Przeszło dwie godziny trwało spotkanie Andrzeja Dudy z prezesem PiS, miało miejsce w Belwederze, a nie przy Nowogrodzkiej. Czyżby prezydent powstał z kolan?
Zobaczymy. Stało się wiele rzeczy, które wcześniej nie miały miejsca.
Za pieniądze, które miały posłużyć promowaniu Polski na świecie, w Polsce będzie promowana Polska pisowska, a konkretnie zawetowane pisowskie ustawy sądownicze.
Beata Szydło aż wygłosiła przemówienie w Polskiej Fundacji Narodowej, jak zwykle niedorzeczne, bo taka jej logorea.
Jest to niejaka forma nacisku na pisane w Kancelarii Prezydenta dwie ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa.
Zaraz po przemówieniu Szydło udała się na naradę prezydium PiS, w tym czasie kancelaria Dudy tweetnęła, iż w przyszłym tygodniu zaprasza przedstawicieli klubów parlamenatrnych na spotkanie związane z końcem prac nad ustawami sądowniczymi.
Jakiej jakości to będzie spotkanie? Debata, informacja, czy coś o szerszej jeszcze formule?
Kaczyńskiemu takie spotkanie nie może sie podobać, bo on nie uznaje opozycji i rozmowy z nią. Dwie godziny rozmowy prezydenta z prezesem jest wielce wymowne.
Nie było na spotkaniu Szydło. Czyżby Kaczyński zdecydował się zostać premierem? Drugie pytanie może być ważniejsze w kontekście gorącej - a może nawet bardzo goracej - jesieni: ile w Dudzie zostało Adriana, czy zrzucił już ten kokon?
Duda ma szanse odzyskać twarz. Wymaga to od niego nie lada odwagi, której mu brakuje i nie ma jej wbudowanej w charakter.
Ludwik Dorn uważa, iż "posypała się cała konstrukcja obozu władzy, którą prezes wyłożył na kongresie PiS w Przysusze, że jest on jako nadpremier i nadprezydent, jest wicepremier Morawiecki jako premier gospodarczy i jest premier Szydło na trzecim miejscu jako sekretarz posiedzeń Rady Ministrów. W tej konstrukcji w ogóle nie było miejsca dla prezydenta".
Co z tych ruin się wyłoni? I kto?