capa capa
444
BLOG

"Dąb wolności" i obolałe piersi partyjniactwa

capa capa Polityka Obserwuj notkę 18

Od sławnego pałaszowania u "Sowy i Przyjaciół" nie minęła jeszcze oktawa, a (niektórzy przynajmniej) ciągle czują niestrawność. Dwaj dżentelmeni w towarzystwie trzeciego, który fundował przysmaki, używając kamienistej polszczyzny, z troską pochylali się nad talerzami. Tematem przewodnim dyskusji, jak doskonale wiemy, była PARTIA. Proszę o wybaczenie. Rzecz jasna: PATRIA. Zdecydowanie z dużej litery. Nasyceni bogactwem kuchni rozstawali się w pogodnych, jak można sądzić, nastrojach. Doszli bowiem do wniosku, że jedynym ratunkiem dla podupadającej PATRII będzie niedopuszczenie do przejęcia władzy przez największą partię opozycyjną. Gdy lud dostanie większą porcję kiełbasy, grille nigdy nie zagasną, a PiS straci szansę wygrania kolejnych wyborów. Logika tego sposobu myślenia nie powinna budzić wątpliwości. Skoro PiS doprowadził do ogromnego kryzysu PATRII, będąc w opozycji, cóż może ją czekać, tę PATRIĘ, gdy wreszcie dorwie się do władzy. A władza potrzebuje odpowiedzialnych rządzących. Wprawdzie partia, jeśli wierzyć jednemu z dżentelmenów, jest jakąś dziwaczną hybrydą, czyli, używając słownictwa wszystkich posilających się dżentelmenów, po prostu jest do dupy, ale lepiej być "do dupy", niż być wrogiem demokracji. Demokracji, rzecz jasna, w rozumieniu naszych koneserów dobrej kuchni. Ośmiorniczki, kawior, czeremcha faszerowana bulokiczną koniczyną - palce lizać!

Okrzyki oburzenia (choć obiektywnie przyznajmy, że u niektórych tonowane) wywołane słownictwem, powiedzmy szczerze, nie przekonują. Ostatecznie żaden z tych panów nie jest porfirogenetą, mówi więc tak, jak go nauczono. Jeśli zawsze posługuje się zasłyszanym przez nas słownictwem, nie jest w stanie oderwać się od niego w restauracji. Nawet w tak ekskluzywnej. Jeśli zaś zwykle mówi inaczej, widocznie klimat restauracji ponosi winę. Może wydziela niecenzuralne fluidy. Któż to może wiedzieć?

Partia stanęła murem za wersją oficjalną. Tam, gdzie w grę wchodzi interes PATRII, chociaż estetyka się burzy, można zrobić i powiedzieć wszystko. Partia, dodajmy gwoli ścisłości, zawsze stoi murem, gdy w grę wchodzi interes partii. PATRII, rzecz jasna. Partia nigdy nie dbała o własny interes, o czym skutecznie przekonuje nas od kilku lat. I niektórych skutecznie przekonała.

Opozycja zaczęła oblężenie muru partii. Jaka opozycja, takie oblężenie. Z oddali może wygląda ono na dobrze zorganizowane, z bliska jednak wygląda inaczej. Część bowiem oblegających na razie musi oblegać partię, mimo że wolałaby nadal oblegać PiS. Co się odwlecze, nie uciecze, jak mawiają wytrawni hydraulicy, a więc tylko patrzeć, jak oblegający PiS ponownie stanie się obleganym. Przez wszystkich. Takie są prawa demokracji. Przynajmniej w naszym, rodzimym jej wydaniu.

Partia koalicyjna, która od zarania woli trwanie od jakiegokolwiek oblegania, przeczeka ten przejściowy okres, jak przeczekała wszystkie wcześniejsze okresy przejściowe, i nadal będzie koalicjantem. Czy czyimkolwiek? Trudno powiedzieć. Może tak, może nie. I wcale, jak mogłoby się wydawać z pozoru, nie zależy to od okoliczności.

