Paweł Leszczyński Paweł Leszczyński
172
BLOG

Na rocznicę

Paweł Leszczyński Paweł Leszczyński Polityka Obserwuj notkę 4

        Dzisiaj, tj. 10 kwietnia 2011 r. przypada pierwsza rocznica tragedii smoleńskiej, która zamiast uzdrowić polską politykę, jeszcze jej zaszkodziła. Nie mam wątpliwości, że akurat dziś znakomita większość polskiego społeczeństwa w zadumie choć przez chwilę wspomni zmarłych w tym wypadku. Ale nie mam również złudzeń, że od 11 kwietnia wszystko wróci do normy, bo jeżeli sama katastrofa nic nie zmieniła, to jej rocznica także zbyt wiele nie wniesie. Przeanalizumy zatem jak śmierć 96 osób stała się przyczynkiem do niechlubnej rozgrywki pomiędzy dwoma diametralnie różnymi kulturowo obozami:

        1. Kaczyński i spółka:

Cóź można rzec o postawie prezesa na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy? Z pewnością to, że nie po raz pierwszy cynizm i pragmatyzm stały się jego atrybutami, z czego akurat nie należy mu moim zdaniem czynić zarzutów. Dużo gorszym grzechem było jednak mało racjonalne i chaotyczne podejście polityków PiS z szefem partii na czele do kwestii wyjaśniania katastrofy. Teoria zamachu może być oczywiście rozważana, ale ze względu na jej nikłe prawdopodobieństwo, powinno się jej poświęcić marginalną uwagę a nie wynosić do rangi najważniejszej hipotezy. Bałagan istniejący w państwie polskim jest widoczny gołym okiem, więc zrzucanie winy na Rosjan mija się z celem. Co innego, jeśli wziąć pod uwagę przejrzystość wyjaśniania całej sprawy. Tutaj rzeczywiście ze strona rosyjską mamy pod górę, rząd nie wykazał się odpowiednią taktyką i dzisiaj za to płacimy. Dużo ostrzejsze niż ze strony samego Kaczyńskiego komentarze w kwestii katastrofy prezentowały media sprzymierzone z najliczniej reprezentowaną w parlamencie partią opozycyjną. Takie określenia jak "Komoruski" o Prezydencie RP czy też oskarżenia pod adresem premiera, że ma krew na rękach są nie tylko śmieszne i groteskowe, ale zwyczajnie bardzo przykre i niesprawiedliwe. O ile można niechęć do tychże polityków ze strony Kaczyńskiego tłumaczyć goryczą po stracie naprawdę bliskich osób, to już bezczelne podjudzanie konfliktu ze strony zbyt radykalnych momentami "Radia Maryja" czy "Gazety Polskiej" było szkodliwe. Szkodliwe dla całego społęczeństwa, bo w pewnym momencie naprawdę spora większość Polaków zaczęła przejmować się losami śledztwa. Niestety, zamiast merytorycznych wystąpień technokratów mieliśmy utarczki słowne zacietrzewionych partyjniaków. Nienawistne wizerunki Brudzińskiego czy Macierewicza to nie jest sposób na godną żałobę, tak hołubioną przez PiS. Kampania prezydencka dawała nadzieję na to, że da się ukrócić toksyczne postawy tego środowiska poprzez złagodzenie i zmianę wizerunku głównego poszkodowanego, Jarosława Kaczyńskiego. Zmiana była oczywiście podyktowana doraźnym celem w postaci prezydentury. Nieliczne media wspierające stronę pisowską obrały zbyt ostry kurs, z jednej strony odzierający przeciwnika z godności, a z drugiej mało skuteczny. Tak czy inaczej zły.

 

         2. Tusk i spółka:

Zamiast nazwiska premiera, mógłbym użyć w podtytule słowo np. "rząd". Ale lepiej obrazuje dominację dwóch ludzi na polską sceną polityczną wstawienie "Tuska" jako oczywistą antytezę Kaczyńskiego. W sporze smoleńskim premier zyskał potężną falę wsparcia ze strony środowisk nie tylko tzw. "liberalnych" opowiadających się za PO, lecz także ze strony lewicy. I tej sformalizowanej pod postacią partii, i tej stanowiący mityczny "think tank" jak "Krytyka Polityczna", itp. Znane są ich tyrady pod adresem przeżywających żałobę rodaków, oskarżenia o nekrofilię (sic!) czy też stwierdzenia, że "patriotyzm to choroba psychiczna". Pierwszy upust nienawiści do tragicznie zmarłego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego związani z władzą celebryci dali podczas dyskusji o pochówku Pary Prezydenckiej. Słynny list Andrzeja Wajdy do ukochanej "Gazety Wyborczej" w ramach "protestu" przeciw złożeniu ich ciał na Wawelu był jednym z elementów toczonej przez lewicowo-liberalnych sojuszników reżimu nagonki na LK, za życia i po śmierci. Tak chętnie rozprawiające o wrażliwości i tym podobnych cnotach ludzie brutalnie obnosili się ze swoją skrajną niechęcią do Bogu ducha winnego Kaczyńskiego. Co gorsza, ich opinie zostały podchwycone i zaczęły być traktowane poważnie. Tak jakby część ludu uzurpowała sobie prawo do wejścia między gospodarza miejsca pochówku, kardynała Dziwisza a rodzinę zmarłych. W normalnym państwie to właśnie te podmioty decydują o złożeniu do grobu ludzi, którzy zakończyli ziemski żywot. Podobnie było z roztrząsaniem samego wypadku. Czy Lech Kaczyński był pod wpływem alkoholu? A co by było, gdyby kazał lądować załodze? Czy może właśnie takie instrukcje przekazał mu brat bliźniak podczas ostatniej rozmowy? Zupełnie jakby bracia Kaczyńscy nie ukradli Księżyca, tylko Ziemię i dowolnie nią zarządzali ku ropaczy bezbronnych wyzwolicieli spod znaku postkomuny i przyjaciół. Tymczasem należy jednoznacznie podkreślić, że nawet gdyby odpowiedź na wszystkie te pytania była twierdząca (co jest z gruntu absurdalnym założeniem) to i tak nie miałoby to żadnego znaczenia!!! Na pokładzie samolotu suwerenem jest pilot, tak jak żaden kierowca nie da się namówić dyletantowi bez prawa jazdy na to, aby wjechać w drzewo, tak pilot nie da się namówić Prezydentowi czy komukolwiek innemu do lądowania w skrajnie złych warunkach. W normalnym kraju takie rozważania są zatem bez sensu. Ale nie w kraju socjalistycznym. Idąc tym tropem, dojdziemy w końcu do konstatacji, że w zasadzie wynalazcy samolotu są winni naszej narodowej tragedii, a może nawet Leonardo da Vinci, który nakreślił projekt maszyny latającej. Tyle, że to androny, mity. Lepiej od razu oskarżyć Dedala. Tak zakochana w sloganach "racjonalności" prorządowa elita popada w imię nienawiści, ktorej dała się zaślepić przestała myśleć racjonalnie, o ile ich wiedza i intelekt w ogóle pozwala im choćby na zrozumienie znaczenia tego słowa.

 

         Smutna refleksja wypływająca z tego wpisu nie różni się specjalnie od powszechnie akceptowanego poglądu. Brzmi on mówiąć w skrócie tak, że Polacy jako naród potrafią pięknie przegrywać, łączą się w żałobie, ale jak przychodzi konieczność konstruktywnych działań, to wszystko się sypie. Sporo w tym racji. Nasz rząd nie zdał egzaminu. Nie uzyskał od Rosjan wszystkich potrzebnych dokumentów, wszystko wskazuje na to, że wybrał również zły sposób wyjaśniania całej sprawy, decydując się na niewłaściwy punkt konwencji chicagowskiej. Nie zdała egzaminu klasa polityczna, ani media. Znowu nie wyciągneliśmy wniosków, tak potrzebnych dla uzdrowienia państwa. Dzisiaj warto wspomnieć zmarłych, zastanowić się, czy ich ofiara nie poszła na marne.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka