Paweł Leszczyński Paweł Leszczyński
164
BLOG

O aborcji i prezydencji

Paweł Leszczyński Paweł Leszczyński Polityka Obserwuj notkę 1

        Pomimo ropoczętych wakacji klimat w polityce trudno nazwać ogórkowym. Po pierwsze, za 4 miesiące będziemy już po wyborach z nową (lub starą) władzą. Po drugie, Polska po 7 latach we Wspólnocie Europejskiej, staje w sposób formalny, by nie powiedzieć symboliczny, na jej czele. Zresztą, dla prawicowca obydwie kwestie wymienione w tytule wpisu mają znaczenie kolosalne, choć ze sobą wiele wspólnego nie mają. Ale może tylko na pierwszy rzut oka?

        Zacznę od prezydencji. Zainagurowana została bowiem w stolicy z wielką pompą, zdaje się, że niewspółmierną do realnej wartości, jaką reprezentuje meritum tej sprawy. Prezydencja została znacznie okrojona, kompetencje kraju ją sprawującego radykalnie ograniczone. Zatem szaloną ekscytację pojawiającą się w mediach należy tłumaczyć raczej koniecznością podtrzymania proeuropejskich nastrojów Polaków w chwilach zwątpienia przeżywanych przez inne narody, widzące jak sypie się irracjonalny projekt wspólnej waluty. Będą zatem kolejne próby nawrócenia Polaków na "oświecony socjalizm" miłościwie panujący w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Wmawianie Grekom załamania "kapitalizmu", który to miał polegać na m.in. rządowych dopłatach do mydła przynosi efekty. Grecy naprawdę sądzą, że winien jest kapitalizm! Chociaż nigdy go na oczy nie widzieli. No, ale skąd niby mają o tym wiedzieć? Przecież żyją w demokracji, tam decyduje większość. Jeśli rynki finansowe są tak dalece oderwane od realnej gospodarki, a sektor bankowy nierozerwalnie połączony z rządem, to katastrofa jest nieunikniona. To jest właśnie ten mityczny "neoliberalizm", który z właściwym, klasycznym liberalizmem ma tyle wspólnego, co interes UE z interesem Europy. Pozostaje wierzyć, że po zawaleniu się istotnego spoiwa eurokracji, jakim jest euro, mdły i głupi pomysł, jakim bez wątpienia jest Unia, się rozpłynie. W tym wątku jeszcze tylko dodam, że z zażenowaniem obserwowałem wczorajszą dyskusję w "Faktach po faktach" TVN24, w których to rozanielona Monika Richardson z wyraznym lekceważeniem spierała się z byłym LPR-owcem, Krzysztofem Bosakiem. Trąbiła jakieś nonsensowne teksty o tym, że "przecież nie utraciliśmy suwerenności". Jeśli biurokracji brukselscy decydują, ile polski rolnik ma wyprodukować mleka, co jest wódką czy oscypkiem, a co nie jest, jeśli Wielki Brat poucza nas "dyrektywami" w kwestiach światopoglądowych, a polskie prawo jest wtórne wobec europejskiego, to jak można nie mówić o utracie suwerenności. Po prostu trzeba postawić sprawę jasno: referendum akcesyjne z czerwca 2003 r. pozbawiło nas wywalczonej ledwie parę lat wcześniej niepodległości, Dziś jesteśmy województwem, landem, prowincją Cesarstwa Europejskiego.

        Druga kwestia, w jakiej chciałbym zabrać głos, nie po raz pierwszy zresztą, to kwestia aborcji. Jest to związane oczywiście z obywatelskim projektem ustawy zakazującej całkowicie wykonywania aborcji w Polsce. Zgniły kompromis z lat 90. można udoskonalić. Jednakże wypadałoby zrobić jedno odstępstwo od owego zakazu, a mianowicie zagrożenie życia matki. O ile dla człowieka będącego w łonie kobiety nie ma znaczenia, czy zostanie zabity za to, że został poczęty w wyniku gwałtu czy za to, że matka nie ma pieniędzy na kołyskę, to z pewnościa dla ustawodawcy ma znaczenie dobre rozwiązanie sytuacji kolizji dwóch żyć. Z argumentami wnioskodawców, że jednym z wyznaczników państwa totalitarnego jest jego stosunek do obrony życia, się zgadzam. Państwo pozwalające na zabijanie swoich obywateli, niezależnie od fazy ich istnienia, to państwo totalitarne. Godne podkreślenia jest także to, że pod projektem ustawy podpisało się aż pół miliona osób, co pokazuje, że choć lewacka propaganda ma się dobrze, to nie działa na każdego. A dlaczego napisałem, że prezydencja i aborcja są jakoś tam związane? Ano dlatego, że w Unii Europejskiej bardziej dba się o "klimat", zmieniający się niezależnie od człowieka, niż o ochronę życia poczętego. W UE lepiej być ekologiem niż działaczem "pro-life". Jeśli Polska ma być dla Europy przykładem, to niech będzie właśnie dzięki obronie korzeni cywilizacji europejskiej.

        Po polskiej prezydencji nie spodziewam się zbyt wiele. Nawet nie z powodu niechęci do rządu, tylko po prostu, ten projekt jest w takiej fazie rozwoju, czy może raczje regresu, że prezydencja ani Polski, ani żadnego innego kraju nic tu nie da. Za doprowadzenie do radykalnego zwyrodnienia szczytnych i jak się okazało naiwnych idei schumanowskich nic lepszego niż rozpad się temu socjalistycznemu molochowi nie należy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka