czester czester
30
BLOG

Problem z kobietami

czester czester Kultura Obserwuj notkę 5

- Wiesz jaki jest twój problem z kobietami?- zagadnął mnie kiedyś Piotr i razem z Mariuszkiem kazali usiąść wygodnie w starym, zapuszczonym przez Mariuszka fotelu- jesteś za miękki. Nie można, nie jest to po prostu dopuszczalne tak się zachowywać. Nie można tropić nieosiągalnego, zwłaszcza, że to nieosiągalne nawet nie wie o twoim istnieniu. Nie można robić segregacji, że jak blondynka to jest be, a jak ma czerniawe, kręcone włosy to ona właśnie jest cacy. Że jak nie czytuje klasyków, to niech spoczywa w pokoju, a jak jej gust muzyczny, jest przysłowiowo niezbyt wyszukany, to dobry Jezu, a nasz Panie. Krótkie i stanowcze nie. To był punkt pierwszy, a my z kolegą tu obecnym mamy tych punktów troszkę więcej.

Piotr rozsiadł się wygodnie obok mnie, Mariuszek kręcił się za jakimś szkłem, pomrukując co pewien czas, że co jak co, ale tym razem to nie mam wyjścia, tylko muszę zrobić co oni powiedzą. Było to trochę nieprawdopodobne, trochę niezrozumiałe dla mnie, to, że Piotr i Mariuszek mieli jakieś wspólne zdanie, że nie wykłócali się o zasadność jakiejś naprawdę błahej sprawy, co zwykli robić przecież zawsze. Piotr nigdy nie mógł darować sobie jakiejś uwagi na temat ogólno pojętej szybkości Mariuszka, jego owłosionych pleców, a przynajmniej raz, przy każdej rozmowie przedrzeźniał go zniekształcając „r” w każdym wyrazie. Ten znowu także nie pozostawał dłużny, doprowadzając Piotra do furii. Ale tym razem nastąpił jakiś cud, co było okrutnie podejrzane.

-Ty nie masz podejścia- kontynuował Piotr. Wpadł już w ten samonapędzający się stan przeklętej retoryki, pal licho jego akcent kładziony sakralnie na niektóre słowa, zwłaszcza wulgaryzmy, nawet nieważne były jego teatralne gesty, wymachiwanie prawą ręką, klasycystyczne drapanie się po czerepie. Pal licho jego wykrzykniki, pytania retoryczne, cytowanie zjeżdżonych klasyków. Najniebezpieczniejszy był ten błogostan, ten stan prawie narkotycznego samozachwytu, z którego tak ciężko wychodził i z którego tylko Mariuszek groźbą cielesną mógł go wyprowadzić

- Ty nie masz podejścia. Staczasz się po równi pochyłej, gładko wypolerowanej równi, należy zaznaczyć. Z Mariuszkiem doszliśmy do wspólnego wniosku, co jak wiesz jest rzadkością, otóż doszliśmy do wniosku, że albo znajdzie się dla ciebie kobieta, jakaś w miarę normalna, która całkowicie bezinteresownie mogłaby doprowadzić cię do jakiegoś porządku, albo skończysz źle, nawet tragicznie. Nie mówimy tu oczywiście o jakichś ostatecznych rozwiązaniach, bo to ani śmieszne, ani potrzebne. Myślimy raczej o końcu twym marnym polegającym na ślubie z przypadkową osobą, babą jakąś, której do pełni szczęścia brakowałoby tylko ciebie na łańcuchu i całonocnej libacji z włóczką i drutami, kobiety niechcianej i zdesperowanej, a dodatkowo sparciałej. Twój dramat byłby na tyle pełny, wręcz kompozycyjnie doskonały, bo ty nasz kochany kolego nie porzuciłbyś tych swoich ideałów przeklętych, tej swojej zmory uczuciowej. Do końca życia łamałbyś sobie głowę jak to się mogło stać, patrząc na swoje dzieci, tak podobne do mamusi, zwłaszcza z mongolskich oczu i niekontrolowanego intelektu. Istnieje oczywiście jeszcze druga opcja, z lekka hardcorowa, aczkolwiek możliwa. Otóż zakon lub seminarium. Nie, tylko seminarium. Nawet ty nie poszedłbyś do zakonu. Tak, seminarium duchowne, spotkania z ludźmi, których drogą życiową jest Chrystus, ich opowieści, niezwykle lekka, wkurwiająca dobroć. Może byłbyś nawet z początku sceptyczny, nawet może lekko niedowierzający, ale kochałbyś oglądać siebie w sutannie, sutannie - stroju dla ciebie trochę perwersyjnym, bo w tym stroju tak przecież dużo można, a tak mało zarazem. A, ale przede wszystkim kochałbyś przemawiać, stawać na ambonie, koncentrować wszystkich wzrok na sobie. Tak, byłbyś doskonałym mówcą. Ale słabym księdzem. Ale jest wyjście. Znajdziemy dla ciebie kobietę, w dobrym stanie, nie bitą. Ciekawą, jak dobrze pójdzie, a nawet niebrzydką jak pójdzie jeszcze lepiej.

Nie miałem pojęcia czemu tak się mnie uczepili, cóż takiego znowu zrobiłem, że zaczęli traktować mnie jak skończonego idiotę, który nawet nie jest w stanie wynaleźć jakiejś kobiety, tylko musi liczyć na pomoc kolegów. Siedziałem potulnie, coraz bardziej zlewałem się z tym starym fotelem, nie mogąc odparować czymś sensownym, powiedzieć coś krótko i mięsiście. A oni w najlepsze pastwili się nade mną, to znaczy Piotr się pastwił, a Mariuszek jak to Mariuszek nalewał tylko do ciągle wysychających kieliszków. Pobąkiwałem tylko, żeby sobie dali spokój, że nie trzeba, że co oni się tacy opiekuńczy zrobili. Nie działało. Mieli już kandydatki, no powiedzmy kandydatki na kandydatki. Trzeba było tylko nad nimi trochę popracować, co podobno było prostą sprawą, zwłaszcza w Piotrowych ustach. W końcu wstałem, wyprężyłem się jak tylko umiałem, i wychrypiałem chyba dosyć przekonująco:

-Nic nie chcę. Naprawdę panowie dziękuję, ale z łaski swojej się odpierdolcie.

Raczej nie podziałało, bo tylko uśmiechnęli się znacząco, Piotr zachrząkał porozumiewawczo, a Mariuszek spojrzał na mnie z politowaniem i powiedział cicho:

-Potraktuj to jako prezent na urodziny. Chyba masz je jakoś niedługo.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

ciąg dalszy nastąpi( a może nie, taki jestem nieszczęśliwy, że nikt nie komentuje poprzedniej części- jak każdy niedorobiony do końca swojego pisarzyna ;p)

A co, wolno mi. 

 

czester
O mnie czester

Jestem nieznośny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura