Mało oglądam telewizji i czytam gazet teraz by nieco chronić swoje zdolności i możliwości do osobistego przeżywania i refleksji przed przytłoczeniem zalewem słów i emocji przyciętych na potrzeby mediów. To co dominujące i tak dociera. Dotarł do mnie spór o Wawel, docierają kontrowersje wobec przyczyn katastrofy i docierają echa dyskursu o narodowej żałobie toczonego przez przedstawicieli pozostałych przy życiu elit naszego kraju.
Rozumiem tych, których te niespójności, zwroty w ocenach, nieoczekiwane pozytywne emocje rozdrażniają.
Pamiętam z własnego doświadczenia, że w chwilach zwiększonej przez żałobę i traumę wrażliwości boleśnie ostro odbiera się niekonsekwencje w słowach i zachowaniach. Dzisiejsze pozytywne reakcje stanowią czasem nieznośnie ostry kontrast dla wspomnień z przeszłości. Maleje tolerancja na łatwe emocje i niefrasobliwość otoczenia.
Co jednak w przypadku, gdyby niekonsekwencja, niespójność była rzeczywiście pierwszą oznaką szczerej przemiany myślenia i postaw?
Może odniesienie nie jest najbardziej szczęśliwe i może zbyt patetyczne, ale towarzyszy mi, gdy myślę o tym dylemacie - Przypowieść o synu marnotrawnym jest jednym z najtrudniejszych przesłań Nowego Testamentu.
Szczególnie dla starszego brata.