Machiavelli swego czasu napisał:
"Moim zamiarem jest pisać rzeczy użyteczne dla tego, kto je rozumie, przeto o wiele bardziej właściwym wydaje mi się iść za prawdą rzeczywistą zdarzeń niż za jej wyobrażeniem. Wielu wyobrażało sobie takie republiki i księstwa, jakich w rzeczywistości ani się nie widzi, ani się nie zna; wszak sposób, w jaki się żyje jest tak różny od tego, w jaki się żyć powinno, że ten, kto chce postępować tak, jak się powinno postępować, a nie tak, jak się postępuje, gotuje raczej swoją klęskę, niż zapewnia panowanie."
Znajduje się w nim fragment, który postanowiłem uczynić swoistym słowem na niedzielę licząc, że sprowokuje on wypowiedzi osób, w których jest więcej romantyzmu niż w tej chwili we mnie:
"Dziś podstawą realpolitik nie są już armie, ale stan gospodarki, przede wszystkim jej rozmiar. Realia są dla nas miażdżące. Niemcy to 20 proc. PKB Unii, Francja prawie 16 proc., Wielka Brytania – ok. 14 proc., Włochy prawie 13 proc. Oto niekwestionowani liderzy Europy. Po nich idą średniacy: mocne poturbowane kryzysem Hiszpania i Holandia, dopiero w trzeciej kolejności karły – Polska, Belgia i Szwecja (wszystkie po mniej niż 3 proc. PKB UE), a następnie plankton, którego waga ekonomiczna oraz polityczna oscyluje wokół zera. (...) Co zatem wypada czynić karłom w obliczu gigantów? Zejść na ziemię. Nie walczyć o kształt Europy, swobody u wschodnich sąsiadów oraz inne mrzonki, ale gryźć i kopać po kostkach w boju o elementarne interesy, by nas nie zmiażdżyli. "
Najżywotniejsze interesy Polski zatem i Polaków definiuje zaś p. Talaga następująco:
"Nie dać sobie narzucić większych ograniczeń w emisji CO2, wspólnego europejskiego sytemu patentowego, wyrwać, ile się da z polityki spójności w nowym budżecie UE, zwalczać projektowany wspólny podatek korporacyjny."
Przesłanie swej wypowiedzi rozgrzesza słowami:
"Karły miały wprawdzie w kulturze europejskiej opinie wrednych, ale tylko ci, którzy potrafili bezczelnie walczyć o swoje – zwyciężają. Pokornych nikt nawet nie pamięta."
Dodatkowy wątek: Po cóż przez tyle lat mą głowę karmiono "książkami zbójeckimi" i szczytnymi hasłami "Za wolność Waszą i Naszą"? Po co nauczenie religii w szkołach? Dlaczego dopiero teraz jak już:
"W życia wędrówce (niemal) na połowie czasu,
(Tracę) z oczu szlak nieomylnej drogi"
na nowo wskazuje się mi/nam jak żyć czy też jak postępować? Czy "karłom" potrzebne są ambicje i marzenia? Czy też furda mrzonki bo najważniejsze jest "tu i teraz" oraz "ciepła woda w kranie"?