Tymczasem do redakcji "Wprost" wkroczyło ABW. Nie wkroczyło na przyjacielską pogawędkę. Część z komentujących to wydarzenie uznało je za koniec świata. Za podeptanie wszystkiego, co jeszcze zostawało niepodeptane. To była ta mniejsza część. Większa część uważa, że jest to postępowanie uzasadnione, normalne w zaistniałej sytuacji. Ta większa część nie wyjaśnia wprawdzie, czy podtrzymałaby swoje zdanie, gdyby do redakcji "Wprost" wkroczyło ABW pod rządami PiS-u, ale to chyba zrozumiałe, że nie wyjaśnia. Co tu wyjaśniać? 

Duży Pałac milczał dość długo. Dłużej od premiera. Dlaczego milczał premier, nie musimy sygnalizować. Może w Dużym Pałacu chciano się szczelnie zamknąć (w końcu prezydent nie jest od tego, by komentować jadłospisy) i przeczekać zamęt, ale prezes znalazł dziurkę. Duży Pałac poczuł, że dalsze milczenie byłoby za bardzo dwuznaczne. Prezydent, w jak zwykle u niego błyskotliwym wystąpieniu, wyjaśnił narodowi, jak rozumieć zaistniałą sytuację. W efekcie, cytując jego wypowiedź z jednego z wywiadów telewizyjnych, "rozbroił rafę". Przy "dębie wolności" ("ząb, dupa, dąb", jak mawiał obywatel Piszczyk), prezydent ponownie okazał się prezydentem, który łączy. Prezydentem wszystkich Polaków. Rzekł: "Wszyscy myślimy z troską o państwie polskim". Była to wprawdzie kurtuazja trochę na wyrost, ale w duchu tej prezydentury. Dlaczego "na wyrost" i dlaczego "kurtuazja"? Bo w dalszej części wystąpienia głowa państwa pokazała każdemu właściwe miejsce w hierarchii. Trzeba, rzekła głowa państwa, "od siebie samego żądać więcej". I nie odnosiło się to do niej samej, jak sądzę, bo nie uściśliła, czego mogłaby żądać więcej od siebie. Mnie to nie zdziwiło, ale ja jestem państwowcem. A zresztą, nie umiałbym sobie wyobrazić tego "więcej". Właściwe miejsce w hierarchii, czyli miejsce ostatnie, wskazał prezydent PiS-owi. "To nie jest tak, że można tylko innych oskarżać o sitwę, a samemu udawać, że nie jest się sitwą, tylko partyjnym kolektywem" - grzmiał, nie grzmiąc prezydent. Trzeba zdać "rachunek sumienia za lata wcześniejsze" - dodawał poniesiony entuzjazmem chwili.

Ktoś pomyśli, że dworuję sobie z prezydenta lub, co byłoby większą zbrodnią, z jego słów. Nic z tych rzeczy. Gdy napisałem, że prezydent jest prezydentem wszystkich Polaków, to napisałem. Proszę się dokładnie wczytać w słowa głowy państwa. PiS, gdy rządził, był sitwą. W to, rzecz jasna, nie trzeba się wczytywać dokładnie, to wiedzieliśmy zawsze. Dokładne wczytanie się prowadzi do ważniejszego wniosku. Sugeruje, że partia (mimo że prezydent, który włada polszczyzną w sposób niezrównany, nie mówi tego wprost) też jest sitwą. Jeśli to powiązać ze stwierdzeniem, że trzeba wyciągać właściwe wnioski, "odpowiednie do zaistniałej sytuacji", i zastanowić się, "czy warto się podać do dymisji, czy warto trwać", włos jeży się na głowie. Jakkolwiek się nie czesać, zjeży się. Łysi są wprawdzie w korzystniejszej sytuacji, ale oni są w mniejszości. Jeży się dlatego, że nie wiadomo, co ma zrobić szeregowy obrońca interesów PATRII lub partii. Partia mówi, że jest czysta, krystalicznie czysta w czynach, chociaż zabrudzona w słowach, a prezydent daje do zrozumienia, że jest inaczej. Że partia też jest sitwą. Lepszą od PiS-u, to wiadomo, ale skoro jest sitwą - posługując się słownictwem pałaszujących ośmiornicę - w dupie ma PATRIĘ.

Niech mnie ktoś uszczypnie! Niech powie, że się pomyliłem. Że nadinterpretowałem wystąpienie prezydenta, bo jestem zwykłym idiotą.  

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka