conquest conquest
1324
BLOG

Nie pozwolili sobie oczu zawiązywać

conquest conquest Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Po egzekucji ciała wywożono potajemnie z więzienia i pod osłoną nocy transportowano na miejscowy cmentarz. W kolejnych latach kwatery przeznaczano na ponowne pochówki. Tak zacierano ślady o miejscach spoczynku ofiar komunizmu

"Nie pozwolili sobie oczu zawiązywać"

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk



Dostarczony w końcu października br. szwedzkiemu wymiarowi sprawiedliwości europejski nakaz aresztowania stalinowskiego sędziego Stefana Michnika ponownie wywoła dyskusję nad celowością i skutecznością ścigania przedstawicieli komunistycznego aparatu represji. Tradycyjnie już zostaną przywołane prawa człowieka gwarantujące mu bezstronny proces. Pojawią się też zatroskane głosy o stan zdrowia byłych sędziów i prokuratorów. Skazani na karę śmierci zapewne i tym razem pozostaną w dalekim tle toczonego sporu. Ci, których uśmiercono na mocy wyroku sądu i pogrzebano skrycie w nieznanym do dziś miejscu.

W znienawidzonej przez komunistów II Rzeczypospolitej, określanej często jako państwo faszystowskie, zastosowanie kary śmierci określono w pięciu przypadkach. Najwyższą z kar można było wymierzyć w przypadku dokonania zabójstwa, zamachu na niepodległy byt państwa, zamachu na życie lub zdrowie prezydenta RP, zdrady wojennej (art. 101 kk) i akcji dywersyjnej w okresie wojny.
W powojennych realiach politycznych Polski po 1944 r. kara śmierci stała się powszechnym środkiem represji, a jej użycie przewidziano w kilkudziesięciu przypadkach: w dekrecie PKWN z 31 sierpnia 1944 roku. O wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną, jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego (kara śmierci z 3 artykułów), kodeksie karnym Wojska Polskiego (kara śmierci z 10 artykułów), dekrecie o ochronie państwa z 30 października 1944 r. (kara śmierci z 11 artykułów), dekrecie o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa z 16 listopada 1945 r. (kara śmierci z 3 artykułów), dekrecie z 22 stycznia 1946 r. o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego (kara śmierci z 1 artykułu), dekrecie z 13 czerwca 1946 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa (kara śmierci z 11 artykułów). W oparciu o nie w latach 1944-1956 wydano ponad 8 tys. - w większości wykonanych - wyroków śmierci.

