Pośród słów na literę P są takie, które najchętniej wyrzucił bym ze słowników na zawsze. To profilaktyka i prewencja.
Profilaktyka znakomicie mieści się w ogólnym pojęciu kultury. Jest to świadomość: potrzeby higieny fizycznej i psychicznej, przewidywanie możliwości niszczęśliwego zbiegu ogoliczności. Ot, suszenie włosów podczas kąpieli. Szczepienia ochronne, palenie, picie alkoholu czy zażywanie narkotyków oraz przypadkowy seks "na bosaka". itd. itp.
Prewencja to już faszystowskie ograniczenie wolności np.: zakaz noszenia noża dłuższao niż ...,obowiązek przypinania się pasem bezpieczeństwa, a nawet, i tutaj herezja, karanie człowieka w stanie wskazującym na spożycie mimo, że nie popełnił innego niż wypicie, przestępstwa, a nawet wykroczenia. Znam przypadek ukarania kierowcy, który utracił prawo jazdy bo On miał promille, a w niego wjechał, przed światłami, oficjalnie trzeźwy. Ten "trzeźwy" wykpił się mandatem. Prohibicji niby nie ma.
Kilka dni temu, dzielni Stróże Prawa zaczajeni na stacji benzynowej, było ciemno, ruszyli, w pościg za "podejrzanym" samochodem, który jakoby, przejechał przez teren stacji, ale zobaczywszy wóz policyjny, nie zatrzymał się. Włączyli dyskotekę . Rzeczywiście pijany kierowca, podobno wyłączył światła.
Efekt makabryczny. Rozczłonkowane zwłoki, przypadkowego idącego poboczem piechura.
To nie pierwsza ofiara tych słów na P.
