Ten gwałtowny zwrot w stronę ksenofobii był do przewidzenia. Było tylko kwestią czasu. Pomyślmy.
Dostajemy w dupę z lewa i z prawa przez tyyyle lat. Syndrom ofiary. Wiadomo. Biedni, biedni.
I uzyskujemy niepodległość. I mimo niepodległości nie potrafimy się ogarnąć, toniemy we własnych ekstrementach. Dostając pełno kasy z zachodu, który dalej nas nie chce traktować po partnersku, a widzi w nas polskiego hydraulika i tanią pielęgniarkę. Wciąż na samym dole europejskiego łańcucha pokarmowego. Eksportujemy najlepsze umysły za granicę.
I nagle pojawiają się muzułmanie, którzy po jakimś czasie przepotwarzają się w uchodźców. W końcu ktoś gorszy od nas. Ktoś, od kogo można być lepszym. To nic że ich tu nie ma. W wyobraźni są.
I nagle to my mamy rację w końcu w czymś - że uchodźcy to problem. Nie dojrzały zachód, który radzi sobie na co dzień z problemami o wiele lepiej od nas i sypie nam hajsem w twarz. W końcu polsha ma w czymś rację. Wiktoria!
I inni nam nie będą mówić jak mamy żyć - krzyczy nastolatek buntując się. Będę żyć po swojemu! I ma rację, w tej części, że zachód to nieraz cywilizacja śmierci, w której pogoń za pieniądzem jest zbyt często ważniejszy od godności ludzkiej. Oh, wait a moment. Kapitalizm jest zajebisty. To etyka wolności osobistej jest potworna. Więc my wiemy lepiej. Tak jak wiedzieliśmy lepiej wprowadzając liberum veto i rozbierając swój kraj. Wracamy w bezpieczne objęcia etyki katolickiej, która wprawdzie już nie ma racji bytu, ale my udowodnimy że ma. Bo tylko to mamy. I dumę że jest ktoś gorszy. I że w końcu mamy w czymś rację, choćby trochę.
Staliśmy się tym samym czym Izrael - ofiarą, która pragnie znaleźć ofiarę. Tak skupioną na swoim bólu, że nie słucha już innych.
Było tylko kwestią czasu aż znajdziemy kogoś gorszego, nie mogąc być lepszymi.
I że odwrócimy się od zachodu nie mogąc mu dorównać.