Sądy do spraw śmierci
Pierwsze wyroki śmierci zapadły już w październiku 1944 r. przed Wojskowym Sądem Garnizonowym w Lublinie i Sądem Polowym II Armii Wojska Polskiego. Pierwszy z nich obradował na zamku w Lublinie w asyście żołnierzy sowieckich uzbrojonych w karabiny z bagnetami, bez prokuratorów i adwokatów. W takiej asyście do końca roku sąd skazał na śmierć 67 osób (39 stracono).
W tym samym czasie urzędujący w Kąkolewnicy, a kierowany przez oficera sowieckiego ppłk. Stefana Piekarskiego Sąd Polowy II Armii WP rozpatrzył sprawy 144 osób, wydał 61 kar śmierci (43 wykonano). I w tym przypadku procesy toczyły się pod nadzorem ubranych w polskie mundury Sowietów.
Ponurą sławę zyskały utworzone w styczniu 1946 r. z inicjatywy Krajowej Rady Narodowej Wydziały ds. Doraźnych przy sądach okręgowych. Zgodnie z zamysłem ustawodawcy miały być organem wymiaru sprawiedliwości przewidzianym do osądzenia osób zatrzymanych podczas realizowanych wówczas na szeroką skalę operacji wojskowych przeciwko podziemiu. W krótkim czasie wydziały takie utworzono w województwach uznanych przez władze komunistyczne za obszary szczególnej aktywności podziemia zbrojnego: białostockim, kieleckim, krakowskim, lubelskim, łódzkim, poznańskim, rzeszowskim i warszawskim.
Wyroki "sądów na kółkach" nie podlegały zaskarżeniu, a informacje o ogłoszonych przez nich wyrokach śmierci podawano do wiadomości opinii publicznej w formie drukowanych w wielotysięcznych nakładach plakatów w kolorze malinowym.
W sporządzonym w lipcu 1946 r. bilansie półrocznej działalności wydziałów do spraw doraźnych odnotowano: 342 przeprowadzone publicznie rozprawy, 802 skazane osoby, 364 skazane na karę śmierci osoby, 359 wykonanych egzekucji.
Szczególną rolę w stosowaniu zbrodniczego prawa spełniał niezwykle rozbudowany i posiadający kompetencje sądzenia osób cywilnych wojskowy wymiar sprawiedliwości. Skutkiem jego działalności było m.in. 5650 wydanych wyroków śmierci (wykonano 49,7 proc.). Największą liczbę wyroków śmierci orzekły powołane do życia na początku 1946 r. Wojskowe Sądy Rejonowe (WSR). Wśród nich prawie jedna piąta wszystkich kar przypadła na WSR w Warszawie. Kilkaset wyroków śmierci orzekły także WSR-y w Krakowie, Wrocławiu, Rzeszowie, Lublinie i Białymstoku (po ok. 250-400 kar śmierci).
Ostatnie wyroki śmierci przeciwko członkom polskiego podziemia niepodległościowego orzekano jeszcze dziesięć lat po wojnie. 22 marca 1955 r., na kilka tygodni przed likwidacją Wojskowych Sądów Rejonowych, skład sądzący WSR w Łodzi skazał na karę śmierci dwóch członków Konspiracyjnego Wojska Polskiego WP: Józefa Ślązaka, ps. "Mucha" i Stefana Wydrzyńskiego, ps. "Zygmunt". Obu rozstrzelano 26 sierpnia 1955 r. w więzieniu w Łodzi. 5 marca 1955 r. w tym samym więzieniu wykonano wyrok śmierci na innym członku tej organizacji - Ludwiku Danielaku "Bojarze", skazanym na śmierć przez WSR w Łodzi 5 stycznia 1955 roku.

Szubienica na rynku
Zgodnie z przepisami, kary śmierci orzeczone przez sądy powszechne wykonywane były przez powieszenie. Stąd rok po zakończeniu wojny we wsiach i miasteczkach Białostocczyzny, Rzeszowszczyzny i innych regionów objętych działalnością podziemia antykomunistycznego ponownie ustawiano szubienice.
22 maja 1946 r. odbyła się przed sądem doraźnym na sesji wyjazdowej w Sanoku rozprawa sądowa, podczas której skazano na karę śmierci dwóch partyzantów oddziału "Żubryda". Dwa dni później, o godz. 8.00 rano, obu powieszono w publicznej egzekucji na... stadionie miejskim w Sanoku.
W lipcu tego roku władze komunistyczne uznały, że wyroki śmierci na członkach oddziału "Mściciela" skazanych przez obradujący w Dębicy sąd doraźny należy wykonać publicznie w dzień targowy, kiedy do miasta przybywali tłumnie mieszkańcy okolicznych miejscowości. Na egzekucję zgromadzono również pod przymusem młodzież szkolną. W takich warunkach 10 lipca 1946 r. na wybudowanej na dębickim rynku szubienicy publicznie uśmiercono trzech partyzantów: Józefa Grębosza, Józefa Kozłowskiego i Franciszka Nostera.
O innej egzekucji raportował przewodniczący Wydziału ds. Doraźnych Sądu Okręgowego w Rzeszowie mjr Norbert Ołyński: "Obaj [Koszela i Wręga] zostali skazani na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano publicznie. Podczas egzekucji gawiedź najwięcej podkreślała, że obaj są rabusiami i bandytami. [...] Koszela przy wieszaniu zerwał się ze sznura tak, że wieszano go drugi raz. Miał być również powieszony razem z nimi publicznie Kossakowski. Wyrok wykonano jednak w dwa dni później na dziedzińcu więzienia w Rzeszowie. Kossakowski w chwili aresztowania ubrany był elegancko - buty oficerskie. Podczas egzekucji miał łachmany i był bosy. Przed powieszeniem powiedział: 'Umieram, bo walczyłem za Polskę' oraz 'Boże, przyjmij mnie do siebie'. Wyroku publicznie nie wykonano, gdyż obawiano się, że Kossakowski na pewno przed powieszeniem powie coś nieciekawego pod adresem rządu, co mogłoby wywołać oburzenie społeczeństwa".

Strzał w potylicę
Inną śmierć zaplanowano dla skazanych przez sądy wojskowe. W takich przypadkach przewidziano użycie plutonu egzekucyjnego. W wydanym w 1946 r. okólniku ministra bezpieczeństwa publicznego nakazywano: "Na podwórzu gospodarczym więzienia, najmniej uczęszczanym przez więźniów, dostatecznie dużym, należy wkopać drewniany słupek, wysokości 1,5, m nad powierzchnię ziemi, w odległości 1,2 od ślepej ściany. Ścianę należy zabezpieczyć warstwą piasku. Z chwilą przybycia do więzienia Prokuratora i osób biorących udział w egzekucji - należy sprowadzić z celi więziennej skazańca na miejsce stracenia i związane w tyle ręce sznurem przymocować do słupka. Czynność tę wykonują funkcjonariusze więzienni. W tym czasie pluton egzekucyjny, przepisowo umundurowany i uzbrojony w ręczne karabiny w składzie, co najmniej czterech (4) ludzi i dowódcy, ustawia się w szereg w odległości najmniej 10 metrów frontem do skazańca. Po oddaniu przez Prokuratora Wojskowego komendy 'baczność' Prokurator Wojskowy odczytuje wyrok. Po odczytaniu wyroku jeden z funkcjonariuszy więziennych zawiązuje skazańcowi oczy białą przepaską (na prośbę skazańca opaski można nie zakładać). Następnie na komendę dowódcy 'gotuj broń', 'cel', 'pal' - pluton egzekucyjny oddaje salwę, celując w serce skazańca. Lekarz asystujący przy wykonywaniu wyroku stwierdza zgon, a funkcjonariusze więzienni składają ciało do uprzednio przygotowanej trumny i odnoszą do trupiarni więziennej w celu pochowania zwłok w dniu następnym na cmentarzu miejscowym.
W wypadku, gdy po oddaniu salwy lekarz stwierdzi, że skazaniec żyje, dowódca plutonu egzekucyjnego obowiązany jest strzelić z krótkiej broni palnej w skroń skazańca. W razie wykonywania jednocześnie kilku wyroków śmierci, skazańców należy sprowadzać kolejno, po zabraniu trumny ze zwłokami poprzednio straconego".
Jedną z ostatnich egzekucji wykonanych z zachowaniem starej procedury było zamordowanie 27 listopada 1948 r. w Więzieniu nr I przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu czterech członków kierownictwa Okręgu Wrocławskiego WiN: mjr. Ludwika Marszałka, ps. "Zbroja", Władysława Ciska, ps. "Rom", Stanisława Dydę, ps. "Steinert" i por. Jana Klamuta, ps. "Górski". Kilka miesięcy później siostra Stanisława Dydy pisała do wdowy po Władysławie Cisku: "Widziałam się ze spowiednikiem naszych Biedaków. Pocieszał mnie, że oni na pewno już w niebie, bo umierali jak święci, że śmierć mieli zaszczytną. Mój Staś nigdy nie płakał, ale po spowiedzi płakał i wołał: "Mamo, mamusiu, zostaniecie same!" A potem już spokojnie stanęli pod murem, nie pozwolili sobie oczu zawiązywać ani się nie odwrócili. Tak zginęli nasi Biedacy Najdrożsi".
Plutony egzekucyjne pracowały intensywnie do 1948 roku. Potem zaprzestano ich formowania, a egzekucje powierzano odpowiednio wyselekcjonowanym funkcjonariuszom UB lub straży więziennej. Ci, bez wyjątku, przejęli "katyńską metodę uśmiercania", strzelając skazańcowi znienacka w potylicę, gdzieś w piwnicach więzień.

Medalik w ustach
Wieczorem 1 marca 1951 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie czyniono ostatnie przygotowania do mającej się odbyć tego dnia egzekucji siedmiu członków kierownictwa IV Zarządu Głównego WiN: ppłk. Łukasza Cieplińskiego, mjr. Adama Lazarowicza, mjr. Mieczysława Kawalca, kpt. Jana Rzepki, kpt. Franciszka Błażeja, kpt. Józefa Batorego i por. Karola Chmiela. Wyprowadzany z celi Ciepliński zdołał jeszcze szepnąć jednemu ze współwięźniów kilka ostatnich słów, z prośbą o przekazanie ich synowi. Więzień miał odnaleźć rodzinę Cieplińskiego i powiedzieć synowi Andrzejowi, że jego ojciec w chwili egzekucji skrył w ustach srebrny medalik z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej i ścisnął go mocno, aby przy strzale nie wypadł mu z ust. Gdy powstanie wolna Polska - w co głęboko wierzył Ciepliński - medalik miał wskazać synowi miejsce pochówku ojca.

Czy wyrok został wykonany?
Po egzekucji ciała straconych wywożono potajemnie z więzienia i pod osłoną nocy transportowano na miejscowy cmentarz. W rzadkich przypadkach dane więźniów umieszczano w księgach cmentarnych. W kolejnych latach kwatery więźniów przeznaczano do ponownych pochówków. W ten sposób trwale zacierano ślady miejsc spoczynku ofiar komunizmu. Pozbawione informacji rodziny straconych przez lata usiłowały uzyskać wiadomości o losach ich bliskich, wierząc w ich cudowne ocalenie.
Jeszcze w 1958 r. żona jednego ze straconych pisała w liście do sądu: "[Mąż] został skazany w 1950 r. przez Sąd Wojskowy na karę śmierci i dotychczas nic nie wiadomo o jego losie, co się z nim stało. Po upływie tylu lat powinnam o tym od Władzy Ludowej [dostać] wiadomość, uważam, że jest to obowiązkowe powiadomić żonę i dziecko. Za okupacji byłam jeszcze młoda, ale pamiętam, że wróg nasz powiadamiał rodziny o zaginionych. Zwracam się o powiadomienie, czy wyrok został wykonany, czy [mąż został] ułaskawiony".

Honory po latach
Poszukiwania miejsc pochówku ofiar systemu komunistycznego prowadzone są od lat we wszystkich oddziałach Instytutu Pamięci Narodowej w ramach projektu badawczego "Śladami zbrodni". Ich efektem jest odnalezienie we Wrocławiu, Opolu i Szczecinie szczątków straconych żołnierzy antykomunistycznego podziemia: Włodzimierza Pawłowskiego, Mieczysława Bujaka, Hieronima Bednarskiego, Edwarda Cieśli, Stefana Półrula, Antoniego Tomiałojcia, Zenona Łozickiego, Wacława Borodziuka, Edwarda Kokotki, Edwarda Kosieradzkiego i Waldemara Klimczewskiego. Po ponad pół wieku na cmentarzach w Warszawie, Krakowie, Rzeszowie i Szczecinie pochowano z honorami wojskowymi ofiary komunizmu, po których wszelki ślad miał zaginąć.
W nieznanych do dziś miejscach tysiące innych nadal czekają na odnalezienie.

____________________________________________________________________

Autor jest historykiem, naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu.

Źródło: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101113&typ=my&id=my21.txt

conquest
O mnie conquest

web counter</

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura