Na jednym z bardzo znanych portali internetowych w miejscu, które żeby znaleźć trzeba się trochę nagimnastykować znajduje się link, kliknięcie którego powoduje wyświetlenie dialogu o takiej oto treści
UWAGA !!! Te wszystkie dane (i wiele wiele innych) pamięta każdy serwer!
Pisz i zachowuj sie z kulturą respektując regulamin oraz sugestie moderatorów.
Twoje IP: 00.00.00.000 (hehe, moje IP wyzerowałem)
Host: eqn147.neoplus.adsl.tpnet.pl
Twoja przeglądarka zezwala na: text/html,application/xhtml+xml,application/xml;q=0.9,*/*;q=0.8
Protokół: HTTP/1.1
Przeglądarka: Mozilla/5.0 (Windows; U; Windows NT 5.1; pl; rv:1.9.0.10) Gecko/2009042316 Firefox/3.0.10
Język: pl,en-us;q=0.7,en;q=0.3
Port: 1354
Navigator: Netscape
System operacyjny: Win32
Rozdzielczość ekranu: 1024 x 768
Głębia kolorów: 32 bit
Dostępna java? TAK
Anti-aliasing? NIE
Pluginy w przeglądarce: Mozilla Default Plug-in
Java(TM) Platform SE 6 U13
BitTorrent
Microsoft® Windows Media Player Firefox Plugin
Shockwave Flash
DNA Plug-in
Picasa
Silverlight Plug-In
Google Updater
Panda ActiveScan 2.0
RealPlayer(tm) G2 LiveConnect-Enabled Plug-In (32-bit)
RealPlayer Version Plugin
Google Update
Java(TM) Platform SE 6 U13
Java(TM) Platform SE 6 U10
Adobe Acrobat
Microsoft® DRM
Windows Media Player Plug-in Dynamic Link Library
Microsoft® DRM
Po cóż administrator portalu zamieścił taki komunikat ?
Ano po tóż, aby każdy użytkownik mógł się dowiedzieć, że tak naprawdę nie jest anonimowy. Jako, że wklejka zawierała IP mojego komputera, pozwoliłem go sobie nieco zmodyfikować. Podejrzewam, że serwer salonu24 pamięta podobne dane, a może jeszcze więcej. Każdy dostawca internetowy w tym administrator salonu ma obowiązek te dane przechowywać i udostępnić na żądanie uprawnionych organów.
Dlaczego w ogóle o tym piszę ? Ano dlatego, że za sprawą Krzysztofa Czumy, syna Andrzeja pobierającego aktualnie pensję Ministra Sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska został poczyniony pewien precedens. Krzysztof Czuma dbając o dobre imię swojego ojca zażądał od administracji salonu24 usunięcia wpisów blogerki znanej w usenecie jako Kataryna, grożąc przy tym procesem i domagał się ujawnienia jej danych w celu skierowania pozwu sądowego.
Znajdujący się w błogostanie blogerzy blogosfery, skryci za nickami mogli bezkarnie rzucać śnieżkami, kamieniami, gównem i wszystkim, co się nawinęło pod rękę.
Po kategorycznym żądaniu Krzysztofa Czumy skierowanym na ręce, a raczej na adres mailowy Igora Jankego najpierw zastygli zaskoczeni, a następnie zawyli pałając świętym oburzeniem. A że to zamach na wolność słowa, a że to napaść na konstytucyjne prawa jednostki. Zawtórowało im część dziennikarzy, reszta zaczęła poszukiwać ukrytej prawdziwej tożsamości znanej blogerki.
Efektem tychże śledczych poczynań było ustalenie, że Kataryna, jest jak z powieści Stevensona, na co dzień dr Jekyll, miła kulturalna, znakomicie wykształcona, erudytka, wieczorami siadająca przed komputerem i pod wpływem niebieskiej poświaty monitora zamieniająca się w dzikiego mr Hyde’a. I tylko tyle. Reszta naparzanki o treść sms, to było tylko zwykłe bicie piany.
Ale nie to jest w tej całej awanturze o Katarynę najważniejsze. Chodzi o odpowiedzialność jednostki za słowo. O ile potrafię zrozumieć część biegłych w trollowaniu blogerów i komentatorów cudzych tekstów. To zupełnie nie pojmuję postawy publicystów zamieszczających swoje teksty w internecie „pod nazwiskiem”.
Przeciwnicy anonimowości w sieci, która to anonimowość jak pokazałem jest dość iluzoryczna są w istocie zwolennikami nierówności ludzi wobec prawa. Uważają, że nick zamiast własnego nazwiska daje autorowi immunitet formalny, czyli ograniczenie odpowiedzialności prawnej (karnej albo cywilnej), w odróżnieniu całej reszty autorów, którzy odważyli się ujawnić swoją toższamość.
Igor Janke zajadle broniąc anomimowości blogerów stoi na straconych pozycjach. Wobec prawa jest bezsilny. W sytuacji procesu karnego na żądanie sądu lub prokuratora musi ujawnić musi ujawnić logi przechowywane na serwerze. Z takim ryzykiem trzeba się liczyć, bowiem zdarza się, że frontpage salonu, a szczególnie komentarze pod wpisami często niewiele się różnią od ściany w publicznym szalecie.
Wydaje się jednak, że część autorów blogujących w salonie pod nickami jednak zrozumiała co to jest odpowiedzialność za słowo, bowiem pod linkami do co bardziej zjadliwych wpisów, za które można mówiąc kolokwialnie beknąć pojawiają się dialogi „error 404 strona o podanym adresie nie istnieje”
Koniec błogosfery proszę państwa. Albo Igor Janke lata ze ścierą i wyciera co bardziej chamskie napisy. W końcu salon, to nie kabina WC na dworcu centralnym. Chyba, że zamysł był właśnie taki