COR COR
1546
BLOG

SOPA, ACTA, et caetera...

COR COR Technologie Obserwuj notkę 3

SOPA, ACTA i tak dalej...
Oto co sprawiło, że ja - leniwy i gnuśny student - nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności zmuszony ryć do sesji niczym norka - postanowiłem założyć niniejszego bloga [czy jak tam się to słowo odmienia] i podzielić się z szacownymi internautami garścią swych przemyśleń.

Zacząć by wypadało od tego, jak dowiedziałem się o całej aferze [owszem, moje wpisy nie będą krótkie i zwięzłe, gdyż jest ze mnie raczej typ gawędziarza, a wtrącane w nawiasach kwadratowych przypisy ściśle i nierozerwalnie wiążą się z dygresyjnością mych myśli]. Zapewne znaczny was odsetek, szacowni internauci, niemile zaskoczonym został, gdy vis maior sprawiła, że nie zdołaliście pobrać ostatniej części filmu przyrodniczego niemieckiej produkcji z niezwykle popularnej strony, której los uczcijmy 72 minutami ciszy... Podejrzewam, że nim te 72 minuty minęły, najpierw przeszliście przez etap wyparcia, potem zdążyliście przypomnieć sobie całą litanię "polskiej łaciny", by finalnie utopić swój smutek w mniej lub bardziej szlachetnym trunku, bądź też podzielić się nim [smutkiem, nie trunkiem] z innymi szacownymi internautami, dzięki czemu i ja poczułem się zdemotywowany całą aferą, choć szczerze przyznam, że w czeluściach swej pamięci nie potrafię sobie przypomnieć, kiedym ostatnio coś "zasysał" z przebogatych zasobów "neta".
Czy zbulwersowała mnie cała sprawa? Tak! Czy dlatego, że możliwość ściągania niemieckich filmów przyrodniczych stała się zagrożonym gatunkiem? Nie!

Nigdy nie miałem, nie mam i mieć nie będę dobrego zdania o tzw. piratach komputerowych [i pokrewnych ich gatunkach]. Uważam, że ich działalność nie różni się zbytnio od pospolitej kradzieży, a tłumaczenia, że nie okradają oni swych ulubionych twórców, których to są najwierniejszymi fanami, lecz bogate [synonim - złe], pazerne [złe], faszystowskie [no mniejsza, z takim epitetem spotkałem się dawno temu] korporacje.
Wybaczcie wielce szanowni piraci, ale dzięki tym właśnie korporacjom, wytwórniom i wydawcom wasi ulubieni i nieulubieni twórcy zarabiają dzięki tantiemom. Przyznam, że gdybym sam był twórcą [np. pisarzem, który przez okrągły rok psół sobie wzrok i kręgosłup siedząc przed komputerem i pisząc powieść o gabarytach i wadze bloku suporeksu] byłbym co najmniej poirytowany faktem, że jakiś ananas uzyskuje moje dzieło nie płacąc za nie złamanego grosza, a potem jeszcze niejednokrotnie zarabia [tak wiem są też robinhudy-altruiści] na mojej pracy. Co do internauty, który ściągnął tylko na własny użytek, pewnie osobiście bym się nie obraził [bo zawsze jest szansa, że mu się spodoba i zakupi legalną wersję, a może i jeszcze zachwali swym znajomym zapewniając mi większe grono fanów i zwiększając moje dochody], ale przecież nie zabronię innym by powodowało to u nich furię i chęć masowego mordu...

Ale ad rem. Cały problem z piractwem ma [moim całkowicie subiektywnym zdaniem] jedną podstawową przyczynę - idiotyczny dobór środków walki ze zjawiskiem.
Zamiast zadbać o to, by piractwo się nie opłacało, najtęższe umysły pracują [za niemałe pieniądze] nad tym, jak zabezpieczyć dzieło przed nieuprawnionym pozyskaniem. A czyż nie prościej było zrezygnować z tych zabezpieczeń [nota bene: zawsze nieskutecznych i prędzej czy później złamanych], a o koszt ich opracowania i implementacji obniżyć cenę dzieła? Znam doskonały przykład skuteczności takiego działania niejako z własnego studenckiego podwórka - nie spotkałem się z żadnym chyba przypadkiem, by ktoś kserował podręczniki z pewnego poznańskiego wydawnictwa, z bardzo prostej przyczyny - koszt ksera to coś koło 3/4 ceny podręcznika. Znam też mnóstwo, a nawet MNÓSTWO, przypadków innych wadawnictw, których oferta wydawnicza jest nagminnie skanowana i kopiowana, co jest gites geszeft, dzięki któremu możemy zaoszczędzić niekiedy i 50 "peelenów", a dla biednego studenta sumą jest to niebagatelną.

A teraz przejdźmy do ACTA i SOPA. Czy ich pomysły podobają mi się? Nie! Przyczyna jest bardzo prosta i tkwiąca chyba w charakterze narodowym [szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie, złota wolność, za wolność waszą i naszą, et caetera], który burzy się na myśl o, zdaje się, że rzeczywiście nam grożącej, cenzurze internetu. Gdzie Rzym, a gdzie Krym panie Cor - zapytacie pewnie, szacowni internauci. Cóż, aby skutecznie walczyć z piractwem, trzeba bardzo wnikliwie monitorować internet, by wykryć każdy, najmniejszy nawet jego przejaw. Co zatem stoi na przeszkodzie, by struktur powołanych do ścigania piractwa, nie przekształcić w ministerstwo prawdy, tudzież poprawności politycznej? Niepokoi mnie również, dosyć płynna i nieprecyzyjna definicja piractwa w przygotowywanych aktach, dlatego też, nie omieszkam uważnie przyglądać się rozwojowi sytuacji.

Jak to zwykle u nas bywa, na zakończenie warto byłoby znaleźć jakiegoś winnego. Mógłbym być mało oryginalny i wskazać na pazerne korporacje, wydawców, ACTA, SOPA i cyklistów. Daleki jestem od takich stwierdzeń, a winnych afery, upatrywałbym raczej w samych piratach.

COR
O mnie COR

Oszczędnym jest w pochwałach, chojnym zaś w krytyce. Kontestuję rzeczywistość, tropię absurdy i wyśmiewam głupotę. Sine ira et studio i zwykle z dowcipem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie