo wdrożył w życie jako oficer prowadzący tajnego współpracownika „Erski”.

Ten zaś bywał niesforny. W jego wieloletniej współpracy występuje kilka okresów jak gdyby sabotowania ustaleń poczynionych z Schillerem. Zawsze jednak, przywołany do porządku, Dębski obiecuje poprawę i zaznacza – mniej czy bardziej delikatnie – że pracowałby pilniej, gdyby mu Schiller zapłacił. Np. po spotkaniu z 21 marca 1961 r. Schiller napisał: „(...) Bardzo delikatnie podkreślił, że z naszej strony obiecano mu pewien fundusz na spotkanie z pracownikami redakcji z okazji otrzymania przez niego mieszkania. Przyjęcie urządził, naraził się na straty, zwrotu strat nie otrzymał jednak. Wydaje się, że ten moment (tak było istotnie – podał mi o tym tow. Dyśko [oficer poprzednio prowadzący Dębskiego – RG]) wpłynął b. poważnie na pewną niechęć do współpracy t.w. <<Erski>>. Wydaje się, że udzielenie pewnej premii t.w. <<Ersk>><, zmieniłoby jego stosunek do współpracy na lepsze. A) wystąpić o przyznanie t.w. >>Erski<< 500 zł. (…)”.

Tę sugestię uwzględniono i Dębski dostał – by tak to nazwać – zwrot kosztów za przyjęcie dla kolegów z „TP”. Potem, w roku 1963, Schiller wystąpił o comiesięczne wynagradzanie go kwotą 800 zł i był następnie zadowolony z efektów. Gdy w roku 1966 „Erski” nie wykonał zadania spenetrowania mieszkania Ireny Kinaszewskiej (być może dla zbadania możliwości założenia tam podsłuchu, a może dla przejrzenia jej prywatnej korespondencji z abpem Wojtyłą), po czym przepadł, Schiller zawiesił z nim na pewien czas współpracę, co równało się niewypłacaniu mu w tym czasie jego comiesięcznych honorariów. Kryzys jednak przezwyciężono i wydaje się, że niebagatelną rolę odegrał tu – znowu – czynnik finansowy.

Donosy „Erskiego” dotyczą spraw bardzo konkretnych: kto co powiedział, jaki jest rozkład pomieszczeń w „Tygodniku”, jakie są opinie abonentów „TP” (Dębski był kierowcą-kolporterem i z tej racji jeździł w teren, gdzie rozmawiał z prenumeratorami, głównie księżmi). Z czasem Schiller kieruje go do zadań cokolwiek „technicznych”: wypożyczenie kompletu kluczy do pomieszczeń redakcyjnych celem wykonania ich kopii, nagranie na taśmę magnetofonową narady redakcyjnej, pomoc w założeniu podsłuchu w redakcji.

To ostatnie przedsięwzięcie było najbardziej spektakularne. Pod pozorem prac remontowych Dębski wprowadził na Wiślną 12 ekipę elektryków, którzy w rzeczywistości byli pracownikami Wydziału „T” (czyli technikami pracującymi w krakowskiej SB) i, rzekomo nadzorując ich pracę z ramienia administracji pisma, umożliwił im założenie podsłuchu w ścianie. Ten podsłuch był później wykorzystywany, a materiały zeń pochodzące sygnowane były jako otrzymane od „źródła <<Gawron>>”. Nie wiadomo, jaką rolę odegrał w tym przedsięwzięciu dyrektor administracyjny „TP” Tadeusz Nowak, który był również długoletnim tajnym współpracownikiem SB[4].        

W każdym razie to było to, co Dębski umiał dobrze robić, i w tym kierunku był dalej „zadaniowany” przez Schillera.

Dostarczył mu listę pracowników „TP”, co było Wydziałowi IV potrzebne dla ustalenia tożsamości osób, które posługiwały się na łamach pisma pseudonimami albo inicjałami. Dał też Dębski Schillerowi wiele informacji o Sabinie Kaczmarskiej, a on oceniał te informacje wysoko, pisząc w „charakterystyce t.w. <<Erski>> za okres 1965 i 1966 r.” (10 marca 1967): „(…) Podane przez niego informacje pozwoliły na dobre opracowanie jednego z aktualnie pozyskiwanych kand. na t.w. kr. Samotna z redakcji <<TP>>”. Dodajmy, wychodząc poza ten tekst Schillera, że Kaczmarska wkrótce zgodziła się na współpracę. Jeśli informacje od Dębskiego przyczyniły się do złamania Kaczmarskiej, to jego zasługa dla SB jest doprawdy wielka, bo następnie adiustatorka „Tygodnika” przez wiele lat donosiła bez żadnych skrupułów na wszystkich w redakcji, którzy interesowali SB.

Dokończenie historii współpracy Wacława Dębskiego z SB w następnym odcinku

[1] Bliżej sylwetkę Wacława Dębskiego omawiam gdzie indziej (zob. Roman Graczyk, Tropem SB..., s. 221 – 253).

[2] Teczka pracy tajnego współpracownika, Raport chor. H. Błażejewskiego  z 18 stycznia 1952 o dokonanym werbunku, Wronki, 18 stycznia 1952, IPN Kr 009/7132, t.1, k.67

[3] Wszystkie informacje o agenturalnej działalności Wacława Dębskiego pochodzą, o ile nie zaznaczono inaczej, z jego teczki personalnej i teczki pracy (IPN Kr 009/7132 t. 1-3)

[4] Mówiąc o ewentualnym udziale Nowaka w przedsięwzięciu realizowanym przez Dębskiego nie mam – rzecz jasna – na myśli ich bezpośredniej współpracy, bo to by ich wzajemnie dekonspirowało. Ale Nowak jako dyrektor administracyjny „TP” mógł być wykorzystany do przygotowania gruntu do tej operacji. Bo to w jego gestii leżała decyzja o przeprowadzeniu – bądź nie – wymiany instalacji elektrycznej 

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura