capa capa
2700
BLOG

PO - polityczny poziom piaskownicy

capa capa Polityka Obserwuj notkę 106

Tym razem pominiemy wszelkie wątki humorystyczne. Przede wszystkim dlatego, że powtarzalność zachowań polityków i sympatyków partii, chociaż nadal śmieszy (nie moja to wina!), zaczyna też nudzić. A nudzi dlatego, że wszelkie słowa i czyny ludzi oraz sympatyków partii są zanadto już przewidywalne. Wiem. Tak było od samego czy niemal samego początku, ale wtedy wszystko wychodziło. To tak, jak w hazardzie. Gdy jest dobra passa, nie ma szans, by przegrać. Problem pojawia się w chwili, gdy dobra passa się kończy, a ona zawsze kiedyś się kończy. I wówczas wszystko idzie jak po grudzie.

W polityce pomaga potencjał intelektualny, zmysł taktyczny i wyobraźnia. Pomaga w momencie, gdy zaczyna się zła passa. Jest jasne jak słońce, że partii nic już pomóc nie może (w każdym razie miejmy taką nadzieję), ponieważ wśród jej prominentnych działaczy nie ma nikogo, kto umiałby ruszyć głową. To żadna niespodzianka, ale przecież partię w najróżniejszy, formalny czy nieformalny, sposób wspierają głowy, które stręczono nam przez lata jako głowy ruszające z posad bryłę świata. A w każdym razie bryłkę z własnego podwórka. I gdzie te głowy? To jest coś ciekawszego od niespodzianki, to jest po prostu obciach.

Rozumiem, że partii przed zwycięstwem Dudy nie stać było na wymyślenie scenariusza alternatywnego. Gdy procenty Komorowskiego szybowały, panowała euforia, gdy spadały, gdy strach zajrzał w oczy, jedyne, co wymyślono, to powtórzenie zgranej melodii. Huzia na Józia! - jakoś to będzie. To też, choć z oporami, jestem w stanie zrozumieć. Nie rozumiem jednak, jakimiż, przepraszam za określenie, idiotami trzeba być, żeby w ten sam sposób zachowywać się po zwycięstwie Dudy. Lata 2005-2010 minęły bezpowrotnie, partia kołuje wokół 20 (na razie) % poparcia, ale zasada huzia na Józia nadal święci tryumfy. I bardzo dobrze!

A przecież można było raz jeszcze posłużyć się znakomicie przez partię opanowaną metodą, nazwijmy ją, mijania się z prawdą. Wystarczyło w dzień ogłoszenia wyników wyborów (bez przesady, powiedzmy - następnego dnia) zgłosić akces do zwolenników nowego prezydenta, zwłaszcza że przez całą kampanię deklarował, że chce zgody ze wszystkimi. Chwalić go, kokietować, zachwalać społeczeństwu, zachwalając jednocześnie ze zdwojoną energią samą siebie, i popierać każdą jego inicjatywę. Nawet taką, która w ewidentny sposób partii nie służy. Jednocześnie, i tu jest pies pogrzebany, głosząc na każdym kroku, że my jesteśmy większymi i lepszymi zwolennikami demokracji, bo PiS poprzedniego prezydenta w ten sposób nie traktował. Gdy dostrzeżono (a nie było to wszak trudne), jak Duda podchodzi do referendum Komorowskiego, trzeba było natychmiast się od tego referendum odciąć. Nic prostszego, zwłaszcza że od biedaczka partia zdołała się odciąć zaraz po jego porażce. Gdy nowy prezydent zaproponował, że trzeba coś zrobić z kolejnymi pytaniami obywatelskimi, zdrowy rozsądek podpowiadał, żeby sprawę nagłaśniać i jej przyklaskiwać.

Takie działania na pewno nie zaszkodziłyby partii, skoro widzimy, że te, które podejmuje, w ewidentny sposób obracają się na jej niekorzyść. Czy mogłyby pomóc? Przecież to oczywiste. I w dodatku bez żadnych ubocznych strat. Żelazny elektorat przełknąłby to bez zająknięcia, tak, jak przełknąłby i rozpropagował wiadomość otrzymaną od partii, że słonie regularnie chadzają do dentysty. I nie stoją w kolejkach, bo nasza służba zdrowia nie zna pojęcia kolejka. Poza Pendolino, rzecz jasna. Rozgniewani obecnie na partię dawni zwolennicy (ci mniej, jakby to ująć, zakochani w określonych mediach) mogliby odzyskać wiarę, a niezdecydowani - oni wszak rozstrzygną o wszystkim - mogliby uwierzyć w dobrą wolę. A jeszcze gdyby to wszystko okraszano miłością do Polski, przywiązaniem do kompromisu, gdyby od czasu do czasu przywołano okres błędów i wypaczeń (Tusk miał dobrą wolę, ale słaby, ihahaha, charakter), przepraszając za to i owo ...

Nie chcę przez to powiedzieć, że ta metoda przyniosłaby zwycięstwo wyborcze, ale mogłaby w znaczny sposób utrudnić PiS-owi pochód do władzy. Skoro jednak TAKIE głowy poruszają partią, nie można się dziwić, że wszystko wygląda tak, jak wygląda. I bardzo dobrze.

 

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka