Krystyna Pawłowicz dzielnie podtrzymuje tradycję Nelly Rokita. Ta ostatnia ma jednak męża Jana, Pawłowicz w samotni alkowy może pomarzyć o Jarosławie K.
Z całym szacunkiem dla przedstawicieli narodu, ale Pawłowicz jest raczej przedstawicielką folkloru. To rozróżnienie wynika z jej psychologicznej sylwetki, raczej posłanka PiS nie zalicza się do osobników zrównoważonych.
Pawłowicz też nie jest żadną osobowością, jest jej przeciwieństwem. To taki paproch życia publicznego, który uwiera, ale nie z niepokorności, ale pokraczności. I zdaje się, że nie ma tego świadomości.
Pokracznie także pisze, co wydaje się dziwne, bo na dwóch, czy trzech uczelniach obsadzona była na funkcji profesora nadzwyczajnego. O takich jak ona się mówi, że nie mają nawet matury. Podobne paradoksy szczególnie dobrze się trzymają groteskowo zdeformowanych postaci, jak Pawłowicz.
Posłanka wytoczyła proces Monice Olejnik za felieton. w którym zacytowała nieparlamentarne wypowiedzi Pawłowicz.
Sam proces i zachowanie Pawłowicz na wokandzie to potwierdzenie jej groteskowości. Jest postacią zarówno wyjętą z Mrożka, jak i ukazaną w pokracznej codzienności PRL przez Bareję. Pawłowicz to esencja towarzyszy „wicie, rozumicie”.
Pawłowicz to widomy relikt minionego reżimu. PRL jeszcze żyje i oddycha jej piersią.