coryllus coryllus
1085
BLOG

Pamiętnik pogrzebanego żywcem

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Twierdza Przemyśl – betonowo ceglane forty porośnięte krzewami. W czasie pierwszej wojny światowej kilkakrotnie zdobywana przez Rosjan i Austriaków. Po wojnie, w roku 1918 znalazła się w granicach Polski. Z obiektem tym wiąże się jedna z najbardziej tajemniczych i ponurych historii, jakie wydarzyły się w dwudziestoleciu międzywojennym.

 
W roku 1923 podjęto decyzję o rozbiórce niektórych fortów twierdzy Przemyśl. Chodziło o te obiekty, które były najbardziej uszkodzone w czasie działań wojennych lub zostały zniszczone w okresie powojennym. Jednym z takich właśnie obiektów był fort oznaczony numerem XIII. Umocnienia rozbierano aby pozyskać metalowe elementy nośne znajdujące się w murach. Ich kupnem zainteresowane były śląskie huty. W okresie odbudowy państwa polskiego każdy kawałek metalu, który dało się przetopić z spożytkować dla przemysłu był cenny. W czasie odgruzowywania poszczególnych pomieszczeń w forcie robotnicy trafili na zawalone połamanymi fragmentami muru drzwi. Kiedy oczyszczono prowadzący do nich korytarz i z wielkim trudem odsunięto rygle w twarze pracujących tam ludzi uderzył niemożliwy zaduch, a potem kiedy zapalono latarki oczom zgromadzonych inżynierów i robotników ukazał się widok niezwykły. Po środku pomieszczenia magazynowego stała zarośnięta siwą szczeciną postać w łachmanach. Człowiek ten kiedy tylko usłyszał głosy ludzkie zaczął wydawać z siebie niezrozumiałe, bełkotliwe dźwięki i rzucił się na ziemię zakrywając uszy dłońmi. Tak jakby nie mógł znieść niczego prócz absolutnej ciszy.
Kiedy minęło pierwsze zaskoczenie, na miejsce sprowadzono samochód i odwieziono znalezionego człowieka do szpitala. Tam zmarł on jeszcze tego samego dnia, zanim ktokolwiek zdążył dowiedzieć się kim jest i skąd wziął się w podziemiach fortu numer XIII.
Kiedy rozpoczęto przeszukanie pomieszczeń magazynowych fortu odnaleziono tam szkielet innego człowieka i dziwny zeszyt zapisany niemieckim i rosyjskim pismem. Początek owego notatnika stanowiły zapiski austriackiego magazyniera, wydającego codziennie prowiant żołnierzom, jego dalsza, napisana po rosyjsku część była znacznie ciekawsza.
 
Ten niezwykły dokument zaczyna się od dnia kiedy dwaj rosyjscy oficerowie dostali się do austriackiej niewoli. Ograbiono ich ze wszystkiego i wepchnięto do niewielkiej celi w podziemiach fortu. W czasie bombardowania lub ostrzały artyleryjskiego drzwi do ich więzienia zostały zasypane gruzem. Obydwaj Rosjanie niełatwo pozbyli się złudzeń o wydostaniu się na powierzchnię. Po pierwszych minutach przerażenia i paniki próbowali wyważyć stalowe drzwi. Używali tego co akurat było pod ręką – mosiężnych łusek i kawałków blachy. Wszystko na próżno. Kiedy półżywi ze zmęczenia stracili już nadzieję na ocalenie odnaleźli zapasowe wyjście z ciasnej i dusznej celi. Prowadziło ono do magazynu pełnego konserw, mundurów, wody i rumu, było dla obydwu więźniów ocaleniem. No, prawie ocaleniem.
Obydwaj jeńcy – oficer liniowy nieznanego nazwiska i sztabskapitan Nowikow wymieniany w zapiskach tylko z nazwiska, znaleźli się w tragicznym położeniu. Największą udręką była, według zapisków, niemożność odmierzania czasu. Skonstruowali więc zegar wodny, który odmierzał upływające godziny beczkami wody, jedna beczka oznaczała w podziemiu jedną dobę. Codziennie patrzyli na siebie, przyglądali się swoim coraz dłuższym brodom i coraz bardziej bledszym i zapadniętym twarzom. Wszystko co ich otaczało widzieli w blasku świec, w magazynie nie było innego źródła światła. Konserwy, które mieli do dyspozycji to były rozmaite wiktuały, nie tylko mięso. Pytanie – czy mieli szansę? – wydaje się dziś nie na miejscu. Może gdyby znalazł się tam jeden z nich szansa byłaby większa. Dwóch ludzi zaczyna rozmawiać, śpiewać wspólnie piosenki, gadać o różnych głupstwach, w końcu rodzi się między nimi agresja.
Kiedy już wyśpiewali wszystkie piosenki, kiedy opowiedzieli sobie wszystkie książki, kiedy przelała się czterechsetna beczka wody i wypito wszystek rum znajdujący się w magazynie kapitan Nowikow nie wytrzymał napięcia, stanął oko w oko ze straszliwą prawdą. Nie wytrzymał tej konfrontacji, nie wytrzymał świadomości, że będzie musiał umrzeć powoli, głodową śmiercią. Odnalazł wśród rozrzuconych po podłodze śmieci ostry kawałek blachy i poderżnął nią sobie gardło. Jego towarzysz musiał słuchać trwających bardzo długo konwulsji, człowiek nie może bowiem pozbawić się życia w sposób łatwy. Agonia trwała i trwała, w końcu Nowikow przestał dławić się krwią, a jego towarzysz mógł zamknąć go za żelaznymi drzwiami ich pierwszego więzienia.
Tutaj, w pamiętniku rozpoczynają się najbardziej dramatyczne opisy, które warto zacytować:
 
Zamknąłem trupa w sali. Pozostałem sam. Słuchałem, jak gra cisza niby organy kościelne... ...latały języki światła, a później... ...blask, dzwony i chór. Nie spałem, cisza dźwięczy, a ciemność świeci... ...405 beczek. Śniło mi się, że byłem w swoich rodzinnych stronach, matka, siostra... ciepły słoneczny dzień, zapach kwiatów... daleko horyzont nieba... tyle cudnych barw i ona mówiła, że nie zapomniała i kocha. 530 beczek. Znowu śniłem piękne obrazy świata, wolności i ludzi. Nie chciałbym budzić się ze snu: wolałbym pozostać zawsze w szczęśliwym świecie złudy, niż zgrzytać zębami na jawie. 702 beczki... Przestawiam porządek świata, w obronie życia: sen jest moją rzeczywistością, a rzeczywistość - ciężkim snem. Nie znoszę go, bo dręczy mnie, ale ciało ma swoje wymagania, zresztą jem i piję bardzo mało... Zasypiam natychmiast, kiedy tylko o tym pomyślę. 1001 beczka ciszy i ciemności dały mi więcej, niż może dać ludziom tyleż arabskich nocy. To, co kiedyś układało się dowolnie w migawkowe obrazy podczas snu i gorączki, widzę teraz plastycznie, na jawie. Moja świadoma wola tworzy nowe kształty, wśród których obcuję. Niczym nie kalałem teraz mojej grobowej ciszy i ciemności, nie przelewam wody w swoim zegarze, nie jem, nie piję i nie odczuwam żadnego pragnienia. Jestem panem przestrzeni i czasu: mknę w przestworzach z gwiazdy na gwiazdę, rozkazuję żywiołom, wchłaniam wszystkie dźwięki, barwy i aromaty oświata, zmieniam kształty, ginę i rodzę się. Nie znam żadnych granic i zakazu, bo wszystko ulega mojej woli, której jestem panem. Błogosławię mury mego grobowca, bo w nich zaznaję najwięcej wolności i życia. Radość rozsadza mi piersi, próżno silę się ująć uczucie w słowa, które są dalekim echem. Ale już gaśnie moja ostatnia świeca.
 
Nie wiadomo co działo się pomiędzy napisaniem tych słów, a uwolnieniem ich autora z podziemi przez polskich robotników. Wiadomo tylko, że prócz cytowanego tutaj pamiętnika w znalezionych w magazynie papierach było jeszcze zdjęcia młodej kobiety.
 
 
Pierwsza wzmianka o tych wydarzeniach pochodzi z roku 1926, oznacza to że świat dowiedział się o dwóch pogrzebanych żywcem rosyjskich jeńcach trzy lata po śmierci ostatniego z nich. Ich historię opisała Wanda Kohutnicka w miesięczniku „Naokoło świata”. Ukazał się tam artykuł z błędem w tytule – tekst nazywał się „Fort XII”. Autorka pomyliła numerację obiektów fortecznych.
Przed wojną nikt nie próbował dociec w jaki sposób doszło do odnalezienia dwóch Rosjan, artykuł Kohutnickiej uznano za ciekawostkę. Po wojnie powstało kilka publikacji na ten temat przywołujących relacje świadków. Pierwsza z nich ukazała się jednak dopiero w roku 1961. Dziesięć lat później w lokalnej gazecie –„Życie przemyskie” ukazał się artykuł dyskredytujący wszystkie relacje dotyczące odnalezienia jeńców rosyjskich w podziemiach fortu XIII. Autor – podpisujący się P.A. Kruk wyjaśniał, że cała sprawa jest mistyfikacją ponieważ przedwojenny tekst w „Naokoło świata” napisała nie Wanda Kohutnicka, ale ukrywający się pod takim pseudonimem Władysław Kohutnicki – oficer wojska polskiego, dowodzący drugim batalionem pancernym stacjonującym w Żurawicy. Użycie pseudonimu Kohutnicki uzasadniał obawą przed konsekwencjami złamania regulaminu wojskowego.
Po ukazaniu się tej publikacji wielu badaczy zajmujących się twierdzą Przemyśl uznało ją z kolei za próbę zafałszowania historii i podważenia ustalonych od dawna faktów. Wątpliwości budzi chociażby motywacja Kohutnickiego skłaniająca go do napisania takiego artykułu. Niby dlaczego dowódca batalionu czołgów miałby nagle pisać całkowicie fikcyjną, ale jakże dramatyczną historię do popularnego miesięcznika? Po co mu to było? Zresztą, cała sprawa ma taką dramaturgię, że Kohutnicki musiałby chyba być lepszym pisarzem od Sienkiewicza, żeby to wymyślić. O tym zaś raczej nie może być mowy. Jest jednak kilka wątpliwości co to autentyzmu tej historii – nie wiadomo na przykład gdzie został pochowany ów Rosjanin, który po wydobyciu go z podziemi, w których przebywał 8 lat zmarł. Może nie dowiem się tego nigdy, wszak w niedługim czasie nadeszła kolejna wojna, jeszcze straszniejsza od poprzedniej i zatarła ślady, a na ziemi przybyło świeższych mogił.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura